Zmordował się na koniec ten, co bajki prawił, Żeby więc do ostatka słuchaczów zabawił, Rzekł: "Powiem jeszcze jedną, o której nie wiecie: Bajka poszła w wędrówkę. Wędrując po świecie Zaszła w lasy głębokie; okrutni i dzicy Napadli ją z hałasem wielkim rozbójnicy, A widząc, ze ubrana bardzo podle była, Zdarli suknie – aż z bajki Prawda się odkryła".
85% owe wyburzenie Warszawy – jedna z licznych demonizacji okupacji Niemieckiej w Polsce, oraz Powstania Warszawskiego. Dojrzała ona w czasach PRL, zakładając że podczas Powstania Warszawskiego, 85% zachodniego pobrzeża stolicy zostało wyburzone, tak że został po nich tylko niewielka i mała kupka pyłu i bardzo drobnego gruzu, a władze PRL odbudowały ją całkowicie od zera. Przez ostatni rok wojny, pełniły też rolę promocji mitu o „Wunderwaffe”, według której naziści mieli dysponować bombami zdolnymi do niszczenia całych budynków, do niewielkich grudek. Efekt wiarygodności osiągnięto dzięki magicznym sztuczkom, opierającym się na manipulacji perspektywą zdjęć.
Była podsycana przez władze PRL, obecnie jest popularna w środowiskach prawicowych oraz jako część faktoidów w mediach. Do jej dowiedzenia używano zdjęcia dawnego Getta w 1944 roku i okolic kilku miejsc (Placu Powstańców, okolic Placu Zamkowego), jako jedynych zdjęć Warszawy w 1945 roku.
Rzekomy efekt bomb Luftwaffe na terenie całej Warszawy w 1945, de facto – rozebrane getto sfotografowane w 1944.
Preparacja, a fakty
Preparacja opierała się na fałszerstwach, wybiórczości zdjeć oraz licznych sztuczkach opierających się na iluzjonistyce.
Zdjęcia pokazywane są przeważnie jako ukazujące niszczycielską potęgą bomb Luftwaffe, a pochodzą głównie z getta Warszawskiego. Region ten był obiektem ofensywy nazistowskiej jeszcze przed Powstaniem, zaś rozbiórki dokonano potem też ręcznie, przed długi czas po końcu Powstania w Gettcie. Reszta zdjęć zawsze pochodzi z okolic pojedynczych kwartałów, gdzie realnie zniszczenia były bardzo duże – okolice sąsiadujących koło siebie Placu Powstańców (stąd nazwa), PASTy, Placu Teatralnego, rzadziej Placu Zamkowego i Saskiego.
Reszta miejsc była przeważnie nie zniszczone, lecz – uszkodzona wybite szyby i zniszczone dachy, lecz te miejsce nie były przeważnie pokazywane, a w niektórych zdjęciach (grudzień) ukazywano je tak, by śnieg był z daleka brany błędnie za gruz. W zdjęciach Getta, ukazywano fragment tak by widoczne były łąki wschodniej granicy Warszawy, tak aby brano je za dalsze części gruzu, czyli raczej „pyłu” (fotografie były niekolorowe), a zachowane budynki pokazywano tak by były niewyraźne. W reszcie miejsc, zawsze perspektywę pokazywano od najbardziej zniszczonej strony.
W rzeczywistości, budynki odbudowywane stanowił głównie naprawianie budynków jako zachowanych konstrukcji, bądź ich podwyższania czy przebudowy w nowy styl socrealistyczny. Niektóre obszary (regiony u. Złotej i Chmielnej) komuniści wyburzyli bez odbudowy, aby postawić Pałac Kultury i inne, niezwiązane budynki. Jedynie getto odbudowano od zera, w duże mierze też okolice Placu Powstańców.
Załamanie
Zdjęcia lotnicze z zimy 1945. Początek getta na północny-wschód.
Zasadniczo mit upada dzięki, w dużej mierze dzięki firmie Google, która udostępniła możliwość obejrzenia zdjęć satelitarnych i/lub lotniczych z poszczególnych lat XX wieku.
Masowe groby w Kanadzie – miejska legenda z 2021/2022 roku, która głosi że w Jezuici mieli pod pretekstem nauczania, budować obozy koncentracyjne dla Inuitów, gdzie mieli być torturowani i zabijani, a potem dla niepoznaki zakopywani w nieoznakowanych grobach.
Obraz rzekomo mający przedstawiać inwazję zmasowanych sił Policji i kleru na niewielki dom w Kanadzie. W obrazie zastosowano renesansowe triki, mające tworzyć iluzję wielkiej bitwy. Obraz był luźną wizją autora.
Geneza
Miejską legendą zapoczątkowało odkrycie nieoznakowanych grobów w północnej Kanadzie, koło szkół katolickich dla Inuitów, gdzie oszacowano – pochowanie 1 000 nieoznakowanych dzieci. Wcześniej odkryto inne nieoznakowane groby, gdzie odkryto koło szkół szkielety ludności eskimoidalnej, w tym dzieci. Teorię podsycał Instytut Pojednania, w który w raporcie oświadczył, że świadkowie mieli oświadczyć że poddawano ich w szkołach wyjątkowo wyszukiwanym torturom (przebijanie języka, rażenie prądem, karmienie wymiocinami), oraz tezy że zjawisko było podobne do Holocaustu i miało na celu zwalczania kultury Inuitów, poprzez tępienie ich języka, oraz ludobójstwa. Tezę podsyciła archiwalna wypowiedź głowy Kanady z końca XIX wieku, która negatywnie wypowiadała się na temat sposobów życia północnej ludności pierwotnej. Teza zakładała, że Inuitów specjalnie porywano z domów (podobnie jak Naziści porywali dzieci do Rzeszy), pojawiały się obrazy, na których widać było bitwy na północy, matki szarpiące się z żołnierzami z karykaturalną miną, oraz wybijane szyby i krzesła wylatujące z okien. Dzieci miano wozić w wozach z sianem niczym bydło, a skracano dziewczynką włosy na znak upadku ich kultury materialnej.
Miejska legenda zyskała szerokie poparcie na świecie, wiele rządów uwierzyło w nią (w tym rząd Kanady), dokonano ataków terrorystycznych na kościoły w Kanadzie i pomnik Jana Pawła II. TVN wyemitowało film „Dzieci nie tego boga”, oraz „Czarno na białym” gdzie promował legendę i tym samym przyczyniła się do wzrostu popularności tej legendy miejskiej w Polsce. Mówiono o „ocalałych” ze szkół i przedstawiano je w sposób bardzo analogiczny do hitlerowskich obozów zagłady. Pojawiły się głosy, że zginąć miały w nich tylu uczniów ile kanadyjczyków miało podobno zginąć podczas II WŚ.
Nieoznakowany grób z 1000-cem osób, okazał się być mistyfikacją – rodzajem wzniesień pagórkowanych – w środku nie było szkieletów. Poprzedni masowy grób, okazał się być rozebranym zwykłym cmentarzem, gdzie chowano lokalną ludność, w tym misjonarzy oraz ofiary epidemii. Uczestnictwo Inuitów w „przymusowych szkołach” też okazało się być nieprawdą. Co prawda byli oni zobowiązane obowiązkiem edukacji, ale to dotyczyło wszystkich obywateli Kanady, a „wywożenie z domów” wynikały z tego, że osoby mieszkające daleko od miast (w tym inne narodowości) korzystała z internatu, worzenie „wozami zwierzęcymi” było wówczas standardowym rodzajem transportu pasażerów na prowincjach Ameryki Północnej, a historie o skracani u włosów dotyczyło okresu plagi wszy. Legendy o danych torturach nie znalazły potwierdzeń u niezależnych świadków, a przypadki bicia uczniów przez nauczycieli były w XIX wieku problemem w wielu krajach i nie miała motywu rasowego, ani narodowego, podobnie jak głosy o pedofilii kościelnej. Negatywna wypowiedź głowy Kanady była pojedynczą wypowiedzią i nie była potem w żaden sposób powtarzana przez Gubernatora Generalnego. Także negatywne odzywki wobec dzieci, okazały się być odzywkami używanymi często przez nauczycieli do dziś i są problemem ogólnoświatowym, a nie problemem wynikającym z walk rasowych.
Mimo tego legenda, nadal jest bardzo popularna w internecie i niektórych środowiskach, czasami nabiera charakteru teorii spiskowej.
Na temat mitów Słowian, można odnaleźć co najmniej dwa, mocno nieprawdziwe warianty błędnych przekonań, które w zasadzie hamują możliwość poznania tych mitów. Trudno jest w zasadzie powiedzieć, które z nich jest bardziej szkodliwe. Pierwsze głosi, że Słowianie nie posiadali mitologii. Jest to oczywiście dziwne stwierdzenie, bo mitologię posiadało wiele ludów pierwotnych, Celtowie, Aborygeni, Indianie z Amazonii, Eskimosi, Murzyni… Druga z nich to kwestia głosząca, że Słowianie posiadali mity, które wywodziły się z tego samego pnia co mity Greków czy Skandynawów, próbują „rekonstruować” co jest skazane na niepowodzenie. Najbardziej racjonalna jest jednak jak zwykle, trzecia nie powiązana z dwoma innymi droga, która jest w sumie powszechnie przyjęta w społeczeństwie i reprezentuje ją między innymi Arthur Cotterell czy antropologowie Rosyjscy.
Słowianie mają mity, tylko że zwą je baśniami, bajkami, gadkami, pohadkami, klehdami czy legendami (z czego część tych słów to zapożyczenia). Należy je rozumieć tak jak mity greckie i brać je całkowicie dosłownie.
W nowożytnych językach europejskich słowo „mit” pojawiło się dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku. Wcześniej tradycyjne opowieści Greków i Rzymian określane były w języku francuskim terminem „fable”, pochodzącym od łacińskiego słowa „fabula”, oznaczającego między innymi bajkę lub Zgodnie z etymologią „fables” o bogach i herosach uważano za alegoryczne opowieściniosące naukę moralną.
W XVII i XVIII wieku pisarze bardzo chętnie używali elementów „bajek” greckich i rzymskich jako formalnych „ozdobników”, a także zapożyczali z nich tematy swoich dzieł. Pozbawione autorytetu religijnego historie „mityczne” służyły najczęściej za kanwę utworów o charakterze ludycznym. Zastąpienie słowa „fable” słowem „mit” związane było ze zmianą postrzegania tych historii. Przełom nastąpił w Niemczech w okresie preromantyzmu, a język niemiecki był pierwszym językiem nowożytnym, w którym zaczęto stosować słowo „mit” w nowym znaczeniu.
Osoby, które wyrywają sobie włosy z głowy i nie mogą spać, zastanawiając się jak to możliwe, że nikt nie zapisał mitów Słowian i poświęcający życie aby je poznać, są skazani na niepowodzenie. Szukają bowiem w złym kierunku, nie widząc odpowiedź jest za blisko, tak że nikt nie spodziewał się że tam jest. Nazwać to można „syndromem kierowcy ciężarówki”, który widzi to co jest daleko, ale jakkolwiek by patrzył i tak nie zobaczy tego co jest tuż przed kołami. Tym wyżej będzie by zobaczyć więcej, tym bardziej mało prawdopodobne że ujrzy to co jest blisko.
Idąc tą drogą mamy już otwartą drogą do pełnej rekonstrukcji mitologii Słowian i jednocześnie wszelkie obalenie tez turbosłowiańskich, panteonie para-greckim. Pojawia się tylko jeden problem. Trzeba wpierw rozprawić się z opiniami, które głosiły że bajka to nie mit. Wynikały one w dużej mierze z tego, że wszelkie mity interpretowana w rozumieniu „interpreta classica” bądź przez zachodnich badaczy, którzy nie rozumieli kultury swoich wschodnich sąsiadów, stąd też Rosjanie mają (jak zwykle) przewagę nad nimi. Idąc bowiem tym wątkiem, musielibyśmy uznać że np. Indianie czy Eskimosi nie mieli mitologii (bowiem oba narody są dwoma najlepszymi w skali świata przykładami na analogię do wierzeń Słowian).
Arthur Cotterell, autor „Mitologii Świata”, encyklopedii w której zachęcał do porównywania, musiał porównać informacje z mitologii obejmującej cały glob, stąd zauważył że różnice między mitem, a bajką są zależne od interpreto uwarunkowanemu kulturowo. To też wynik dokonanej przez parodie Disneya profanacji mitologii Słowian, stąd trudno jest traktować poważnie historie o tym, że dziewczyna zachorowała, bo żaba zrobiła sobie gniazdo z jej włosów. Idąc jednak tą drogą można uznać za nie-poważne, to że Szkoci noszą spódniczki i uznać ich za transeksualnych, albo za parodię. Dla nich to jednak coś bardzo ważnego, tak jak fajka dla Górali. Zacznijmy od początkowych, argumentów zwolenników rozdzielenia baśni ludowych od mitu. Szybko zrozumiemy, że z punktu widzenia Polaka, nie mają one sensu.
Yves Giraud zauważa, że w przeciwieństwie do legendy, odnoszącej się do świata ludzi i stworzonej po to, by dostarczyć rozrywki czytelnikom, mit, opowiadający o przygodach bogów i herosów, ma zawsze głębsze przesłanie i może być interpretowany jako wyraz pewnej idei czy doktryny filozoficznej lub też jako symboliczny obraz pewnej „rzeczywistości psychicznej”
Giraud popełnia tutaj znaczący błąd. Nie ma dowodów że legendy powstały po to by dostarczyć rozrywki. Stanowiły one tak jak mity, rodzaj wyjaśnień zjawisk niezrozumiałych. Mieszkańcy Krakowa nie rozumieli skąd wzięła się jaskinia stąd wątek smoka, a motyw Kraka który pokonuje smoka jest też jednym z mitów związanych z dawnym pochodzeniem rodów. Krak podobnie jak Herkules, jako heros pokonuje mityczne stworzenie (podobny mit odnaleziemy w Czechach i na Rusi Kijowskiej).
Jeśli zaś chodzi o kwestię „bogów” to termin bóg, jest uważany raczej z pojęcie zwodnicze. I np. chrześcijaństwo nie-nazywa bogami „aniołów” choć np. w biblii są wyraźnie opisani jako „teos”. I tak np. uważa się że w Grecji (teos) bóg musi być poważną istotą, a w Japonii (kami) bóg może być też duszkiem kibelka, z resztą jak spojrzymy na mitologie to zobaczymy że często jest bardzo różnie. Najpierw więc weźmy definicję boga na PWN.
Ze względu na duże zróżnicowanie rozumienia tego pojęcia, trudno jest o jego jednoznaczną definicję (co dodatkowo utrudniają założenia teologiczne związane z tym zagadnieniem, pochodzące z poszczególnych religii). Jako najbardziej różniące się od siebie, należy wyodrębnić definicje używane przez religiepoliteistyczne, henoteistyczne i monoteistyczne, deizm, panenteizm i panteizm[1].
Zaś Mały Słownik j. Polskiego dodaje Najbardziej powszechnie pod pojęciem bóg rozumie się określenie istot będących przedmiotem kultu religijnego. Czasem bogami określa się tylko niektóre (najważniejsze) z tych istot, dla innych rezerwując inne określenia (np. półbóg, heros, demon, duch, święty, anioł)
Części władców np. Św. Włodzimerz oddaje się cześć boską jako święci, co było wielokrotnie wspominane przez protestantów i muzułmanów. Legenda o Smoku Wawelski z jednej strony wyjaśnia historię Polski z drugiej wyjaśnia skąd wzięła się wielka jama, a z trzeciej ma wyraźne przesłanie – spryt zwycięża siłę. Do tego można tutaj dostrzec polski typ myślenia. Polacy często lubią to co nazywamy współcześnie „kombinowaniem”. O ile np. Niemcy są praktyczni, to Polacy bardzo często gdy nie mają opcji, nie są bez radni tylko postanawiają na to by dokonać „wielkiej improwizacji” i spróbować np. podgrzać kurczaka palnikiem propanowanym, albo przekroić ogórka nożyczkami, gdy nie ma się dostępu do noża kuchennego. Jak widać mamy dużo sensu w pozornie „bajce dla dzieci”, a także wątek zwyciężenia pewnych złych sił i przywrócenia ładu.
Tak samo jak legenda o Bazyliszku – nie tylko zawiera ono pewną doktrynę „zwrotu do nadawcy tego co uczyniłeś”, ale i też jest oparta na strachu warszawiaków przed bazyliszkami, gdyż Polacy opisywali że w Warszawie jeszcze w XVII wieku żyły bazyliszki. Trudno pominąć lokalny bestariusz bez tego epizodu. Bazyliszek występuje też w legendzie Świdnicy oraz Wiednia (gdzie skamieniał, gdyż zobaczył w lustrze jaki jest brzydki – co ciekawe – do dziś w Polsce „bazylem” nazywa się kogoś brzydkiego). Skąd legenda Wiedeńska ma taki związek z Warszawską? Bardzo proste – Karantanie stanowili plemię Słowian, które zamieszkiwało niemal całą Austrię. Potem jednak na skutek wejścia w strefę wpływów księstw niemieckich, zaczęli tracić swój język. Na języku się jednak w duże mierze zakończyło. Do dziś, patrząc na gęstość haplogrup R1a i I2 widzimy słowiańską genezę Austriaków, a widać to i w akcencie oraz wszystkim prócz paru szczegółów. Świdnica, Warszawa i Czechy to po prostu pokrewna ludność, stąd Bazyliszek występuje i tutaj i tutaj.
Nie wiem skąd wzięło się to że legenda była dla rozrywki. Legendy o świętych też miały ważną rolę religijną (najpewniej były to mity o bogach, w których zmieniono nazwy na postacie bibilijne czy duchownych), podobnie jak inne legendy. Pan Twardowski na Koguci był obecny chociażby, w niektórych kościołach na Podhalu.
Philippe Walter zwraca uwagę na fakt, że w przeciwieństwie do ustnego mitu legenda występuje wyłącznie w formie pisanej, na co wskazuje ponieką detymologia tego słowa, wywodzącego się od łacińskiego legendum, które oznacza coś wartego przeczytania. Najbardziej znanym średniowiecznym utworem określanym tym terminem jest Złota legenda Jakuba z Voragine, czyli zbiór opowieści hagiograficznych ułożonych zgodnie z porządkiem kalendarza świątkościelnych.
Wiele kultur już na początku było by zdyskwalifikowanych z tego powodu, gdyż np. w Egipcie czy Grecji mit był zapisywany. Oczywiście można uznać to że skoro autor mówi o „ustnym micie” to legenda musi być zapisana. Jest to oczywiście kolejny błąd bowiem np. legenda o Morskim Oku przez zapisywacza była usłyszana od jednego Górala z pobliskiej wioski. O legendach dowiadujemy się dlatego, że ktoś je zapisał jednak obecnie jest jednoznacznie przyjmowane, że już wcześniej istniały w formie ustnej, właśnie dlatego dotyczą wydarzeń tak odległych. Wiele legend było zapisywanych relatywnie późno. Legendy wyjaśniające powstanie różnych gór musiały być zapisane nieco wcześniej, gdyż urbanizacja w ich okolicach ostatecznie wymusiła określenie na piśmie przez urzędników, władców czy kronikarzy skąd się ona wzięła, czy raczej – jak wierzyli ludzie, że ona powstała.
Philippe Sellier wyjaśnia, że mit różni się od baśni tym, że odnosi się do sfery sacrum i porusza kwestię ostatecznych przyczyn rzeczy i sensu ludzkiego istnienia. Choć baśń ma wiele cech mitu, pozbawiona jest wymiaru metafizycznego, a jej główna funkcja polega na objaśnianiu otaczającej człowieka rzeczywistości i przekazywaniu nauki moralnej.
Baśń jednoznacznie odnosi się do sfery sacrum. Królewna Śnieżka mówi o krasnoludkach, które były czczone i dawano im jedzenie by pomogły ludziom, a Jaś i Małgosia mówi o Babie Jadzie – demonie z wierzeń, oraz archetypu czarownicy, które palono na stosie. Mit o chłopcu, który wstaje z grobu jest dziwnie podobny do XIX wiecznych głosek, że ludzie wstają, gdyż są upiorami. To że tak popularne w życiu codziennym były demony, magiczne obrzędy i dziwne zjawiska wynika z tego, że baśnie to mity monistycznych Słowian. Łukasz Kozak dowodził w swym „Upiór Historia Naturalna”, że Słowianie myli szamanistami i animistami, zaś Paweł Zych i Witold Wergas podawali w bestiariuszach, że wierzono w demony w ilościach niezliczonych. Nie trzeba z resztą ekspertów by to zrozumieć, wystarczy znać treść Dziadów. Dla Słowian nie istniał podział na sakrum i profanum. W średniowieczu ten pogląd, osiągnął nawet ekspansję na zachód Europy i ludzie przestali te sfery oddzielać też tam, jednak wraz z renesansem nastąpiło odbicie i ludność zachodu wróciła do bitemu im – standardu antycznego.
Aby zobrazować różnicę między bohaterami Markiewicz przypomina interesującą koncepcję Władimira Toporowa, według którego podstawowymi kryteriami umożliwiającymi rozróżnienie między mitem, baśnią, legendą i podaniem są „sakralność” i „cudowność”. Zdaniem rosyjskiego badacza „mity cechuje sakralność i cudowność, [baśnie] – niesakralność i cudowność, legendy – sakralność i niecudowność, podania – niesakralność i niecudowność”.
Sytuacja wydaje się teraz bardzo jasna, jednak należy zauważyć że słowo sakrum jest abstrakcyjne. Jak ludzie modlili się do drzew (przykład Litwa), to nic dziwnego że w baśniach pojawia się motyw, gdzie drzewo prosi Ukrainkę o pomoc, a potem daje jej w nagrodę jabłka. Trudno nazwać legendę niecudowną, gdy np. Matka Boska tworzy gwiazdy z rozbitego słońca, by zadowolić płaczącego Jezusa, albo gdy Bolesław Chrobry mieczem przecina górę na pół, tworząc Dunajec, przy czym jego „ingerencja w boże dzieło” zostaje odpowiednio przez wojów skomentowana. Oczywiście, tutaj mówimy nie o micie antycznym, lecz o micie który powstał jako opowieść o władcy już określonym. Bowiem wiara w mity była tak silna, że chrystianizacja nie zmieniła niczego i po pewnym okresie popularna była wiara, że np. Chrobry był niemal bogiem.
André Siganos rozwija tę myśl, mówiąc, że w przeciwieństwie do baśni mit angażuje w pełni całe jestestwo człowieka, wywołując odczucie mysterium tremendum.
Nie wszystko musi zawierać mysterium tremendum (jeden z dwóch najważniejszych sposobów odczucia boskości, charakteryzujący się doświadczeniem lęku i grozy;), można oczywiście doszukiwać się misterium tremendum w baśniach, ale lepiej uznać że nie każda religia się na nich opiera. Nie każdy człowiek jest Grekiem.
Sellier zauważa żartobliwie, że trudno byłoby wytłumaczyć Kainowi lub Don Juanowi, iż sposobem na ich egzystencjalną udrękę jest ślub i posiadanie gromadki dzieci.
Choć przykro to stwierdzić, to fragment ten wywołałby z pewnością spory sprzeciw u Polaków, z pewnością był by oskarżenia o „brak wiary w tradycyjne wartości”, być może jakiś bardziej radykalny ruch prawicowy nazwał by to „lewactwem”. Tak samo jak trudno było by wytłumaczyć Polakowi, dlaczego kobieta ma dla niego nie stanowić „zbawienia”. Dziwne? Zakończenie wielu baśni ślubem w mitologii Słowian, jest dowodem na to że rodzina stanowiła u nich formę eschatologii (przeznaczenia), bo jak wiadomo każdy lud czy grupa ludów może mieć swoje ostatecznie przeznaczenie. Jak wyjaśnić Kainowi, że sposób na posiadanie rodziny był by dla niego sposobem na rozwiązanie udręki? Proste – powiedzieć „Odebrałeś, życie – teraz daj życie”. Ze ślubem jest związane w Polsce ponad 80 różnych przesądów magicznych, żywych do dziś co świadczy o dogłębnym znaczeniu tego rytuału. I np. u protestantów istniej rozwód, w oparciu o fragment Biblii (mówi, że można się rozwieść w przypadku nierządu), z kolei u zdominowanej przez poganizm słowiański oraz latynoski kościele katolickim, ślub jest połączeniem dusz, które może rozerwać tylko śmierć, więc ksiądz nie jest w stanie dokonać rozwodu, bo to niemożliwe. Widać więc że oba grupy mówią o czymś inny.
Pascale Auraix-Jonchière przedstawia zasadniczą różnicę pomiędzy mitem a baśnią w taki sposób: „O ile forma i bohaterowie są [w obu typach opowiadań] identyczni, o tyle w pierwszym przypadku [mitu] opowieść wyraża pierwotną prawdę i jest przedmiotem wiary odbiorców […], zaś w drugim [baśni] – jest uznawana za fikcyjną. Można by także powiedzieć, że mit ma charakter sakralny, podczas gdy bajka należy do sfery profanum”.
Francuzi należą do spadkobierców cywilizacji Celtów, których mity były budowane w podobny sposób co mity Greków czy Skandynawów, stąd mają trudności ze zrozumieniem o co chodzi. Już w XVIII wieku nazywali baśnie „Opowieściami starej baby”. Dzisiaj widzimy, że była to ich (nieświadoma) ksenofobia, tak samo jak Wikingowie uważali szamanizm Finów za coś dziwnego. I tak np. Czerwony Kapturek (w Polsce ma 9 wersji!) był dla nich dziwny, bo jak to Wilk może mówić, a jak może bohaterem mitu być mała dziewczynka? Nie każda kultura ma jednak te same zasady społeczne (np. niektórzy dziwią się że w popkulturze Japonii często dziecko ratuje świat, a to ma związki ze starym systemem feudalnym, kiedy to pełnoletniość uzyskiwało się już w wieku 7 lat, a wcześniej było się testowanym do różnych zadań, poprzez „wystawianie” na różne zadania i posyłanie na misje).
Autor popełnia jednak jeszcze jeden ogromny błąd. W baśnie wierzono tak samo jak w mity. Obejmują zjawiska, w które wierzono dość powszechnie. Bowiem nie mogli w nie nie wierzyć. Słowianin nie mógł opowiedzieć o czymś co się nie wydarzyło, gdy wówczas wyszło by że kłamie. Wiele baśni zawiera wyjaśnienie skąd np. niedźwiedź ma krótki ogon, dlaczego wilk nie lubi psa itd. jak powstały owce itd. Określenie „gadki” czy „pohadki” odnosi się do historii i nie ma tutaj określenia, że coś wymyślono bowiem brak na to słów, co świadczy o jedności faktów i baśni dla dawnego człowieka. Oczywiście ludzie we Francji nie wierzyli w takie rzeczy. Ale u Słowian wierzono do co najmniej XIX wieku! Można wielokrotnie natknąć się w baśniach na wzmianki opowiadającego typ „Historia ta naprawdę się wydarzyła”, „Żałuje że mnie tam nie było”, „Opowiedziałem ją od mojego pradziadka, więc musi być prawdziwa”, albo „Jeśli nie umarli to żyją gdzieś do dziś”, oraz co najważniejsze „Gdyby nie była prawdziwa, to nie mógłbym jej opowiedzieć”, przy czym są to wstępne albo czasami końcowe komentarze „przesłuchiwanych” przez Afansjewa czy Kolberga chłopów czy mieszczan. To w co wierzono w XIX wiecznej Słowiańczyźnie to niezwykły kalejdoskop, który dla zachodniego odbiorcy wydaje się być czymś nienormalnym. Wystarczy zwrócić uwagę na demonologię, albo w to że w latach 30-stych na Polesiu ludzie wierzyli, że Droga Mleczna to słup od piekła do nieba, oraz gwiazdy to dusze dzieci nieochrzczonych. Albo w to że krasnoludek zostanie wykluty jeśli pod pachą kurze jajo będzie trzymać Baba Jaga, albo w to że Mickiewicz wychodzi z trumny i kontroluje pogodę. Wiara w baśnie nie jest tutaj niczym dziwnym. Przed rozpowszechnieniem się nauki, techniki i edukacji wiara w takie elementy była powszechna w regionie.
Mało przykładów? Podam przykład z życia: jedna matka zabroniła dziecku lalek, gdyż diabeł może patrzeć ich oczami, albo żaba trzyma pieniądze w domu. Nie prędko myślenie mityczne zniknie z życia Polski, a jeszcze 100 lat temu było dominującym, a raczej JEDYNYM sposobem rozumienia świata. Jeśli spojrzymy na mity Indian, to niewiele się różnią od „baśni” Słowian. Świat, który stwarza niedźwiedź? Nic dziwnego, jeśli niedźwiedź pojawia się w wielu baśniach z regionu. Mówiące zwierzęta do efekt wiary w to że zwierzę ma dusze i ma własne królestwo. U np. narodów Syberii istnieje duży szacunek dla dusz zwierząt. Skoro podaje się często przykłady w odniesieniu do Grecji i Skandynawii, to może czas podać przykład w odniesieniu do Indian i Syberyjczyków?
To samo dotyczy wiary w to że baśń dotyczy sfery profanum, co zostało już wcześniej objaśnione. U Słowian bóstwa mogły przybierać formy przyrody, a także mogły być duszami dawnych ludzi. W teorii tak jak u Indian bogiem mogła być rzeka, a nawet kamień. Mówiące kamienie nie są wcale wymysłem poetów, ani nawet obrazem tego że można coś persofynikować, bo personifikacja to właśnie twór animizmu. W Grecji bogowie to zazwyczaj ludzie z elementami np. przyrody, zaś u Słowian bóstwa to przyroda z elementami ludzkimi. Jeśli porównać to do np. Japonii to widać tam taki model np. w przypadku filmu Spirited Away, gdzie jeden bohater jest rzeką, która uratowała protagonistkę, a potem rzeka wyschła bo on odszedł. Gdyby odciąć Disneya od Słowian, Uralo-Ałtajczyków, ludy Syberii, Indian i Japończyków, to gadające przedmioty nigdy nie istniały by w światowej animacji i historiach. Tak samo jak gdyby odciąć od niego Skandynawię, nie powstały by filmy o Thorze.
Najwyższy czas zacytować Chodzenie Bogurodzicy po mękach
To są ci, którzy nie wierzą w Boga Ojca, ani w Ducha Świętego, bowiem zapomnieli oni Boga i nie wierzą, że my jako jego dzieło, stworzeni jesteśmy do pracy. Wszystko na ziemi było dla nich boskie: słońce, księżyc, ziemia i woda, dzikie zwierzęta i gady. Z czasem stworzyli sobie z nich bogów nadając im imiona zmarłych ludzi Trojana, Welesa, Chorsa, Peruna, wierzyli również w złe demony. Do dzisiaj otacza ich ciemność zła. I tak cierpią.
Wszystko na ziemi było dla nich boskie brzmieć może dla wielu pięknie, szczególnie w dobie ekologii. Jednak autor był bardzo krytyczny to tego poglądu uważając go za dziwne. Jednak dotyczył on Słowian. Jak widać mogli nawet wierzyć, że człowiek po śmierci stanie się zjawiskiem przyrody! Na Syberii istnieje mit, w którym kochanka goni swojego „lubego” po niebie po śmierci, stąd jest słońce i księżyc. Z kolei u nas mamy np. liczne legendy o córkach, które stały się dwoma rzekami. Bóg, demon, dusza, duch i przyroda mogły się swobodnie mieszać w kwestii definicji. To jest właśnie monizm.
Nieco inaczej postrzega kwestię bohaterów obu typów opowiadań Véronique Léonard-Roques, która twierdzi, że w przeciwieństwie do anonimowego bohatera baśni postać mityczna zawsze nosi jakieś imię24. Badaczka rozwija tę myśl, przytaczając słowa Bruno Bettelheima: Imiona mają nie tylko [główne] postacie mityczne, ale również ich rodzice i inne ważne postacie opowieści. […] Natomiast baśń [opowiada] historię kogokolwiek, kogoś, kto bardzo nas przypomina […]. Jeśli pojawiają się w niej imiona, to nie są to nazwy własne, lecz terminy ogólne lub opisowe. […] Jeśli bohater ma [tradycyjne] imię […], to jest to imię bardzo powszechne, mogą odnosić się do jakiegokolwiek chłopca lub dziewczynki25.
Faktycznie tak jest, ale też w wielu mitologiach np. Indiańskiej czy Eskimoskiej nie ma często tego, albo używany jest termin jakiegoś zjawiska przyrody. Po za tym musimy zdawać sobie sprawę z dwóch rzeczy, pierwsze jest to że mity te przekazywano ustnie, więc z natury skomplikowane nazwy i ich ogrom (baśni były tysiące) z natury nie był korzystne dla przekazywania ich z pokolenia na pokolenie. Człowiek łatwiej pamięta opis wydarzenia, niż specyficzne słownictwo (jak np. w nauce języków). I tak np. Biblia która też była częściowo ustna, ma wiele ogółów. Adam i Ewa to normalne imiona, zaś Jahwe oznacza „To co jest”, „szatan” oznacza „przeciwnik” itd. Choć trudno porównać Biblie do mitologii Słowian, to warto zauważyć że oba był przekazywane ustnie.
główny przekaz mitu jest taki: ta historia jest absolutnie wyjątkowa; nigdy nie mogła przytrafić się komukolwiek innemu ani gdziekolwiek indziej. […] Natomiast wydarzenia z baśni, zazwyczaj niezwykłe i nawet bardziej niż nieprawdopodobne, przedstawiane są zawsze jako coś całkiem powszedniego.
To wynika z powszechnej wiary w nią. Mitologia Grecka odnosi się do kilku osób, zaś Słowiańska jest znacznie bardziej rozbudowana, bo odnosi się nie tylko do elit i bóstw, ale też wielu bogów pomniejszych. Po za tym musimy wziąć pod uwagę, że kultura Grecji stawia na indywidualizm człowieka, zaś kultura Słowian stawia na egalitaryzm, stąd płaska struktura organizacyjna.
Wyjątkowa z natury postać mityczna staje najczęściej wobec problemów, których rozwiązanie wykracza poza ludzkie możliwości, podczas gdy bohater baśni mierzy się najczęściej z wyzwaniami świata podobnego do tego, w którym żyjemy. Nic więc dziwnego, że ten pierwszy kończy zazwyczaj źle, podczas gdy temu drugiemu udaje się pokonać wszystkie przeciwności. Jedyną cechą wspólną postaci mitycznych i baśniowych jest to, że doświadczane przez nie „sytuacje graniczne” mają charakter inicjacyjny.
Warto tutaj jednoznacznie zauważyć, że w Grecji jest tak gdyż ich kultura opiera się na fatum. U Słowian jest tak że to człowiek jest kowalem własnego losu. Mierzą się też z problemami, które na sam start okazują się być na poziomie porównanym do „wykraczającym poza ludzkie możliwości”. Twardowski zostaje porwany w kosmos, Jan Kostera staje do pojedynku hazardowego Śmiercią i Diabłem, samotny człowiek jest ścigany przez obce państwo chcące go powiesić itd. Jedna to nie zagrożenia są takie małe. To człowiek sięga wyższości by je pokonać, albo chociaż im dorównać. To związane jest z monizmem, równości postaci. „Taki duży, taki mały może Bogiem być”. Określić to można jako… demokratyczne? Postać często wygrywa bo jest dobra, co świadczy z wiarą w prawo karmy, tak jak np. w Indiach. Po za tym faktycznie w baśniach, często pojawiają się problemy normalne typu „głód”, albo „samotność” jednak to świadczy o tym że mitologia Słowian należy do mitologii, w której to punkt odniesienia jest nie tylko z punktu widzenia bóstw, ale i też z punktu widzenia ludzi. Tworząc wyjaśnienia świata, nie sposób było pominąć ludzkie słabości.
Pierre Smith zwraca uwagę na inny niż w przypadku baśni sposób recepcji mitu. Choć mityczne wydarzenia toczą się w wyimaginowanych czasach „przed początkiem historii” i w niczym nie przypominają codziennych doświadczeń słuchaczy, odbiorcy mitycznej opowieści nigdy nie wątpią w jej prawdziwość i z łatwością potrafią odróżnić ją od bajek. To przekonanie podziela Guy Demerson; jego zdaniem mit jest opowieścią, w której sprawy ludzkie łączą się z boskimi, obowiązuje czas cykliczny (przez co opisywane w nim wydarzenia z przeszłości mogą powrócić w teraźniejszości) i która jest odbierana jako prawdziwa. Natomiast baśń to opowieść, w której nie ma mowy o bogach, opisywana w niej historia przydarzyła się komuś tylko raz i która ma charakter ludyczny. Ponadto mity różnią się od baśni […] tym, że tworzą pewien zbiór – mitologię, która istnieje dzięki powtarzalności [pewnych wątków], dzięki nakładaniu się jednego Mit a inne gatunki opowiadań mitu na drugi, dzięki skomplikowanej grze aluzji.
Tak jak już tłumaczyłem, w baśniach występują bogowie! Tak jak to tłumaczono wcześniej. Występuje żywe-słońce. U Słowian zwano je Swarogiem, Swarogą, Jutrzenką, Zorzą, Jarilo bądź Najświętszą. Księżyc zwano Chorsem, a Wiatry – Strzybogiem. Do tego Bóg zastępuje Białoboga, Świętowid Św. Piotra, Gabriel Peruna itd. Pamiętajmy, że pewne słowo należało ukrywać przed kościołem, stąd bezpieczniej było używać słów „Słońce” zamiast „Jarilo”, albo nadać im cechy danego świętego.
Baśń ukazuje cechy, które mogą się powtórzyć, jak chociażby przepowiednia z baśni Słowackiej, która opisuje że kiedyś zwierzęta usługiwały kobietom i mówi że kiedyś to powróci, oraz przytacza historię. Jest pewna powtarzalność wydarzeń, którą trudno zapomnieć, bo np. wiedźmy wielokrotnie pojawiają się w różnych postaciach. To że nie przypominały codziennych opowieści słuchaczy, wynika z tego że u Greków czy Egipcjan był podział na sakrum i profanum. U Słowian – nie.
baśnie istnieją niezależnie od siebie i opowiadają o wydarzeniach punktowych; mity obejmują całość ludzkiego losu, od początku do końca, i, pozostając w ścisłej zależności od siebie, łączą się w skomplikowane systemy, w których się splatają
Po raz kolejny podejmowany jest ten sam błąd. Idąc tą drogą Indianie i Syberyjczycy nie posiadali by mitologii. Nie dotyczy to każdej mitologii ta zasada. Z resztą należy pamiętać, że 10 mln-owa Grecja, to nie to samo co 300 mln słowiańszczyzna więc mitologia choć bardziej rozbudowana, musiała być zdecentralizowana. Trzeba pamiętać, że baśnie i legendy maja zdecydowanie swoją chronologię i można je w nie ułożyć. Najpierw mamy mit wyłowienia, potem można dodać kolejne historie o pochodzeniu gór. Np. mit powstaniu Podhala kończy się stworzeniem Górali. Mit o Bieszczadach i Sudetach, zawiera motyw w którym jeden był egzorcyzmowany, a drugie góry powstał z olbrzymów. W kolejności najpierw musiało być Podhale i Sudety, a dopiero historia o Biesach i Czadach. Ponieważ olbrzymy chciały napaść na Ziemię Krakowską, można domniemać że był on pomiędzy dwoma. Historia o Czarnym Stawie dzieje się już w górach, które stają się jeszcze wyższe kiedy to zaklęta kobieta zmienia się w wodę, więc musi być przed stworzeniem Podhala.
Mamy też baśń o stworzeniu Owiec przez Boga i Kóz przez diabła, które same się wypasają. Z kolei inny mit mówi o oswojeniu samopasących się kóz przez człowieka. To jednak nie koniec, bo wiele baśni ma wyjaśnione pewne elementy geografii – niebo jako chmury, piekło 10 krotnie dalsze niż koniec świata, szklana góra (jest też historia jej powstania!), oraz przedstawienie prawa karmy i pewnych zachowań i norm, działania magicznego świata, przypadków działania, a każdy mit jest inny, bo co kraj to obyczaj. Układa się to w naprawdę sensowną logiczną całość, ale wspomnieni Francuzi jej nie zrozumieli, gdyż nie działali tak jak Prof. Malinowski – nie znali narodu, który opisują. Mitologia Grecka z pewnością też była zdecentralizowana, zanim ją zebrano a Biblia miała taki sam status. Można do posegregować w miarę i jest to możliwe.
Oczywiście mit Grecka też nie ma chronologii jako takiej, bo np. sytuacja z Syzyfem i Tantalem, choć są przykładem ukarania człowieka, to jednak trudno oszacować co było pierwsze. Baśnie układają się w całość, ale trzeba przeczytać ich dużą ilość by zrozumieć o co chodzi i znać kontekst, a i także kulturę. Potrzebny jest czasami klucz aby to zrozumieć, a tych jest sporo bo zapisano sporo o lokalnej demonologii w XIX wieku. Ludzie znają kilka baśni na krzyż, ale już po przeczytaniu 200 baśni Grimmów rozumiemy, że wyjaśniają pochodzenie danych zwierząt, przedstawiają cały axis mundi, prawa magiczne i rolę roślin i wiele więcej. Kiedy do tego przeczytamy 80 historii Śpiewającej Lipki to doszukamy się wielu wzajemnych powiązań, oraz powtarzających się wątków, świadczących o wspólnym korzeniu.
Po za tym wielokrotnie widzimy, że określony czas jest na mityczne epoki. Mamy epokę stwarzania świata, mamy epokę idylliczną (gdzie Bóg pasie owce), mamy epokę triumfu sił zła (powstanie Pawii), okres „Gdy diabeł jeszcze chodził po świecie” okres „Gdy życzenia jeszcze się spełniały”, a nawet mityczne początki państw, czy też mityzacja wydarzeń historycznych – te rzecz jasna są w porządku ostatnie. Sytuacja urwała się tak gdzieś na początku XX-wieku, bo wiara w mity przestała być potrzebna, choć historie te nadal budują naszą tożsamość, moralność i stan duchowy. Wystarczy pozbierać ustne „puzzle”, aby zrozumieć ukryty sens. Albo mówiąc to inaczej „Oddzielić popiół od soczewicy”. Takiego zadania podjął się Białczyński, lecz wyszło to raczej na powieść w stylu fantastyki niż realną kompilację. Prawdy trzeba szukać głębiej.
[…] Northropa Frye’a, według którego mity różnią się od baśni tym, że mają zazwyczaj charakter poważny w szczególnym sensie: wierzy się mianowicie, że „naprawdę kiedyś się zdarzyły” lub że odgrywają jakąś specjalną rolę w wyjaśnieniu pewnych przejawów życia (takich jak na przykład obrzędy). Ponadto, podczas gdy bajki ludowe operują po prostu wymiennymi motywami, układając je w odmienne warianty, mity wykazują interesującą tendencję do łączenia się w grupy i tworzenia większych całości.
Istnieje całkiem sporo baśni wyjaśniających obrzędy w tym górska baśń o srebrnych szyszkach, zaś inne elementy jak np. pisanki mogą być wyjaśniane baśniowo przez rolę kur i jaj, a choinka przez magiczne drzewa, które się pojawiają, lecz wszystko zależne jest od mentalności danego ludu. Nie ma sensu wyjaśniać mitów tylko literaturoznawczo, trzeba je wyjaśniać religioznawczo. Mity greckie co prawda się łączą, ale prawda jest taka że mity Grecji to mity niewielkiego kraju, zaś Słowianie to duży obszar, wręcz gigantyczny terytorialnie i ludnościowo. Łączenie się jest, ale nie od razu. Wywodzą się z jednego postrzegania świata, ale ułożenie ich zajmuje trochę czasu.
[mity] posiadają dwie cechy, których nie mają baśnie ludowe – cechy wywodzące się raczej z funkcji społecznej i władzy niż z ich struktury. Po pierwsze, wiąże je ze sobą jakiś rodzaj kanonu: mit zajmuje swoje miejsce w mitologii, zbiorze połączonych ze sobą wzajemnie mitów, podczas gdy baśnie ludowe są nomadyczne i wędrują po całym świecie, wymieniając się swoimi tematami i motywami. […] Po drugie, mity zakreślają szczególny obszar kultury ludzkiej i wyróżniają ją spośród innych. […] Mitologia zakorzeniona w konkretnym społeczeństwie przekazuje dziedzictwo wspólnych napomknień i doświadczenia słownego w czasie, pomaga więc stworzyć historię kulturalną.
Teoria o tym że bajki wędrują nie została nigdy potwierdzona. Duża ilość podobnych motywów wynika z pokrewieństwa ludności. Słowianie, Austriacy i część Niemców (zgermanizowani językowo Połabianie) stanowią jeden, pokrewny meta-lud, stąd związki, a jeśli jakiś kraj posiada jakiś wątek w bardzo małej ilości, to albo ktoś po prostu zapisał go z innego kraju, albo część ludu innego, wyemigrowała do tego kraju.
Też widać, że baśń przekazuje dziedzictwo bowiem, albo mówi o rzeczach ważnych dla danego ludu, w tym kultury wiejskiej.
Podsumowując, trudno ocenić że Francuzi mieli rację z takim podziałem, bowiem wywodzą się z kultury która jest inna niż Słowiańska i nie rozumieją że mit nie musi mieć części tych cech, choć je ma. Grupa narodów, która zajmuje 2/3 populacji Europy i była izolowana, nie mogła nie zachować bogatej mitlogi, a tą mitologią są właśnie baśnie i bajki, które 200 lat temu nikt nie kojarzył z literaturą dla dzieci. Z resztą to historie, w które jest więcej trupów niż samych historii. A kto tak bardzo nie fascynuje się śmiercią i samobójstwami jak Słowianie?
Jak przebiegała historia legendarnych animacji epoki PRL? Kto kontynuował i kontynuuje ich dziedzictwo? Skąd to się wzięło? Skąd wziął się charakterystyczny kształt postaci w polskich czy czeskich kreskówkach oraz folklorze Europy Wschodniej? Co to ma wspólnego ze sztuką lodową? Dlaczego ożywienie lalki przez animatora było początkowo niemal rytuałem religijnym? Najwyższy czas poważnie przyjrzeć się historii filmów Bloku Wschodniego. Co one mówią w rozumieniu antropologii i kulturoznawstwa? Bardzo wiele o narodach, które je tworzyły, a część z nich miała duży wpływ na współczesność. Niektóre mówią nawet sporo o pradawnej wierze, albo mentalności tak odległej od przyzwyczajenia, że powodującej szok, bądź nawet pewne deja vu, jakbym kiedyś widział to kilka żyć temu.
Początków typowego dla Europy Wschodniej stylu możemy doszukiwać się już w przedziale 8 000-5 000 lat p.n.e w Europie Wschodniej, a także jej następcach kulturowych. Ciągłość pewnej symboliki można dostrzec w ciągu wielu tysiącach lat, a następny okres ostatnich 1 000 lat daje znać o kształcie dzięki ludowej sztuce, która przetrwała i została wykorzystywana do ilustracji w PRL.
Weźmy np. figurki Cywilizacji Umelnickiej z Rumunii. Dziwnie przypomina Kulfona, Plastusia czy nawe postacie z reklam Zozoli…
„Janusz” z Bułgarii. Motyw takich wąsów będzie się utrzymywał w sztuce przez kolejne tysiąclecia.
„Kreskówkowe” obrazki z późniejszej Rusi. Widać rodziców i dziecko w jednoznacznym geście, oraz jednoznacznym przedstawieniu emocji. Specyficzna ramkia.
Baby połowieckie z Ukrainy, Rosji czy Kazachstanu.
Kur… nic dodać nic ująć – Bałkany.
Postać ze specyficznymi, skośnymi oczami, oraz specyficznym łukiem brwiowym, powtarzalnym w tym regionie.
Postacie z Rusi, na kijkach są dowodem na to że znano teatr kukiełkowy. Widać postać w płaszczu, przeciągniętym na skos niczym kimono i ręce złożone jak do modlitwy.
Zwierzęce motywy – ptak i baran.
No dobra, opuśćmy na chwilę temat figurek, bowiem one samo oprócz walorów estetycznych, artystycznych, rozrywkowych czy upamiętnienia np, zmarłych miały też inną rolę – religijną.
Lalki jako drewniane wizerunki ludzi, miały mieć magiczną moc posiadania dusz osób zmarłych. Lalka mogła opiekować się ludźmi jeśli była dobrze traktowana, jednak w przypadku zaniedbania mogła się brutalnie mścić, stąd też lalki traktowano były wyjątkowo ostrożnie i z szacunkiem. Szczególnie istotna była marionetka, którą poruszasz – stała się w kulturze wschodniej niemal horrory stycznym elementem. Szamanizm słowiański dążył do poruszenia w życie materii, kontroli nad życiem, a śmiercią i niemal komunistycznego zrównania ze sobą świata ludzkiego i boskiego. Ten bezlitosny egalitaryzm i płaska struktura organizacyjna musiał być przestrzegana nawet przez istoty magiczne.
A potem wszyscy wstali i odśpiewali międzynarodówkę.
Choć próba uzyskania iluzji optycznej, poprzez zmienienie ze sobą dwóch obrazów próbowano w sumie trudno stwierdzić kiedy dokładnie, to pionierem był Litwin z pochodzenia, mówiący po polsku, a mieszkający w Rosji.
Trwała jeszcze Młoda Polska, czyli druga fala Romantyzmu, a kultura Wschodnioeuropejska dominowała nadal w Europie. Władysław Sterewicz tchnął życie w lalki, używając sprytnej metody. Już wówczas można zauważyć ogromną ilość elementów, nie tylko wywodzącą się z wcześniejszej sztuki ludowej, ale też wiele, które były potem obecne w demoludach, także to jak inspirował się nimi czy to Disney czy to Tim Burton! Starewicz tworzył dalej, już niepodległej Polsce.
Odpowiadał też np. za ożywienie robaków, które zbierał (niemal jak Satoshi Tiari!), używał motywów bajek wschodnieuropejskich, szamanizmu czy legend.
Do lat 60-tych, zrealizował ponad setkę filmów, w tym czasie rozwijała się także konkurencja w Polsce, a także animacje rysunkowe. Szczególnie istotne były animacje rysunkowe pochodzące z ZSRR, które animowały baśnie wschodnioeuropejskie. Dominował animizm w tych tworach, w tym żywe przedmioty. Kiedy w Kalifornii Walt Disney rozwijał swoje filmy umieścił w nich elementy animistyczne z Europy Wschodniej, a także trochę stylu, choć miejsca akcji czy scenariusze były już odległe od idei słowiańsko-ugrofińsko-bałtowskich. Gdy ZSRR zaadaptował „Królewnę Śnieżkę” Disney zrobił to samo, zatrudniając to pracy ukraińca Vladimira Tytlę. Co doprowadziło do rozpowszechniania się szerszej popularności tych mitów. Jednocześnie po dekadach, zostało to przez to sprofanowane jako „opowieści dla dziewczynek” (choć róż to dopiero efekt agresywnej ekspansji japońskiej kultury kawaii, opartej na kolorze kwiatu wiśni), a profanacja osiągnęło apogeum w momencie wprowadzenia kontrowersyjnego YouTube Kids. Nie mniej jednak te „zatrucie źródła” Disneya już na początku przez Rosjan, przetransportowało kulturę wschodnią do mas. Tak samo jak udział Finlandii w tworzeniu pierwszych gier na Androida/iOS sprowadził, że zdominował on styl gier tego typu, w wielu produkcjach. Oba przypadki to kultura „dziecinna”, lecz nie tylko dziecięca. Ale taka jest już kultura Europy Wschodniej.
W 1947 pojawiła się animacja lalkowa z PRL – za Króla Kraka stworzona przez debiutujące studio Semafor. Fabuła była prosta – Krak kontra Smok Wawelski. Elementy pogańskie, przedstawienie Słowian z wąsami i prostymi włosami we fryzurze a ala chińczyk było dobrą rekonstrukcją, ale… Powielono schemat z śmiesznej, lecz nieco rasistowskiej (a wręcz niby lekko nazistowskiej) wersji „Wanda leży w naszej ziemi” Kornela Makuszyńskiego, gdzie Słowianie mieli włosy rodem z niemieckich filmów propagandowych (pewnie wzorowali się na kilku bajkach wschodnich, gdzie było kilka złotowłosych) co zwiększyło stereotyp. Nie mniej to nie ma znaczenia – krok w przód został dokonany.
Wkrótce powstawały kolejne animacje Wasilewskiego i nie tylko.
Trzeba jeszcze dodać, że zarówno styl animacji, jak i rysunków w PRL odzwierciedlał stare systemy ludowe, jeszcze z epoki brązu.
Postacie w książkach miały duże oczy, bladą niemal „rokokową” cerę i różowe policzki, proste włosy i specyficzne głowy.
W niektórych ilustracjach postacie wyglądały niemal jak z Sailor Moon, a skąd się wzięła ta blada cera i policzki? Taki schemat był chociażby w ludowym malarstwie rosyjskim, gdzie niektóre kobiety przypominają niemal japońskie gejsze.
Prządki złota z mitologii Estońskiej, w tle kokosznik.
Taki kokosznik był popularny w Rosji jeszcze za czasów Kijowa. Co ciekawe podobne używane były na Syberii. Zapożyczenie? W żadnym wypadku! Już w kulturach neolitycznych słowiańszczyzny można odnaleźć figurki z kokosznikiem – tak samo jak i w neolitycznych figurkach z okresu HJ
Powstawało coraz więcej animacji poklatkowych, z czasem zwiększyła się też ilość produkcji rysnkowych.
Krecik/Little Mole (1956-1979)– Czechosłowacja
W 1956 roku tuż po zwycięstwie Powstania Poznańskiego, rozpoczęła się produkcja Czechosłowackiego serialu „Krecik”. Serial zawarł w sobie specyficzny styl, oraz wiele elementów mistycznych. Jednym z najbardziej charakterystycznych odcinków, był ten o „Zielonej Gwieździe”, która spadła z nieba, ale ostatecznie musi trafić na firmament. Całość ożywiała przyroda w postaci np, żywych grzybów, które wygonione ostatecznie chcą wrócić do kopca, a gdy Krecik je przyjmuje, chronią go przed deszczem. Oprócz tego zawarta jest w nim ogromna wrażliwość na losy zwierząt, wręcz zbyt „cisnąca”, ale od kiedy to khatarsis jest lekkie?
Przygody błękitnego rycerzyka kontynuują motyw owadów, jako bohaterów. Całość jest poniekąd dzieckiem animacji Litwina, oraz ojcem Pszczółki Maji. Całość opiera jednak się na założeniu, iż skoro pancerze owadów, przypominają pancerze wojowników, to czemu by nie zrobić motywu Owada-Rycerza w serialu? I tak powstało uniwersum, w którym owady reprezentują jakiś tym wojowników i np. żuk przypomina samuraja itd. Całość doczekała się filmu pełnometrażowego.
Bolek i Lolek jest uważany za symbol PRL-u w ta kim stopniu jak Coca-Cola była uważana za symbol USA. Jeden z najdłużej produkowanych seriali-tasiemców Bloku Wschodniego, doczekał się niemal 200-odcinków, oraz kilku filmów pełnometrażowych. Podzielony był na kilka sezonów, w tym sezon o górnikach, sezon w którym bohaterowie wędrują do legend czy tych, gdzie podróżują po Polsce, albo świecie. Bolek i Lolek doczekał się potem także wielu gier komputerowych, a także książek. Jest jednym nieoficjalnych symboli narodowym.
Jeden ze starszych serialu PRL-u opierał się na motywie, będącym odbiciem lustrzanym wizji animacji. Bohater ożywia to co narysuje i to dosłownie. Myśli twórców, ewidentnie wpływały na motyw. Wątki są różnorodne. Bohater zostaje uprowadzony, szuka skarbu, nocuje w lesie. Ołówek dostarcza mu krasnal, który pojawia się, gdy ten go potrzebuje.
Reksio to symbol miasta „Bielsko-Biała”, który doczekał się 50-odcinkowego serialu. Autor wzorował się na własnym pupilu, a akcję umieścił na wsi. Istniał podział na specjalne sezony, w tym taki który Reksio szuka ptaków. Istniał wątek kur i lisa, który je porywa, a także wiele innych. Jeden z najważniejszych seriali PRL, doczekał się wielu książek, a ostatecznie serii gier stworzonych przez Aidem Media (te same studio, co brało udział w adaptacji Bolka i Lolka), których było ponad 20-ścia. Ostatnią część wydano w 2013 roku, powstały jednak 2 fanowskie gry, na poziomie tych poprzednich, a w 2022 zorganizowano Reksiocon.
Mieszkaniec Zegaru z Kurantem/Houseman of Clock with Coock (1967)
Nieco mniej znana seria, oparta na idei domowika mieszkającego w zegarze, czyli motyw dość powszechny w tym regionie Europy, oraz gospodarza i interakcji między nim, a małym skrzatem.
Rozbójnik Rumcajs (1967)
Jedna z najbardziej znanych czechosłowackich animacji, oparta na podstawie pewnej książki. Jest na tyle istotna, że wchodzi w nurt kultury Karpack-Sudeckich rozbójników. Doczekała się kontynuacji o Cypisku – Synu Rumcajsa i Hanki.
Proszę Słonia (1968)
Historia oparta na książce o tym samym tytule, która wywarła na kraj duży wpływ. Historia zaczyna się od momentu, gdy główny bohater jest odrzucany przez grupę rówieśników, ze względu na niski wzrost (Polacy nie należą do najwyższych). Matka mówi mu aby wziął tabletki z witaminami, bo od tego urośnie i będzie żywszy. Ten jednak nie chcąc ich brać wrzuca je do skarbonki-słonia. Co się potem stało? Można się domyślić.
Przygody Misia Coralgola, zaczęły się jako adaptacja francuskiej książki o misiu Coralgollu, lecz ostatecznie sam miś stał się kimś praktycznie niezwiązanym z pierwowzorem. Zamiast tego dostaliśmy ponad 50-odcinkową sagę, będącą jedną z największych sukcesów animacji PRL. Fabuła opowiada o porwaniu Hektora – przyjaciela protagonisty przez wilka, będącym jego dawnym ziomalem, który chce go zachęcić by ten był „jak za starych czasów” i razem z nim znaleźli miejsce na hodowlę kwiatów zwanych enigmatycznie „tulipanami”, które bohater zdobywa w Bank of the Brazil, wchodząc w układy z grubą świnią-bankierem. Główny bohater rusza na ratunek przyjacielowi, a pościg niesie go na koniec świata. Cała akcja jest bardzo dynamiczna, wszystko jest w ruchu, a spokojniejsze sceny, aż drżą że zaraz coś się zmieni. Całość jest nie tyle dynamiczna, co wręcz rytmiczna. Zaczyna się od bardzo fajnej czołówki, a w serialu mamy pościgi samochodowe, tajne listy i wiele więcej. Pamiętam mocno scenę, gdy to aby zmylić pościg, wilk wjeżdża w Londyńską mgłę, a gdy Coralgol z niej wyjeżdża nagle zmienia się całą sceneria.
Piesek w Kratkę (1968-1972)
Serial piesek w kratkę, oparty na motywie żywej pacynki, która udaje że nic nie robi, gdy właściciel już wróci. Przedmioty żyją, szczególnie gdy gada do nich Piesek. Istotny jest odcinek z kuchnią, kiedy to czajnik staje się ciuchcią, młynek się sam kręci, a zegar hipnotycznym tonem wyśpiewuje piosenkę o godzinie (ktoś pamięta legendę Duch w Zegarze). Wszystko jest niemal „nawiedzone”. Miałem po odcinku w kuchni dziwne sny.
Wilk i Zając/Wolf and Rabbid (1969-1989)– ZSRR
Radziecka animacja, swoista odpowiedź na „Toma i Jerrrego” lecz znacznie pełniejsza. Wilk ściga zająca, który zgasił mu papierosa i przysięga mu zemstę. Odcinki przeważnie kończą się cliffhangerem, gdy to zając ucieka np. pociągiem, a wilk próbując go dogonić krzyczy „Nu pagadi”. Postać jest bezkomromisowa, grozi siekierą, jeździ na motorze, pokazuje swój gniew, pali cygaro, a całość jest znacznie realniejsza niż „zaokrąglony” Tom i Jerry. Istotny jest odcinek kiedy to Wilk przenosi się do świata baśni, gdzie to pojawia się np.
Porwanie Baltazara Gąbki to kolejna już animacja robiąca pożytek z mitu o smoku wawelskim. Tym razem jednak smok jest przyjacielem księcia Kraka, który powierza mu misję odbicia żydowskiego profesora – tytułowego „Gąbki”, z rąk Deszczowców – czyli pewnego rodzaju wodników. Kwestie historyczne są bardzo umowne, bowiem w czasach Kraka istnieją – samochody. Odcinki są ściśle powiązane, a kończą się bitwą o Pałac.
Adaptacja komiksów Kornela Makuszyńskiego, o tytułowym bohaterze, który szuka Pacanowa. Opowieści w tej wersji są mocno, występuje np. smocza jama, którą przez przypadek odkryto podczas budowy. Postać doczekała się kilku gier komputerowych, a obecnie tworzony jest pełnometrażowy film o tym bochaterze.
Bajki z Mchu i Paproci (1968–1972) – Czechosłowacja
Licząca kilkadziesiąt odcinków seria, oparta na równie ważnej książce to szczególne przedstawienie mitologii słowiańskiej. Jej klimat został tutaj odzwierciedlony bezbłędnie i niedoścignienie. Zarówno jeśli chodzi o książki jak i serial. Głównymi bohaterami są dwa domowiki – Żwirek i Muchomorek żyjące w surrealistycznym, matriarchalnym świece, gdzie wszystko żyje, gwiazdy zjadają obiad, a rusałki, wiły i śnieżne panienki wywołują u dwóch pantoflarzy dziwne stany hipnotyczne, biorą co chcą odchodzą – w końcu są bóstwami wyższego rzędu niż krasnoludki… Oni zaś próbują nie dać się rozpaść domkowi w kręgu dziwadeł czy gasnących żywych ogników niczym z Popielnika na Wojtusia. W jednym z odcinków wypędzają Strzyboga (żywego wiatru) co komina, a w innym zostają uprowadzeni przez wodnika, który przypomina raczej wodnicę, bo żyje w stadni. Powiedzieć, że jest to „Czeski film” to mało powiedzieć, lecz to element takiego statusu naszej „mitologii”. Nawias dodałem nie bez powodu. Serial często leciał na TVP1 w poniedziałek, co wraz ze smutnawą muzykę, sprawiało że poniedziałek był jeszcze gorszy. Ale serial był wybitny.
Kochajmy Straszydła/Lets love the monsters! (1970)
Tytuł, który dzisiaj zapewne zyskał by sporą krytykę Sławomira Kostrzewa swoim tytułem. Powieść opowiada o diabłach, wodnikach i innych słowiańskich demonach i stworach.
Kiwaczek/Czubaraszek (1971) – ZSRR
Historia z ZSRR o małym niby misiu-niby niewiadomo co, w stylu „postaci o dużych uszach” podobnych do figurek glinianych, wspominanych na początku. Cieszy się dużą popularnością, także poza Rosją. W Japonii jest masa gadżetów związanych z tą postacią, która wpisuje się w standard kawaii.
Makowa Panienka (1971-1972)– Czechosłowacja
Kolejna już Czeska bajka, tym razem opowiada o małej rusałce „Makowej Panience”, z wiankiem żyjąca w trawie. Na tym można zakończyć podsumowanie. Mak w Europie Wschodniej ma bardzo dużą rolę kulturową, od kuchni, przez kolor, znaczenie narodowe, magię, aż po czarny rynek (różne narkotyki miały dużą rolę w kulturze, nie tylko marihuana).
Pies, kot i… to próba stworzenia czegoś, gdzie w przeciwieństwie do zachodu – kot i pies nie są wrogami, choć jednocześnie popadali w konflikt, jako dwóch różnych bohaterów komicznych.
Drugi miś w zestawieniu, tym razem zwany „Kudłatkiem”. W serialu występuje popularny w filmach PRLu motyw żywego słońca, czyli hipostazy Jutrzenki/Zorzy/Najświętszej/Jarilo, które jest popularne w kulturze Wschodniej Europy. Posiadaczką misia jest blondynką o imieniu Agnieszka, która to opiekuje się misiem, gadają ze sobą normalnie i nikt się nie dziwi, że miś gada. Sam miś przeżywa różne przygody jak np. zapobiega porwaniu kur przez Lisa, który jest dziwnie podobny do tego z Reksia… W jednym odcinku Agnieszka dostaje lalkę, która ożywa.
O ile na zachodzie dominuje motyw „Kot zły, myszy dobre” (Tom i Jerry, Pixie i Dixie, Kor Sylwester), to u nas jest odwrotnie. Europa Wschodnia od dawien dawna jest oparta na Cywilizacji Zbożowej. Objawia się to w różnorakich aspektach, od roli świecenia chleba, (jako nośnika siły ziemi Mokosz, wydestylowanej przez Smiergała i obrobionej w piecu przez Swaroga), przez kulturę wsi, aż po herby Republik Radzieckich (wieniec zbożowy jako tamga). Nic więc dziwnego, że wymagano kota, do łapania myszy. Rejon nasz jest jednym z najbardziej powiązanych z kotami. Kot Filemon odzwierciedla to w odpowiedni sposób. Bohaterami jest para kotów, należącej do góralskiej, starszej pary. Filemon jest nieostrożny, ale jednocześnie logiczny, zaś Bonifacy jest mądry, ale za to często zbyt pochopny. Czasami występują sceny specyficzne jak np. Bonifacy, który walczy z własnym cieniem, a także to jak w nocy nagle wydaje się że garnki ożywają. Pojawia się też wiejski wróg… kto niby inny… Lis, podobny do poprzednich dwóch, co świadczy o kolejnym elemencie pewnego kanonu kulturowego.
Serial jest kontynuacją serii „Pomysłowy Wnuczek”, a opiera się o wnuczku, który jak typowy Polak, kombinuje jak wymyślić własnoręcznie maszyny dla dziadka. Motyw w którym świetlista kulka, pęka mu nad głową dając pomysł, jest obecnie popularnym memem. Całość zawinięto w bardzo dobrą muzykę i schemat w jaki Dobromir projektuje maszyny i rozwiązania, a towarzyszy mu zielony ptaszek.
Pszczółka Maja/Maja the Bee (po 1972) – kooprodukcja
W owym czasie apogeum i bardzo kultowa produkcja. Przykład okresu Gierkowskiego, kiedy to zaczęto powoli zezwalać na kontakty ze światem spoza Bloku Wschodniego. Pszczółka Maja to kooprodukcja podczas, której współpracowano z Austriakami oraz Japończykami. Ci pierwsi to naród słowiański, tylko niemieckojęzyczny, zaś ci drudzy mają podobną do Słowian kulturę. Mitologia słowiańska oraz shinto dobrze współgrały. Chodzi bowiem o podejście do kwestii natury. To kolejna już produkcja, która opiera się na schemacie owadów, skojarzenie z „Błękitnym Rycerzykiem” jest jak najbardziej zrozumiałe. Całość jest jedną z dłuższych serii w tym zestawieniu, a fabuła opowiada o pszczółce rodem z Ulów na Ukrainie, która ucieka z Ula, próbując odnaleźć zaginioną opiekunkę, którą traktuje jak matkę. Za nią rusza Gucio i już na początku wpadają w tarapaty, gdy to na bagnie pojawia się zagrożenie.
„Czy zdajesz sobie sprawę, że jeśli mnie użądlisz to sama zginiesz?”
Dalej fabuła opiewa w między innymi próbę ratowania przyjaciół przed śmiercią z rąk modliszki, zjedzenia przez pajęczycę Tekle, pomagają gąsienicy dokonać wewnętrznej przemiany (przy czym odzwierciedla ona nie tylko ciało, ale i mentalną przemianę wewnętrzną), pomagają głodnemu dezerterowi-mrówce, wrócić do dowódcy i mrowiska, przekonując go że tylko w grupie jest sens życia, gubią się w jaskiniach larw osy, pomagają cykadzie osiągnąć przemianę i wyjść z larwy, jako wspaniały owad grający na wiolonczeli (potem w tle, opiewa fantastyczny utwór z muzyki klasycznej, którego nie mogę nigdzie znaleźć, ale jest on fenomenalny), co przedstawia też przemianę wewnętrzną i wiele więcej, a to wszystko z fantastyczną ścieżką muzyczną, jak na tamte czasy, oraz różnorodnością postaci i wątków, którą bez wątpienia wspierał odpowiednio dobry entomolog, oraz typowym dla listy przedstawieniem aorystycznym roślinności.
Jest to na tyle duży fenomen, że stał się w sumie archetypem. Doczekał się kilku gier, parodystycznej piosenki „Pszczółka Maja sobie lata”, nazwą „Pszczółka Maja”, nazwano też płytę retro zespołu „Amadeo” śpiewającej covery Anny Jantar „Nic nie może wiecznie trwać”, czy miks „Dashingis Chana” i „Kathushy”. Gra studia Play.pl „Pszczółka Ula” zapewne było inspiracją.
Zapowiedź nowego docinka, po końcu pierwszego to pomysł Japończyków. Całość jest oparta iście Mickiewiczowskimi, albo Goethowymi motywami, albo jak by to powiedzieli Japończycy „Mono no Aware” Murakamieniego.
„Gdzie się podziało to błękitne niebo, które mi obiecywała mama? Na dworze wcale nie jest tak pięknie…”
Kaśka o Baśka (1972-1973)
Pomysł opierał się na stworzeniu żeńskiej wersji Bolka i Lolka, wypadł niespodziewanie dobrze. Serial o dwóch koleżankach, okazał się też dość kontrowersyjny. Zawierał dość pikantny humor, rodem z „Blok Ekipy”, lecz odpowiednio przemycony.
Rusałka Amelka (1975)
Kolejna już bajka, oparta na postaci rześkiej, tym razem znów Czechosłowacka. Rusałka posiada oczywiście stereotypowe blond włosy, oraz wianek.
Jeden z największych symboli PRL. Serial stop-motion doczekał się ponad setki odcinków i został przetłumaczony na 27 języków. W USA/Anglii/Australii/Nowej Zelandii jest znany jako Bear Flappyerar, a w Japonii jako Kuma-Chan. Postać znana jest nawet w Afryce, Egipcie i Iranie! Całość zaczyna się od momentu, gdy to Miś Uszatek kładzie się spać i opowiada co to mu się w dniu wydarzyło. Całość zawiera masę wątków, w tym zawsze wynikał z nich jakiś specyficzny morał. Pojawiały się takie wątki jak dziwne zniknięcie Misia Uszatka, ślimak ostrzegający Misia by uważał na purchawkę, czy świerszcz szukający u Misia miejsca na zapiecku. Pojawiają się też czasami elementy nadprzyrodzone. W jednym z odcinku pojawia się żywy bałwan, który odchodzi na krze kiedy zaczyna się wiosna, a by powrócić w momencie gdy nadejdzie znów Zima, co jest nawiązaniem do historii Śnieżynki. W jednym z odcinków pojawia się nawet sam Dziadek Mróz!
Mis Uszatek doczekał się serii, gier przygodowym o tym samym tytule. Każdy odcinek tego serialu, tworzonego studio Semafor, kończył się krótkim podsumowaniem historii przez Misia-Narratora, który następnie gasi światło i rozpoczyna się ending. Jak nietrudno się domyślić, serial emitowano pod wieczór.
Twór studia z Bielsko-Białej, opierający na tytułowym podróżniku, który łapie zwierzęta. Każdy odcinek to inne zwierzę, ale nie tyko bo w jednym z odcinków pojawia się Yeti.
Postać Kangura jest mocno związana z popkulturę Polski, choć wydaje się to dziwne. Początków tego można się dociekać w przedwojennej powieści „Tomek w Krainie Kangurów”, w której protagonista, pragnąć ujrzeć swojego ojca, jedzie na wyprawę do Australii, aby łapać zwierzęta do Zoo, na Pradze w trakcie podróży, hartując się na mężczyznę, na skutek niespodziewanych wydarzeń (inspiracje Sienkiewiczem?). Kangurek Chi-Chop to kreskówka, która opowiada o tytułowym Kangurze, który spotyka inne zwierzęta. Serial miał duży wydźwięk w Polsce, tak że przekazał dalej pałeczkę w kwestii Kangura. Skutkiem tego było powstanie gry Kangurek Kao, studia Tate Interactive, która doczekała się ostatecznie trylogii, specjalnej wersji na PSP i na Game Boy Advance. W 2022 wyszła głośna, czwarta część wzbudzając sensację.
Przygody Myszki/Adventures of the Mice (1975-1983)
Tym razem nieco pozytywniejsze przedstawienie postaci myszy, niż tylko pożeracza ziarna. Jeden z nieco mnie znanych filmów PRL, gdzie myszka np. wędruje do lasu.
Wodnik Szuwarek (1976-1983) – Czechosłowacja
Serial Czechosłowacki, o wysokiej analogii do Żwirka i Muchomorka, znów oparty na tej samej mitologii, lecz skupiający się na postaci wodnika. Co ciekawe – na cześć „Wodnika Szuwarka” nazwano Warszawski pub nadwiślański na Nowodworach.
Integracje między Polską, a Finlandią istnieją nie bez powodu. Kraje słowiańskie posiadają bowiem wysoką analogię, do krajów ugrofińskich. Mitologia Polski i Finlandii jest niemal identyczna w wielu sprawach (motyw drzewa świata jako windy dusz, gwiazdy polarnej czy bóstw wodnych), podobieństwo ozdób, bóstw czy nawet identyczność wiele wzorów ludowych. Muminki to powieść i komiksy Tove Jonson, pisarki fińskiej, publikującej po szwedzku. Mitologia fińska, w postaci buki, przodków muminków (na lampie), duchy-myszy czy innych elementów, są w muminkach niezwykłe i bardzo analogiczne do mitologii słowiańskiej. Wyprodukowane przez studio Semafor Opowieści Muminków, doczekały się niemal stu odcinków, a także kilku filmów pełnometrażowych. Niedawno wyszedł nowy film kinowy, produkowany przez nowe, ale też polskie studio, a w produkcji jest kolejny. Jakiś czas po premierze serialu Muminki Semafora, pojawił się serial kreskówkowy „Dolina Muminków” w koprodukcji fińsko-japońskiej, która też okazał się znacząca. Która wersja jest lepsza? Konflikt pozostaje do dziś nierozstrzygnięty.
Przygody Pyzy Wędrowniczki (1977-1983)
Serial zaczyna się na iście animistycznym motywem i doprawdy dziwnym. Dzieci gotują z mamą/babcią pyzy, ale nagle Pyza ożywa i okazuje się że kluska zaczyna biegać, w postaci całkowicie gołej (sic!!!) dziewczynki. Ona chowa się za liściem i próbuje znaleźć ubranie, proszą obraz, gdzie Łowiczanki dają jej ciuchy, następnie rusza przez pola. Spotyka różne zwierzęta, spotyka zbójników, oraz różnorodne istoty mityczne, w tym te nieco mniej znane, a także lata na góralskim kogucie-flecie niczym Pan Twardowski. Wszystko podparte specyficznym klimatem, muzyką a na dodatek wszystkie dialogi są rymowane!
„Nie mam spodni, bluzy, nic sam liść. Jak tu takiej golusieńkiej przez świat iść”?
Serial zaczyna się na iście animistycznym motywem i doprawdy dziwnym. Dzieci gotują z mamą/babcią pyzy, ale nagle Pyza ożywa i okazuje się że kluska zaczyna biegać, w postaci całkowicie gołej (sic!!!) dziewczynki. Ona chowa się za liściem i próbuje znaleźć ubranie, proszą obraz, gdzie Łowiczanki dają jej ciuchy, następnie rusza przez pola. Spotyka różne zwierzęta, spotyka zbójników, oraz różnorodne istoty mityczne, w tym te nieco mniej znane, a także lata na góralskim kogucie-flecie niczym Pan Twardowski. Wszystko podparte specyficznym klimatem, muzyką a na dodatek wszystkie dialogi są rymowane!
„Nie mam spodni, bluzy, nic sam liść. Jak tu takiej golusieńkiej przez świat iść”?
O gajowym Robatku i jeleniu Wietrzynku (1978)- Czechosłowacja
Swoista odmiana „Rumcajsa” – wątek zbliżony lecz oparty na motywie leśnika i jego przygodach.
Kolejny już przykład animizmu, czyli plastuś – ożywiony ludek z plasteliny, który po ulepieniu ożywa niczym pinokio. To kolejny już „wielkouche” stworzonko, a całość oparta jest na książce. Lepienie Plastusia i wsadzanie go sobie do piórnika było w latach 80-tych, częstą praktyką wśród uczniów.
Swoista odwrotność, gdyż w tym przypadku Lis jest postacią pozytywną.
Dixie (1981-1982)
Adaptacja książki, o dwójce bochaterów podróżujących gadającym samochodem, wraz z Współdopiątkiem i sympatycznym czartem Kelem. Po raz kolejny mamy już specyficzną wielkouchą postać.
Powieść oparta, na motywach książki brytyjskiej, lecz zrobiona w swojskim stylu. Nawiązania do „Złotowłosej” też wydają się obecne. Serial miał dość długie odcinki, bo sięgające 26 minut, zaś odcinki animacji z PRLu, nie przekraczały 20 minut.,
Historia o ludkach będących plasteliną, które posiadają umiejętność istnego „morfingu”, Np. wychodzą z żóżka-pudełka zmieniając swój kształt, który zmieniają potem by się zmieścić.
Twór Semafora, łamiący czwartą ścianę. Pacyk, główny bohater znajduje się w świecie z papieru, a modyfikacja papieru pozwala mu zakrzywiać rzeczywistość, pojawie się też żywe słońce.
Rodzima wersja, egzotycznego wątku. Tydzień Przygód w Afryce opiera się na przygodach zwierząt. Oryginalnie, każdy odcinek emitowano innego dnia tygodnia.
Jedna z bardziej charakterystycznych animacji lalkowych, opiera się na dwóch czarnowłosych bohaterach. Odcinek zaczyna się od „leśnego kronikarza”, który notuje ich przygody. Pojawia się motyw lasu, a jako wróg występuje, po raz kolejny… wodnik.
Animacja lalkowa, produkowana na początku lat dziewięćdziesiątych, choć kojarzona z PRL-em to w realu, robiona głównie w latach 90-tych. Kultura słowiańska jest bardzo podobna do kultury ludów ugrofińskich, takich jak Komiacy, Finowie, Lapończycy, a także odleglejszych ludów uralskich, takich jak Nieńcy, Samojedzi czy Jamalczycy. Po za tym nasz kraj, należy do znacznie zimniejszych niż kraje na zachód, ale w tej samej wysokości geograficznej. Zima ma u nas szczególną rolę, także jeśli patrzyć na sposób obchodzenia gwiazdki. Często nawiązujemy do śnieżnych motywów. Mały Pingwin Pik Pok, to historia, która miała tak duży wydźwięk, że spowodowało bardzo specyficzne zjawisko. Twórcy gier ze studia Play.pl wydali w podobnym klimacie grę Ice Land, z pingwinem Mortimerem, która potem doczekała się drugiej części. TATE Internacie umieściła w swojej grze Kangurek Kao, lodową krainę z Pingwinami, które wystąpiły też w drugiej części. Play.pl podpisało umowę o silnik gry i zrobił grę Pingwinek Kelvin. Jakiś czas potem pojawiła się cześć Papatki, zrobiona przez Rat Square na zlecenie Egmont Polska – „Pingwin Zenek w Opałach”. W ten sposób pinguinofilia rozpowszechniła się w Polsce na dobre.
Kasztanki/The Little Chestnuts (1990-1998)
Kasztanki to animowana historia z lat dziewięćdziesiątych, jedna z najbardziej specyficznych z Polski. Utrzymywany w specyficznym, leśnym klimacie, operując ciemnymi barwami, dając klimat lasu iglastego. Żywe kasztany (co jest nawiązaniem do polskiej tradycji robienia ludków z kasztanów), szukają ślimaków, mrówek i wielu innych rzeczy.
W Kangurku Kao: Runda 2 pojawia się motyw przeciwnika w postaci żywych kasztanów, zaś jedna z najsłynniejszych słodyczy Wawela, nazywa się „kasztanki” co nie jest chyba przypadkiem.
Bąblandia/The Bubbleland (1991-1993)
Plastelina ma w polskiej kulturze i popkulturze szczególną rolę. Bąblandia zawiera przygody różnych plastelinowych ludków, w tym kolejnego już żywego słoneczka. Zawiera szczegółowe odwzorowania budynków czy roślin.
Swoista wariacja na temat domowików/ubożąt czyli ludków pomagaących w domu. Ludki te często wchodzą do książek, albo też biorą z nich inspiracje. Dobrze wypadła czołówka, w której śpiewają dwie dziewczyny, z czego jedna kładzie akcent na przedostatnią, a druga na ostatnią sylabę.
Jeden z licznych motywów występowania grochu jako ważnego elementu kulturowego. Żywy groszek wywodzi się z mitu, o groszku który ożył by uciec z patelni, a potem pękł i się zszył, co wyjaśnia dlaczego groszki mają szew. Motyw stał się inspiracją dal polskiej reklamy Bundelle z śpiewającym groszkie, która używana jest do dziś.
W Polskich miastach, według legend gnieździło się, bądź gnieździ się kilkadziesiąt smoków. Wraz z Ukrainą i Czechami, jesteśmy głównymi krajami w Europie gdzie mówi się o tych stworzeniach, jeśli nie głównym. Początkiem idei smoka sięga Cywilizacji Kama, w Rosji, Ukrainie, Białorusi, Tatarstanie i Jamalu. Poźniejsze źródła pochodzą z Polski, Węgrzech i Bułgarii. Stamtąd idea rozeszła się na Europę i Azję. Serial to jeden z kolejnych już tworów, które poruszają tą tematykę – nic dziwnego.
Zwierzojeż/The Porquepine Adventures (1997)
Zwierzojeż powstał pod koniec lat 90-tych, lecz warto dodać, że miał jeszcze inną rolę. Był to jeden z pierwszych produkcji, która została wyemitowana na nowym kanale – TVP ABC. Szczególne są rysunki, w typowym dla naszej części Europy stylu. Całość zaczyna się od rapu o jeży i śpiewu ptaków, co jest groteskowe, ale cóż – w końcu to Polska… tutaj wszystko wygląda inaczej. Co ciekawe rap o jeży, pojawił się też w jednym z filmów, Eko-Dzieciaki PL „Hej czy ty wiesz, że wołają na mnie jeż”. Dziwiono się czemu akurat jeż, ale to jest proste, tak samo jak to że w nowej reklamie Bakoma, też mamy śpiewającego jeża. Jeż to po prostu jeden z narodowych symboli Wschodniej Eueopy. Gdzieś tam istnieje motyw „Złotego Jeża”, który pojawia się w np. kołysance, a także w „Feliksie, Necie i Nice” czy książce Ewy Zalzburg-Zerembiny. Coś w tym jest. Po za tym jest saga „Jeżycjada”, oparta na dzielnicy Poznania o tej nazwie, motyw Jeża-Rycerza w Wiedźminie (motyw z legend), czy też Jerzyki, jako przekąski. Krótko mówiąć – „Eiriciofilia”. Nic dziwnego, jeż jest mocno związany z folklorem, występuje w wielu legendach. Wierzono też że jeż to reinkarnacji człowieka, który był zbyt napalony.
W Polsce kult ptaków jest od tysięcy lat. Szczególne znaczenie miał mieć bocian, który był hipostazą Jutrzenki, a więc i też Najświętszej Maryi Panny, który zbierał żaby, które zgubił, a także przynosił w worku dusze dzieci. Jest wszechobecny w logach firm, filmach i motywach. W końcu musiał się pojawić film animowany, oparty właśnie na tym. „Między Nami Bocianami”, opowiada o parze bocianków chcącej uwinąć gniazdo, ale zrobienie go na szczycie kominu, niemal powoduje ich zaczadzenie, uciekają więc. Dalej fabuła się rozwijają, zakończona finałową akcję w odcinku, gdzie pod hasłem „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!” dostają wspracia całego stada dzików. Było to jedno z najbardziej charakterystycznych produkcji przełomu mileniów.
Specyficzny twór, w którym mamy i dziwnych ludzi i stworzenia, ale to już standard. Uważa się że specyficzny klimat serial zawdzięcza reżyserowi, Leszkowi Markowi Gałyszowi.
Bukolandia/Beechland (1997-2006)
Kolejny, szczególnie ważnych twór przełomu mileniów. Bukolandia (co kojarzyło się początkowo niepokojąca bo z Buką, ale Buki tam nie było), zaczyna się od odcinka, kiedy to Borsuk wprowadza się do dziury na dnie drzewa. Postacie mieszkają w wielkim drzewie, co jest typowe dla popkultury w Polsce, może jakoś związane z Drzewem Świata (takie drzewa pojawiają się też w Kao i Papatce). Pod koniec mamy specyficzny ending, gdzie jedna z postaci śpiewa piosenkę, przy księżycu, a „Bukolandia zasypia”. Serial emitowano pod wieczór.
Baśnie i Bajki Polskie (2002 – 2005)
Początek wielokrotnie nagradzanej Sagi i jeden z najważniejszych bajek III RP, drugiej dekady. Stworzony przez poznańskie studio mamy takie motywy jak walka ze smokiem wawelskim, bazyliszkiem czy mit o Dwunastu Miesiącach.
Król Maciuś Pierwszy/King Matt the First (2002-2006) – koprodukcja
Swoisty symbol drugiej dekady. Koprodukcja Polski, Węgier i nie tylko. Fabuła oparta na powieści Janusza Korczaka. Akcja zaczyna się, gdy małemu księciu Maćkowi umiera ojciec, a zgodnie z prawem to teraz on jako młody musi objąć władzę. Koło niego kręci się generał, chcący zostać faktycznym władcą (nawiązanie do Tajlandzkiego feldmarszałka zokresu II WŚ?), oraz jego przyjaciele. Same motywy są ciekawym nawiązaniem, szczególnie do sytuacji politycznych z dawnych monarchii konstytucyjnych, które zrozumieją tylko starsi. Serial doczekał się kilku gier produkowanych przez Aidem Media, ma też bardzo rozpoznawalną czołówkę.
Tytus Romek i Atomek wśród Złodzeji Marzeń (2002)
Pierwsza adaptacja animowana Tytusa Romka i Atomka (była też adaptacja growa), utrzymywana w klimatach podobnych do Króla Maciusia. Tytuł spowodobał się nawet osobom, które uważały kreskówki polskie za zbyt dziwne i „obce” by je wytrzymać. Dziwność jest tutaj związana, także z tym że same komiksy „Tytus, Romek i Atomek” były bardzo dziwne. Może dlatego, że zrobił je Polak z Warszawy.
Piotruś i wilk/Peter and Wolf (2006-2007) – kooprodukcja
Nagrodzony Oskarem film Semafora, opierający się na historii tytułowego chłopca oraz wilka. Film zrealizowano metodą lalkową, bardzo dokładnie. Zadbano o odpowiedni styl przytody czy postaci
Miś Fantazy/Fantasy the Bear (2006-2008)
Adaptacja książki „Miś Fantazy w Krainie Wiecznego Słońca” to jeden z trzech najważniejszych seriali animwoanych drugiej dekady III RP. Serial stworzono z mistrzowskim artystycznym drygiem, szczególnie tła. Wykreowano wyspę-uniwersum ze specyficznymi miejscami, postaciami takimi jak gadająca żaby Kapa Kapa (nawiązania do japońskiej Kappy i jednocześnie odgłosu kapania wody) czy elfy. Ważną postacią jest mędrzec żyjący koło morza – Prospero. „Lecę w górę”, piosenkę która zaczyna się gdy dziewczynka gra na flecie, była jedną z najbardziej rozpoznawalnych w całym zestawieniu. Postać ta nosząca imię Julka, to kolejna już po Agnieszce, blondwłosa posiadaczka misia, co nie jest przypadkiem. Inspiracje Kułakiem są widoczne. Miś fantazy zdobył ponad 40 nagród filmowych.
Gdzie jest Nowy Rok (2006)
Specjalny film puszczany w ostatni dzień stycznia, stał się bardzo rozpoznawalny jako swoisty symbol nowego roku, a jednocześnie przesiąknięty mitologią Słowiańską, choć nieco inaczej. Fabuła opowiada, o grupce bohaterów Starym Roku – Dziadku i Nowym Roku- Bobasie. Wszyscy czekają na narodziny Nowego Roku, Jedność czasu przyrodniczego i postaci, jest typowa dla animizmu. Tak samo jak 4 pory roku były bóstwami, oraz 12 miesięcy też, tak samo przedstawiono w tej postaci stary i nowy rok. Czy był u Słowian, odpowiednik takiej postaci, tak jak w przypadku pór roku? Najpewniej tak. Dobrze, że poruszono taki motyw, bo sam film był odpowiednio specyficzny. Obejrzenie go wówczas było klimatyczne w unikatowy sposób. Pod koniec [spoiler] dziadek uzasadnia, to że to on uprowadził Nowy Rok, gdyż chciał jeszcze trochę zostać z nimi zanim odejdzie. Film sprawdzał się gdy oglądałeś go czekając na 00:00, a potem szedłeś patrzeć na Fajerwerki na Moście Grota, z przyjaciółmi, koło Wisły w Warszawie. Polacy to w końcu Słowianie – dla nich wszelkie zmiany pór i okresów, są magiczne.
Podróże na Burzowej Chmurze/Travel on the Stormy Cloud (2008-2009)
Historia opowiada o jednej z postaci, która padła ofiarą Bazliszka, który zamienił ją w figurę gipsową. By ją uratować bohater wędruje ba „Burzowej Chmurze”, i podróżuje po mitologii różnych części Europy, wraz z dziwnycm stforkiem. Całość dopełnia znów znakomity klimat, artystyczny. Bohaterowie muszą znaleźć np. włosy Rubezahla, z Dolnego Śląska.
Baśnie i Bajki Polskie/Polish fables and fairytales Sezon 2 (2008 – 2009)
Drugi sezon „baśni”” to między innymi historia o licho, utopcach czy złotej jabłoni.
Pełnometrażowy twór bielskiego studia, oparty na znanym naukowcu i twórców współczesnej astronomii, 17 w rankingu najbardziej wpływowych osób w historii, gdzie wyprzedził między innymi Einsteina i Juliusza Cezara, a ustąpił Jezusowi i Newtonowi. Ktoś bowiem, może wstrzymać słońce, jak nie członek narodu, wierzącym że słońce żyje? Film został bardzo dobrze zrobiony technicznie, czasami ma się wrażenie, że była inspiracja „Baśniami Braci Grimm” niemickiego studia Hagi.
Kolejna animacja studia z bielska, tym razem serial. Jeden z najbardziej specyficznych „Czeskich Filmów” tylko że z Polski. Mamy np. motyw gdzie kru, wchodzi do samochodzika, zmienia się w kierowcę i odjeżdża pod łóżka. Kuba i Śruba czołają się za nim pod Żółków i… wchodzą do innego świata, tam się coś zmienia, ta postać coś reprezentuje i muszą coś zrobić by odzyskać samochochodzik i wrócić żywymi. A to tylko pojedyńczy przypadek. Tak właśnie wygląda animizm i monizm. To normlane dla Polaków.
Twór specyficzny, bo animowany metodą „marionetki”, ale trzymający się kanonu krajowego. Babcia i świnia przeżywają dziwaczne przygody na wsi i w lesie, zamieszkanym przez dziwaczne stworzenia.
Seria studia Semafor w Łodzi, które chciało stworzyć kontynuację Misia Uszatka, ale ostatecznie stworzył coś nowego. Fabuła opowiada o tytułowym zającu, oraz jego przyjaciołach. Narratorem jest sowa, które komentuje wydarzenia ze swojego mądrego punktu widzenia. Inspiracje Misiem Uszatkiem są pewne i jawne, całość stworzono metodą lalkową, wykorzystają nowe możliwości techniczne.
Baśnie i Bajki Polskie Sezon 3 (2014 – 2017)
Trzeci sezon „Baśni” tym razem opowiada o historii Serca z Piernika, kotach czy realnej wersji Kopciuszka, tego którego duch zmarłej matki zamieszkał w drzewie, które wyrosło z jej ciała, a jego przesłanie jest (jak często u Słowian), antyfatalistyczne.
Pamiętnik Fiorki/The Diary of Fiorka (2014-2016)
Kolejna animacja robiona metodą „marionetki”, lecz tym razem bardziej skupiono się na animacji (któa jest taka celowo) i przesłaniu, niż na egzotyce i przygodach. Adaptacja książki o tej samej nazwie. Ryjówka opowiada o swoich życiu. Mamy np. motyw zniszczonego przedmiotu (porcelanowego kubka), który Fiorka próbuje za namową taty wykorzystać ponownie, aby dać mu nowe życie. Motywy są trzy, ekologii, swoistego mono no aware (czyli nieochronnego odchodzenia), oraz motywu animistycznego, który mówi o tym że rzeczy przechodzą z różnych form, zachowując swoją duszę (tak jak inspirowana tym powieść Andersena o Latarni i Świecy).
Bałtyk/The Baltic (2015)
Animacja pełnometrażowa Serafińskiego opowiądająca o Bałtyku
Kaktus i Mały
Serial utrzymujący styl, dość przypominający „Kubę i Śrubę”, lecz związany z ekologią.
Rodzina Treflików/Family of Treflics (2016-2020)
Najważniejsza animacja lalkowa ostatniej dekady, czyli Rodzina Trelików. Opowiada o tytułowej rodzinie, która wraz z rudą postacią, która podejrzanie przypomina „Leśnego Kronikarza” przeżywa przygody w najróżniejszej formie. Szczególnie istotna, jest niezwykła szczegółowość, w której przedstawiono np. trawę – jest ona porażająca. Serial doczekał sie wielu sezonów i dystrybucji na Netflix. Wiele gier zasłużonej firmy Treflx, obecnie adaptuje ich przygody w tym jedno z odmian „Grzybobrania”.
Przytul mnie/Hug me (2017-2022)
Kolejny serial, który jest dostępny też na Netflix, utrzymwany w jednym ze stylów charakterystycznym dla regionu. Bochaterem jest niedźwiedź, być może inspiracja Misiem z Maszy.
Zabij to i wyjedź z tego miasta (2019)
Film pełnometrażowy z ostatnich lat, oparty na stylu horroru. Fabuła opiera się na demonie stworzonym ze smutków po stracie rodziny, a programista zostaje uwięziony w alternatywnym świecie, gdzie jego bliscy żyją, ożywają nagle jego idole z przeszłości (trochę jak w „Koralinie”), lecz z czasem wszyscy zaczynają się starzeć i umierać, a on musi uciec z tego świata, przy pomocy swoich przyjaciół. Morał jest iście Maciejowski – nieśmiertelność nie istnieje.
Agatka (2019)
Kolejny twór w specyficznym stylu, lecz zawiera rodzime elementy. Główna bohaterka bawi się wycinankami, czy wchodzi do świata robaków.
Opowiadania z piaskownicy/The Tales from Sandbox (2021)
Specyficzny twór, bo oparty na książce Agaty Piątkowskiej, opowiadający o przygodach chłopca z piaskownicy. W jednym z odcinków pojawia się temat mniejszości azjatyckiej w Polsce.
Odo (2021-dziś)
Historia sowy Odo stworzony przez studio Letko, która „nie chce ić spać” i szaleje w „nocy” czyli w dzień, wraz z innymi ptakami, które budzą się rano i śpiewają. Towarzyszą im różne ptaki, w tym oczywiście bociany.
Kajko i Kokosz (2021-dziś)
Druga próba adaptacja komiksów „Kajka i Kokosza” (wielotomowa seria, doczekała się oficjalnej kontynuacji, filmu i wiele gier), za styl postaci odpowiada Sławomir Kieubus, jeden z rysowników nowej serii (Christy podrobić się nie dało). Serial dostępny jest na platformie Netflix i opowiada o przygodach słowiańskich wojów, których akcja pokazuje problematykę współczesną, w sposób parodystyczny.
Toru Superlis
Historia o Lisie, który pomaga zwierzętom. Lisowami nadano japońskię imię „Toru”, co jest najpewniej nawiązaniem do Dziewiecioogoniastego Lista se Shinto.
Sol i Liw/Sol and Liv (2018-dziś)
Zdecydowanie najbardziej istotna seria ostatnich lat i ta wywołująca największy szok. Jest poniekąd adaptacją studia Animoon lapońskiej powieści „Saga o Ludziach Lodu” (czyli już kolejne powiązania Polaków z dziełami ugrofinów), utrzymywaną w klimatach słowiańskich i wołoskich, opartych na mitologii słowiańskiej, której prowadzenie opeirało się na analogii do fińsko-lapońskiej. Historia rodziny, która to mimo mrozów trzyma się razem, dobrze odzwierciedla ideo słowiańszczyzny, a także jej Karelskich korzeni.
Nie z tej Ziemi
O tej bajce nie wiadomo zbyt dużo, bo dopiero jest w proukcji, ale widać trzymanie się kanonu stlu otoczenia i postaci.
Bella w Bruszku
Twór tak uroczy, że mógł powstać tylko w tym regionie. Bella nie widzi ale słyszy swojego braciszka, a on rysując coś na brzuszku mamy, sprawia że pojawia się to w środku u Belli, która może się tym bawić (coś jak zaczarowany łówek). Szczególny twór, zwłaszcza zrozumiały dla osób, które wyczekiwały młodszego rodzeństwa.
Nawet Myszy idą do Nieba (2021)
Nazwa parodiuje zapewne „Wszystkie psy idą do nieba”, zaś sam tytuł tylko potwierdza, że w Polsce, przeciwieństwo do Zachodu, to mysz jest zła, a kot dobry, oczywiście z wyjątkami, co pokazuje ten film, bo w końcu wszyscy żujemy na tym świecie i musimy się nim dzielić. Kolejna już technika lalkowa, na dodatek w odpowiednim stylu. W jednej scenie pojawi się totem słowiański.
Kazka (2021)
Kolejny film pełnometrażowy, tym razem pojawia się połączenie motywów futurystycznych z tradycyjnymi.
Tęcza w Piekle/Rainbow in Hell(2021)
Jeszcze jeden twór pełnometrażowy, póki co jest w produkcji. Dusze rodziny głównej bohaterki, zostały porwane przez diabły, gdyż ze względu na kłótnie stały się one nieczyste i łakomym kąskiem dla nich. Bohaterka rusza do piekła, by je odbić.
Szmatkowe Królestwo/The Rag Kingdom (2022-dziś)
Fleak (w produkcji)
Kolejne wykorzystanie analogii w legendach polskich i fińskich. Tym razem oficjalna koprodukcja polsko-fińska. Póki co – w produkcji, elcz już teraz widać pewne elementy stylu.
ARyjówka przeznaczenia (w produkcji)
Nadchodząca adaptacja komiksu „Ryjówki Przeznaczenia” na rysowej prze zapalonego miłośnika przyrody – Tomasza Samojika, odpowiedzialnego między innymi za niektóre rozdziały „Kajko i Kokosz – Nowe Przygody”.
Foczka Flo
Nieco prostsza historia, ale opowiadająca o znanym na motywie – fokach na Bałtyku.
Mała Zagłada
Animowana Zagłada to opowieść animowana, o ludobójstwie dokonanym przez Hitlerowców w jednej z wsi. Całość pokazano z perspektywy dziecka. Rymowanki dziecka, przypominają dawne „Baby Pruskie” i pomniki. Pewnie stąd wziął się ich styl u polskich dzieci, w końcu dawne figurki z gliny w tym kształcie, były robione niezależnie od wieku, tysiące lat temu.
Ala ma Koty
Historia bazowana na pewnym językołamaczu doczeka się animacji, stworzonej przez Animoon. Kolor kotów – czarny i biały, zapewne jest nawiązaniem do Filemona i Bonifacego.
Pomagacze
Film pełnometrażowy oparty znów na szamanizmie, st Tym razem motywem są „Pomagacze” czyli małe duszki, pomagające człowiekowi w najmniejszych aktach, o których nawet nie zauważa jak są istotne i jak bardzo duszki zmieniają to co się dzieje. Duszki np. utrzymują go na powierzchni wody, gdy płynie, ale trzymają jego głowę, by mu nie opadła gdy jest zmęczony, a on nawet o tym nie wie. Bohaterem jest pracownik urzędu, chorujący na typowy dla polski pracoholizm i przemęczenie.
Potwory S.O.S
Próba stworzenia czegoś w styl polskiej wersji „Scooby-Doo”, obecnie w produkcji, Ewolucja stylu postaci o „wycinanych” włosach i rodzaj oczy, sprawiło że bohaterowie przypominają coś w stylu anime, jednak jak spojrzymy na ilustrację do książki „Księżniczki Głogu” z PRL, to nie jest to nowością, więc wykształciło się niezależnie. Chyba, że uznać iż skoro style animacji w Europie Wschodniej, wyrosły z nasionka stylów Cywilizacji Winka/Kama, a Cywilizacja Jomon w Japonii, była podobne do Vinca, to można wytłumaczyć te zjawisko.
Film w stylu „Piotrusia i Wilka”, robiony w stul animacji lalkowej. Jej fabuła, opowiada o polskich dzieciach-uchodźcach z Rosji, których Japończycy przyję pod swoje skrzydła, ratując je przed wojną. Historią oparta na faktach.
Mówi się że podstawą bycia częścią cywilizacji zachodniej, jest to że tą kulturę stworzył antyk i chrześcijaństwo. Proste. Co po niektórzy mówią, o tym że w takim razie Polska należy do cywilizacji zachodniej i np. Japonia, Kazachstan czy Jakucja jest dla nas kulturowo obca. Problem jest jeden:
A co ja tutaj widzę? Kult kury. Typowy dla Chin i Ameryki Prakolumbijskiej, obecnie Łacińskiej. Je się tam też masowo pierogi, paszteciki i chrzan. Na tym można zakończyć wszelkie dywagacje, ale trzeba zwrócić uwagę jeszcze na wiele innych rzeczy. Po pierwsze – pierwsze ważniejsze elementy Antyku pojawiły się w Polsce 1 000 lat po upadku Rzymu! Taka np. architektura gotycka składała się z z ceglanej wersji, drewnianych słowiańskich budowli stąd zwano ją „gotykiem” czyli „architekturą pogan i barbarzyńców” w przeciwieństwo do kościołów romańskich, gdzie jeszcze jako tako zachowały się pewne wzorce antyczne. Ten okres trwał w Polsce jednak bardzo krótko. To samo można powiedzieć o chrześcijaństwie. Chrześcijaństwo to de facto rodzimowierstwo słowiańskie, w którym pozamieniano nazwy bóstw, dodano parę symboli i zaczęto czytać biblię. Stopień poganizacji chrześcijaństwa jest ogromny, sięga od strojów kapłanów, przez doktryny, aż po pozy świętych na obrazach i kierunek ich obrócenia. A ponieważ to Słowianie, Bałtowie i Finowie odpowiadali za jego poganizację, to zachód od XV wieku powiedział NIE, i kilka krajów przeszło na protestantyzm, ale już z różnymi efektami. Najbardziej mocno NIE powiedział jednak Islam – i mu się to udało, gdyż rdzenna religia Żydów, była przecież religią braci tworców Koranu.
Jeśli więc uważasz, że Polska należy do cywilizacji zachodniej to zastanów się wpierw:
Dlaczego w Chinach, Japonii, Kazachstanie i Korei je się pierogi, paszteciki, zupę z kury i chran?
Dlaczego demonologia słowiańska jest niezwykle podobna do Shinto już na poziomie ogólnych założeń?
Dlaczego głoski w. japońskim wymawia się niemal tak samo jak w języku polskim, a w angielskim czy niemieckim już nie?
Dlaczego j. niemiecki, angielski czy francuski nie ma miękkich głosek, a japoński czy koreański już tak?
Dlaczego Polacy wolą Japonię, od Zachodu?
Dlaczego Polakowi łatwiej jest się uczyć japońskiego niż niemieckiego?
Dlaczego kultura ludowa Polski, jest bliźniacza do kultury ludów ugrofińskich? Dlaczego haft Marów jest prawie taki sam jak Polaków?
Dlaczego góral ma tak podobną kulturę do ludów prekolumbijskich, że górale sprzedają harty Inajskie jako „swoje” i turysta się nie orientuje?
Dlaczego ludność polska o korzeniach autochtonicznych, nie ma nigdy kręconych włosów, powieki semickiej, kwadratowej szczęki, dużego zarostu czy wysokiego wzrostu tak jak na zachodzie i południu Europy?
Dlaczego Indianin z USA jest bardziej podobny do Polaka niż Niemiec?
Dlaczego najbliższe od nas terytorialnie ludy z genem R1a to narody uralskie, ałtajskie, a te zaliczane do języków kentum, mają podobną kulturę do tych na północy?
Dlaczego język nepalski jest tak podobny do języka polskiego?
Dlaczego motyw karmiczny w buddyźmie, pojawia się także w baśniach wschodnioeuropejskich?
Dlaczego składamy ręce do modlitwy tak jak nepalczycy?
Dlaczego kapelusz Janosika, jest tak podobny do tatarskich nakryć?
Dlaczego korona i płaszcz królewski Polski, był znany już w III wieku u Toharów w Chinach?
Dlaczego Baby Połowickie są ułożone w identyczny sposób jak później święci w kościele katolickim i prawosławnym, mimo że wtedy kultu świętych nie było, a w antyku postacie przedstawiano z boku, a nie z przodu? Na dodatek te same „Baby” były obecnie w Kazachstanie, Kirgistanie, Ałtaju i Mongoli?
Dlaczego nasze flagi mają podobne barwy co flagi rdzennych narodów Rosji i Azji?
Dlaczego będąc na Podhalu, Bieszczadach czy Sudetach ma się wrażenie, że buduje się jak w Japonii, a w górach w Bawarii, Szwardzwalii czy Pirenejach już nie?
Adrian Leszczyński to użytkownik blogu neo-szamanistycznego Taraka, ekonomista i polityk, który zajął się kwestią autochtonizmu Słowian, wraz z wspólnikami. Niestety jego blog jest na razie niedostępny, można go znaleźć tylko w Web Archiwe. Postanowiłem jednak opublikować komplikację jego blogów, gdyż muszą one zostać zachowane – są bardzo wartościowe.
Prócz tego dodałem zdjęcia. Zmieniłem jedynie zdjęcia z wpisu o urodzie ludów R1a na wschodzie, gdyż poprzednie nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, gdyż tutaj kończy się Leszczyński, a zaczyna Eickestedt.
„Sclavania igitur, amplissima Germaniae provintia, a Winulis incolitur, qui olim dicti sum Wandali; decies maior esse fertur nostra Saxonia, presertim si Boemiam et eos, qui trans Oddaram sunt, Polanos, quaia nec habitu nec lingua discrepant, in partem adiecreris Sclavaniae”. [1]
Powyższy cytat to oryginalne słowa Adama z Bremy, niemieckiego kronikarza i geografa, żyjącego i piszącego w XI w., opisujące kraj Słowian. Oto polskie tłumaczenie tego tekstu:
„Słowiańszczyzna, największa z krain Germanii, zamieszkana jest przez Winuli, których wcześniej nazywano Wandalami. Podobno jest ona większa niż nasza Saksonia, zwłaszcza jeśli zaliczyć do niej Czechów i Polan po drugiej stronie Odry, którzy nie różnią się ani językiem ani obyczajem”.
Pierwsze, co nasuwa się po przeczytaniu tych słów, to zaliczanie „Słowiańszczyzny” do „Germanii”. Zatem Słowiańszczyzna to według kronikarza część Germanii. Dla ludzi żyjących współcześnie jest to rzecz kompletnie niezrozumiała i nielogiczna. Logiczna stać się ona może wówczas, gdy uzmysłowi się, że ówczesne znaczenie „Germanii” mocno różniło się od znaczenia współczesnego. Dziś Germania w węższym tego słowa znaczeniu to synonim Niemiec. Na przykład angielska nazwa Niemiec to „Germany”. Szersze znaczenie w zasadzie nie jest używane, choć można by je utożsamiać z państwami germańskojęzycznymi, takimi jak: Dania, Holandia, Islandia, Niemcy, Norwegia, Szwecja, Wielka Brytania (a ściślej sama Anglia). Tym samym „Germanie” to ludność mówiąca którymś ze współczesnych języków germańskich. [2] Dlatego dziś wyraz „Germanie” kojarzony jest etnicznie, a ściślej mówiąc językowo i definiuje on ludzi „mówiących językiem uznanym współcześnie za któryś z języków germańskich” (podkreślam tu słowo „współcześnie”). [3] Dawniej jednak Germania traktowana była jako pojęcie geograficzne. Starożytni Rzymianie „Germanią” nazywali obszar między Renem, Dunajem, a Wisłą, a w zasadzie również ziemie leżące za Wisłą. Rzymski historyk Publiusz Korneliusz Tacyt pisał około roku 98, na początku swojego wielkiego dzieła pt. „Germania”, takie oto słowa:
„1. Germania jako całość oddzielona jest od Galów, Retów i Pannonów rzekami Renem i Dunajem, od Sarmatów i Daków – wzajemnym strachem bądź górami. Resztę otacza Ocean, obejmujący szerokie półwyspy i niezmierzone przestrzenie wysp: poznano tam niedawno pewne ludy i królów, ujawnionych dzięki wojnie. Ren, biorąc początek wśród niedostępnych i stromych szczytów Alp Retyckich, po nieznacznym skręcie na zachód miesza się z północnym Oceanem. Dunaj, wypływając z łagodnie i miękko wznoszącego się pasma gór Abnoby, dociera do wielu ludów, aż wreszcie sześcioma odnogami wpada do Morza Pontyjskiego; siódme ujście pochłaniają bagna.” [4]
Zatem ziemie Germanii sięgały do „Sarmatów i Daków”. Jak wiadomo z innych źródeł, Sarmaci zamieszkiwali stepy nad Morzem Czarnym, a więc obszar obecnej Ukrainy, zaś Dakowie obszar obecnej Rumunii – stąd nazwa rzymskiej prowincji „Dacja” (łac. Dacia). Wynika z tego, iż cały obszar współczesnej Polski zaliczany był przez starożytnych Rzymian do „Germanii”. Mylą się jednak ci, którzy wbrew jasnym opisom kronikarzy, uważają ówczesne ludy żyjące w „Germanii” za ludność wyłącznie „germańskojęzyczną” we współczesnym znaczeniu tego słowa. Już wspomniany Tacyt pisał, że plemiona zamieszkujące Germanię dzielą się między sobą na mniejsze grupy, różnią od siebie wzajemnie, a nawet mówią różnymi językami. Tacyt dzielił Germanów na trzy główne grupy, lecz wspominał też o innych:
„2. …najbliżsi Oceanu mają zwać się Ingewonami, mieszkający w środku – Herminonami, pozostali – Istewonami. Niektórzy – opowieść o zamierzchłych czasach dopuszcza wszak swobodę – zapewniają, że więcej było boskich potomków i liczniejsze nazwy plemion: Marsowie, Gambrywiowie, Swebowie, Wandyliowie, oraz że są to imiona prawdziwe i starożytne…”
Inny rzymski historyk, Pliniusz Starszy, dzielił Germanów na pięć „ras”:
„Istnieje pięć ras Germanów: Wandalowie, w skład których wchodzą Burgundowie, Warinowie, Karynowie i Gutonowie. Ingewoni tworzą drugą rasę, w ich skład wchodzą Cymbrowie, Teutonowie i plemiona Chauków. Trzecia rasa to Istewonowie znad Renu […]. Natomiast czwartą rasę tworzą Hermionowie mieszkający wewnątrz lądu i obejmują oni Swebów, Hermundurów, Chattów i Cherusków. Piątą rasą są Peucynowie, zwani także Bastarnami, sąsiadujący z Dakami.” [5]
Tacyt opisuje różnorodność Swebów:
„38. Teraz wypada powiedzieć o Swebach, a nie jeden to lud, jak Chattowie czy Tenkterowie. Zajmują bowiem większą część Germanii, podzieleni na plemiona i związki, chociaż w całości zwą się Swebami…”
Tacyt wspomina także o plemionach, które choć zamieszkują Germanię, Germanami nie są, gdyż mówią językiem celtyckim (galijskim) lub panońskim:
„43. Na tyłach Markomanów i Kwadów mieszkają Marsygnowie, Kotynowie, Osowie i Burowie. Spośród nich Marsygnowie i Burowie językiem i kulturą przypominają Swebów. Język celtycki u Kotynów, panoński u Osów, a również to, że godzą się na składanie trybutów, dowodzi, że nie są oni Germanami…”
Według autora również „składanie trybutu” wyklucza dane plemię z kręgu Germanów. Zatem nie tylko język decydował o przynależności danego plemienia do Germanów, lecz nawet tak kuriozalne sprawy, jak składanie lub nieskładanie trybutu. Tym samym w innym miejscu Tacyt zalicza do Germanów Estiów, którzy choć mówią językiem bliskim „brytańskiemu” (celtyckiemu z Brytanii?), zwyczaje i strój mają „swebskie”. Zatem w tym przypadku powodem zaliczenia tego ludu do Germanów nie jest język, lecz „zwyczaje i obiór”:
„45. …Zatem na prawym brzegu Morze Swebskie obmywa siedziby ludów Estiów, którzy mają zwyczaje i strój jak u Swebów, język zbliżony do brytańskiego. Czczą Matkę Bogów. Jako oznakę tych wierzeń noszą na sobie coś w kształcie dzika, co niczym broń czyni czciciela bogini bezpiecznym nawet pośród wrogów, chroniąc go przed wszelkim niebezpieczeństwem. Rzadko czynią użytek z żelaza, częściej z kijów. Zboża i inne płody uprawiają – jak na niedbałych zazwyczaj Germanów – cierpliwie…”
Co do innych plemion autor ma wątpliwości, czy zaliczyć ich do Germanów, czy do Sarmatów. W końcu decyduje się na zaliczenia ich do Germanów ze względu na „osiadły tryb życia” i na to, że „wojują pieszo”. Te kwalifikacje również nie mają nic wspólnego z etnicznością ani z językiem używanym przez te plemiona. Oznacza to, iż przynależność do Germanów wcale nie musiała się wiązać z używaniem języka, zaliczanego dziś do grupy języków germańskich. Oto cytat:
„46. Tu koniec Swebii. Waham się, czy do Germanów, czy do Sarmatów zaliczyć ludy Peucynów, Wenetów i Fennów, chociaż Peucynowie – niektórzy zwą ich Bastarnami – przypominają Germanów językiem, kulturą oraz typem siedzib i domostw. Wszyscy są u nich niechlujni, a starszyzna gnuśna. Przez mieszane małżeństwa oszpecili się trochę, upodabniając się do Sarmatów. Wenetowie przejęli od nich wiele zwyczajów: gdzie tylko bowiem między Peucynami i Fennami rozciągają się lasy i góry, wszędzie tam włóczą się za rabunkiem. Trzeba ich jednak zaliczyć raczej do Germanów, jako że i domy budują, i tarcze noszą, i szybko przemieszczają się pieszo. Wszystko to jest odmienne od zwyczajów Sarmatów, żyjących na wozie i koniu…”
Po zanalizowaniu powyższych cytatów dawnych pisarzy jasne staje się, że w starożytności i w średniowieczu przynależność do „Germanów” niekoniecznie wiązała się z używaniem języka germańskiego w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Zatem teoretycznie starożytnymi Germanami mogli być np. ówcześni Słowianie, czy jak kto woli – Prasłowianie. Germanii bowiem nie zamieszkiwały tylko ludy germańskojęzyczne, ale i inne. Tym samym jaśniejsze stają się słowa Adama z Bremy zacytowane na początku tego artykułu. Słowiańszczyzna mogła być również częścią Germanii, a średniowieczni Słowianie mogli być uznani za Germanów. Wszak dawna „Germania” to kraina geograficzna, a nie jednolita kraina etniczno-językowa. Ta geograficzna kraina położona była na wschód od Renu i na północ od Dunaju; od północy ograniczona Morzem Północnym i Bałtyckim, a od wschodu „górami, koczownikami (Sarmatami) oraz Dakami”. Granica wschodnia zdaje się nieco płynna i nieprecyzyjna, ale można ją mniej więcej określić jako granicę współczesnej lub przedwojennej Polski. Dziś termin „Germanie” ma nieco odmienne znaczenie od znaczenia starożytnego. Dziś nieodzownie łączy się on z narodami mówiącymi językami dziś uważanymi za germańskie. Świadomość tej różnicy ma fundamentalne znaczenie dla zrozumienia sensu dawnych opisów Europy Środkowej. Ma ona również znaczenie dla zrozumienia tego, kto żył na ziemiach polskich w tamtych czasach. Wniosek z tego wynikający jest taki, że starożytne oraz średniowieczne plemiona żyjące na ziemiach polskich, opisywane w kronikach, choć często nazywane „Germanami”, wcale nie musiały mówić po germańsku. Mogły one mówić na przykład po słowiańsku. I jak twierdzi Adam z Bremy, mówiły. Wiele wskazuje na to, że plemiona uznane niegdyś za „germańskie” mówiły po słowiańsku nie tylko w średniowieczu, ale i w starożytności. Przemawiają za tym liczne przesłanki, wśród których są także nazwy niektórych plemion z terenu na wschód od Łaby, które zachowały swe nazwy od starożytności po X wiek.
Warto też wspomnieć, że anglojęzyczna Wikipedia również wspomina o różnicach między pojęciem starożytnym a współczesnym w odniesieniu do Germanów. [6] Stwierdza się tam, że niektóre plemiona znad Renu nie mogły pierwotnie mówić językami germańskimi (nie wspomina się jakimi językami mówiły, ale zapewne chodzi o języki celtyckie), a mimo to zalicza się je do Germanów. Natomiast Swebów, którzy mieli mówić językami germańskimi, starożytni często odróżniali lub co najmniej wskazywali na ich wyraźną odmienność od innych Germanów – zapewne tych żyjących między Renem a Łabą. [7] To samo tyczy się dawnych, głównie greckich uczonych, którzy w ogóle nie zauważali Germanów w Europie i dzielili północne ludy barbarzyńskie na Celtów i Scytów, zaliczając np. germańskojęzycznych Gotów do tych drugich, głównie ze względu na ich miejsce zamieszkania we wschodniej, „scytyjskiej” Europie. [8] Natomiast Germanie znad Renu zaliczani byli przez nich do Celtów.
Podsumowując: współczesnych znaczeń nazw „Germania”, „Germanie” i „germański” nie należy utożsamiać ze znaczeniami starożytnymi i średniowiecznymi. Po uświadomieniu sobie tego istotnego faktu łatwiej będzie zrozumieć, że pradawni Wandalowie, Wenedowie czy Swebowie, choć uznani za „Germanów”, w istocie rzeczy niekoniecznie musieli posługiwać się językiem pokrewnym współczesnym językom germańskim.
[2] Współczesne języki germańskie to te, które dziś są w użyciu i co do których nie ma wątpliwości, że są „germańskie” w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Języki germańskie wymarłe, zwłaszcza tzw. „wschodniogermańskie”, niekoniecznie były językami germańskimi (poza j. gockim, który niewątpliwie nim był). Istnieją coraz większe wątpliwości czy np. j. wandalski był istotnie językiem germańskim. pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyki_germa%C5%84skie
[3] Określenia „współcześnie” oraz „we współczesnym tego słowa znaczeniu” używam w niniejszym artykule przy każdej okazji i z uporem, aby Czytelnik miał świadomość konieczności rozróżnienia znaczenia dawnego od współczesnego.
[7] Osobiście mam wątpliwości jakim językiem mówili Swebowie. Nie zachowały się żadne materiały źródłowe języka tego ludu. Według najnowszych badań genetycznych w odniesieniu do miejsca zamieszkania między Łabą a Odrą, musieli mówić raczej po słowiańsku niż po germańsku. Również wyraźne ich odróżnianie od reszty Germanów, tych żyjących między Renem a Łabą, przez niektórych starożytnych kronikarzy wskazuje na to, że mogli mówić innym niż germańskim językiem.
[8] Starożytni greccy historycy ziemie polskie zaliczali zazwyczaj do Scytii, a potem do Sarmacji. Morze Bałtyckie nazywali Morzem lub Oceanem Scytyjskim lub Sarmackim, zaś Karpaty – Górami Sarmackimi. Najnowsze badania genetyczne wskazują, że nie mylili się oni w ocenie pokrewieństwa etnicznego ludów Europy Środkowo-Wschodniej, gdyż Scytowie i Sarmaci byli blisko spokrewnieni ze współczesnymi Słowianami; są wręcz ich biologicznymi przodkami. Również językowo mieli być sobie bliscy, na co wskazują podobieństwa słów scytyjskich i sarmackich do słowiańskich.
Niniejszy artykuł jest kontynuacją innego mojego artykułu pt. Wenedowie, Wandalowie i Słowianie, w którym nie wyczerpałem całego zagadnienia obejmującego wzajemne związki wspomnianych, rzekomo trzech różnych ludów. Niestety i w niniejszym opracowaniu temat nie jest do końca wyczerpany. Mimo to przedstawiam poniżej kolejne fakty zawarte w źródłach pisanych mówiące o nieodłącznych związkach Wenedów, Wandalów i Słowian. Podobnie jak we wspomnianym poprzednim artykule wszystkie one stwierdzają jasno: Wenedowie, Wandalowie i Słowianie to jeden i ten sam lud, tyle że kryjący się pod różnymi nazwami.
Opis tych związków rozpoczynam od „Kroniki Słowian” (łac. Chronica Slavorum) autorstwa Helmolda, saskiego historyka z XII w. Kronika ta jest kontynuacją „Historii archidiecezji hamburskiej” (łac. „Gesta Hammaburgensis ecclesiae pontificum”) Adama z Bremy. Podobnie jak poprzednik, Helmold także ściśle łączy Wandalów i Winitów (Wendów / Windów) ze Słowianami. Na stronie 9 dzieła w przekładzie Jana Papłońskiego [1]Helmold pisze tak: „Tam więc, gdzie się Polska kończy, przychodzi się do bardzo rozległej krainy Sławian, którzy w starożytności Wandalami, dziś zaś Winitami [to jest Wendami – przyp. J.P.] albo Winulami się nazywają.” I dalej na tej samej stronie: „Druga rzeka, to jest Odra, zdążając ku północy, przepływa przez środek ziemi Winulów (Wendów) i oddziela Pomorzan od Wilców (Weletów)”. Następnie na str. 20: „Liczne są wszakże, jak to wyżej powiedziano, ludy sławiańskie, z których te, które się nazywają Winulami albo Winitami, po większej części do dyecezyi Hammenburgskiej [hamburskiej – przyp. A.L.] należą.” Na str. 42: „Książętami Sławian, noszących imię Winulów lub Winitów, w owym czasie byli: Mieczysław, Nakkon i Seredych…” Na str. 54: „W owych czasach trwały pokój nastał w ziemi sławiańskiej dlatego, że Konrad, który objął państwo po Henryku pobożnym, w częstych wojnach Winitów pokonał.” I nieco dalej na tej samej str. 54: „Książęta sławiańscy byli: Anadrag, Gneus i trzeci Udo [To jest, Onodrag, Gniewosz i Przybigniew syn Mieczysława. Udo jest to niemieckie imię Przybigniewa – przyp. J.P.]. Ten ostatni był złym chrześcijaninem, za to też i razem za swoje okrucieństwo został przez jakiegoś saskiego zbiega znienacka zamordowany (1031 r.). Syn jego imieniemGodszalk uczył się nauk w Lunenburgu. Dowiedziawszy się o śmierci ojca, porzucił i nauki i wiarę, i przepłynąwszy rzekę, przybył do narodu Winitów.” Określenie „Winitowie”, znane z kronik Adama z Bremy i Helmolda, jest tożsame z nazwami: „Wenedowie” (niem. Wenden) oraz „Windowie” lub „Winidowie” (niem. Winden). Niemcy używali określeń „Wenden” i „Winden” zamiennie. Oba w j. łacińskim znaczyły „Vandali” (pol. Wandalowie), co szerzej opisuję poniżej. Termin „Wenden” jest do dziś używany w Niemczech i określa Słowian Zachodnich – dziś w szczególności Serbołużyczan, dawniej także pozostałych Słowian połabskich. Określeniem „Winden” nazywano np. Słoweńców, zwłaszcza tych mieszkających na terenie obecnej Austrii. Język ich, historycznie nazywany był „językiem windyjskim” (niem. Windische Sprache). Również Słowianie zamieszkujący w średniowieczu tereny Górnej Frankonii i Górnego Palatynatu w obecnych Niemczech, nazywani byli mianem „Winden”. [2] Słowiańskie plemię o nazwie Radanzwinidzi (łac. Radanzwinidi / Ratanz-Winidi) zamieszkiwało dorzecze rzeki Radęcy – stąd w nazwie plemienia człon „Radanz” / „Ratanz” (niem. Regnitz i jej dopływ Rednitz) – uchodzącej do Menu kilka kilometrów na północ od Bambergu w Bawarii. Natomiast inne słowiańskie plemię, Moinwinidzi (łac. Moinvinidi / Moin-Vinidi) zamieszkiwało okolice rzeki Men (stąd w nazwie człon „Moin” – niem. Main). Drugi człon obu nazw, „Vinidi” to oczywiście „Winidowie” lub „Windowie” (niem. Winden) w rozumieniu „Słowianie”.
„ANNALES SANGALLENSES MAIORES”
Pod datą roku 795 w Wielkich Rocznikach klasztoru w Sankt Gallen w Szwajcarii (łac. Annales Sangallenses maiores) widnieje taki oto tekst: „Król Karol ponownie w Saksonii z wielkim wojskiem Franków. On opustoszył i zdobył kraj, przywiózł stamtąd 7070 zakładników i wrócił z pokojem. Wandalowie zostali podbici, książę Zotan przyszedł z Panonii do Akwizgranu do króla Karola, poddał się i oddał [mu] ojczyznę, którą władał; przyjął chrzest, a wraz z nim przyjęli go wszyscy ci, którzy z nim przyszli. Następnie wrócił z pokojem i honorami do swojej ojczyzny.”[3] W powyższym tekście pod pojęciem „Wandalów” kryją się Słowianie. Jednak niektórzy historycy zwracają uwagę, że ówcześni skrybowie mogli pomylić Wandalów z Awarami, z którymi istotnie w owym czasie Karol Wielki prowadził wojny. Mało tego: Awarowie zajmowali wówczas nizinę Panonii. Istota jednak w tym, że mieszkali oni wśród Słowian, którzy także w tamtym czasie zamieszkiwali Panonię i w sojuszu z Awarami prowadzili wojny przeciwko różnym, innym ludom. Zatem Słowianie określani tutaj mianem „Wandalów” mogli mieć i zapewne mieli własnych niezależnych książąt. Ponadto, na powyższy tekst można spojrzeć jeszcze inaczej: autor najpierw opisuje wojnę z Saksonią, potem wojnę z Wandalami (Słowianami połabskimi), sąsiadującymi z Sasami, a następnie pisze o kolejnej sprawie, mianowicie o księciu Zotanie z Panonii. Nieznane jest pochodzenie tego księcia, lecz najprawdopodobniej był Awarem. Historia wspomina bowiem o władcy awarskim o imieniu Zodan, który panował jednak dopiero od 803 r. i został osadzony na tronie przez Bułgarów. [4] Czy zanim został władcą awarskim był wcześniej Słowianinem i jako przywódca Słowian przegrał wojnę z Frankami? A może problem w interpretacji zapisu tkwi w niekonsekwentnej interpunkcji stosowanej przez zakonników z Sankt Gallen, którzy powinni byli wyraźnie oddzielić od siebie zdanie o Wandalach i następujący po nim (być może) niezwiązany z nim opis przybycia księcia Zotana na dwór Karola Wielkiego? Odpowiedzi może być kilka. W każdym razie osobiście nie mam wątpliwości, że pod pojęciem „Wandalów” ukrywają się w tym tekście Słowianie. Warto przy tej okazji przypomnieć o wspomnianych przeze mnie we wcześniejszym artykule „Rocznikach Alemańskich” (łac. Annales Alamanici). Annały te opisują najazd Karola Wielkiego na Słowian połabskich z około roku 790. Przybycie króla Franków zawiera się w sformułowaniu „perrexit in regionem Wandalorum” (pol. przybył do kraju Wandalów). Zatem Karol walczył także i ze Słowianami, nazywanymi wówczas „Wandalami”.
GERWAZY Z TILBURY – „OTIA IMPERIALIA”
Żyjący w latach 1150 – 1235 pochodzący z Anglii ksiądz katolicki Gerwazy z Tilbury w swym napisanym dla cesarza Ottona IV dziele pt. „Otia imperialia” wspomina m.in. o ziemiach polskich używając nawet nazwy „Polska” i tłumacząc jej właściwe rozumienie. Kraj nasz ma zamieszkiwać wówczas „okrutny lud Wandalów”, który żyje w sąsiedztwie innych „ludów sarmackich”. „Ziemie wandalskie” leżą miedzy „Morzem Sarmackim” [Bałtyk – przyp. A.L.], a „Alpami Węgierskimi” [Karpaty – przyp. A.L.]. Do „Morza Sarmackiego” wpadają rzeki: „Sarmaticus” [?] oraz „Wandal” [Wisła – przyp. A.L.]. Autor wprost stwierdza, że Polacy „określani są mianem Wandalów i sami siebie tak nazywają”.
WINCENTY KADŁUBEK – „KRONIKA POLSKA”
Relacje kronikarzy polskich były do tej pory przeze mnie pomijane. Pora sprawdzić i ich zapisy, gdyż oni także wspominają o pochodzeniu Polaków (Słowian) od starożytnych Wandalów. Żyjący w latach 1150/60 – 1223, Wincenty Kadłubek, biskup krakowski, autor „Kroniki Polskiej” (łac. Historia Polonica) opisuje legendę o założeniu miasta Krakowa, o królu Kraku (Grakchu) i jego córce Wandzie, od imienia której miała pierwotnie wziąć nazwę rzeka Wisła, a w konsekwencji cały lud żyjący na ziemiach polskich. Oto cytaty: „Tak wielka zaś miłość do zmarłego władcy [Grakcha, tudzież Kraka – przyp. A.L.] ogarnęła senat, możnych i cały lud, że jedynej jego dzieweczce, której imię było Wanda powierzyli rządy po ojcu”. I dalej: „Od niej, mówią, pochodzić ma nazwa rzeki Wandal, ponieważ ona stanowiła środek jej królestwa; stąd wszyscy, którzy podlegali jej władzy, nazwani zostali Wandalami”.[5]
„KRONIKA WIELKOPOLSKA”
Legendę o Wandzie, lecz w nieco innej wersji, przytacza również w XIV wieku anonimowy twórca Kroniki wielkopolskiej. Łączy on imię księżniczki ze staropolskim słowem „węda” (wędka; miała ona rzekomo „łowić” serca poddanych). W tej jednak kronice samobójczą śmiercią miała zginąć sama Wanda, a nie odrzucony przez nią „książę lemański” [niemiecki – przyp. A.L.], jak opisuje to Kadłubek. W Kronice Wielkopolskiej Wanda rzuca się do wód Wisły, co miałoby wyjaśniać nazwę rzeki (Wandal) i zamieszkałego w jej dorzeczu plemienia (Wandalów).
„KRONIKA DZIERZWY”
Franciszkański zakonnik Dzierzwa żyjący w czasach Władysława Łokietka (XIV w.) zgodnie z ówcześnie panującą modą w nauce wyprowadza pochodzenie narodów europejskich od biblijnego Jafeta i poprzez kolejnych potomków dochodzi do Alana i jego syna o imieniu Negno. Geneza pochodzenia Polaków przedstawia się według niego następująco: „Przede wszystkim należy wiedzieć, że Polacy pochodzą z rodu Jafeta, syna Noego. Ów Jafet, wśród licznych spłodzonych przez siebie synów, miał również jednego imieniem Jawan, którego Polacy zwą Iwan. Jawan zrodził Philirę, Philira zrodził Alana, Alan zrodził Anchizesa, Anchizes zrodził Eneasza, Eneasz zrodził Askaniusza, Askaniusz zrodził Pamfiliusza, Pamfiliusz zrodził Reasilwę, Reasilwa zrodził Alanusa, Alanus — który jako pierwszy przybył do Europy — zrodził Negnona, Negnon zaś zrodził czterech synów, z których pierworodnym był Wandal, od którego wywodzą się Wandalici, zwani obecnie Polakami”.
JAN DŁUGOSZ – „ROCZNIKI, CZYLI KRONIKI SŁYNNEGO KRÓLESTWA POLSKIEGO”
Podobnie jak poprzednik, również inny słynny polski historyk i kronikarz, Jan Długosz, wyprowadza pochodzenie Polaków od wspomnianych biblijnych postaci, by ostatecznie łączyć Polaków bezpośrednio z Wandalami. Długosz, w swoim wielkim dziele pt. „Roczniki, czyli kroniki słynnego Królestwa Polskiego”, napisanym w XV w., powiela opis Dzierzwy. W internetowym wydaniu tego dzieła na str. 23 znajdujemy takie oto słowa: „Trzeci na koniec syn Alana, Negno, czterech synów był ojcem, a tych imiona są: Wandal, od którego nazwisko wzięli Wandalowie, teraz Polakami zwani, i który rzekę dziś Wisłą pospolicie zwaną chciał mieć rzeczoną Wandalem”. Zaś na str. 43 autor pisze tak: „Sąsiednie przecież narody, a mianowicie Rusini, którzy w kronikach swoich chełpią się pochodzeniem od Lecha, nazywają Polaków i ich kraj Lechitami. Po dziś dzień u Słowian, Bułgarów, Kroatów i Hunów toż samo utrzymuje się nazwisko, chociaż w wielu miejscach pisarze niektórzy mienią ich i piszą Wandalitami, od rzeki Wandal, która jedno znaczy co Wisła…”[6]
INSKRYPCJE KSIĄŻĄT POMORSKICH
W muzeum Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie zobaczyć można inskrypcje dawnych władców Pomorza Zachodniego. Widnieją na nich nazwy licznych ziem oraz ludów, którymi władali. Można z nich wyczytać, iż władcy Pomorza panowali m.in. nad ludem Wandalów / Wenedów. Napisy na inskrypcjach w języku łacińskim brzmią bowiem „Ducis Vandalorum”, a na inskrypcjach tłumaczonych na język niemiecki brzmią one „Herzog der Wenden”. Wniosek z tego jest oczywisty: łacińska nazwa „Vandali” (pol. Wandalowie) znaczy to samo, co niemiecka nazwa „Wenden” (pol. Wendowie/ Wenedowie). Oba te słowa oznaczają zaś Słowian, co jest oczywiste, gdy weźmie się pod uwagę to, nad jakimi ludami swe władztwo sprawowali książęta pomorscy. Poniżej zdjęcia jednej z inskrypcji i jej tłumaczenie na język niemiecki oraz polski:
POZOSTALI AUTORZY
Pomimo mojego drugiego artykułu na ten temat, kwestie związku Słowian i Polaków z Wandalami i Wenedami nadal pozostają niewyczerpane. Nie opisałem tutaj dzieł innych autorów, głównie nowożytnych, którzy także łączyli Wandalów / Wenedów ze Słowianami i Polakami. Należy wspomnieć tu o takich pisarzach, jak choćby: Maciej Miechowita, Marcin Bielski, Albert Krantz, Flavio Blondi czy Thomas Nugent. O tym ostatnim nieco szerzej piszę w artykule „Królowie Herulów i Wandalów”, lecz i tamte opracowanie nie wyczerpuje tematu. W Polsce mało poznane są również stare skandynawskie sagi, które także wspominają Słowian i Polaków, łącząc ich ściśle z Wandalami / Wenedami. Być może będzie jeszcze możliwość powrócenia do tej tematyki.
INNE ŹRÓDŁA
Pomijając dawne, głównie średniowieczne kroniki czy inskrypcje, istnieją inne źródła pisane wskazujące na pochodzenie Słowian od Wandalów (Wenedów) i na to, że Wandalowie, Wenedowie i Słowianie byli w istocie rzeczy jednym i tym samym ludem. I są nim nadal, mimo iż nazwy „Wandalowie” na oznaczenie Słowian nikt już nie używa – w przeciwieństwie do nazwy „Wenedowie” (niem. Wenden). Oto pozostałe źródła: 1. Student uniwersytetu w Wittenberdze, pochodzący z Trzebiela na Dolnych Łużycach (obecnie wieś w Polsce w woj. lubuskim, w powiecie żarskim; niem. Triebel; dlnłuż. Trjebule), do pierwszej połowy XVII w. zamieszkanego niemalże wyłącznie przez Wendów (Słowian – Łużyczan), określanego w źródłach jako „Wendyjska Osada” został wpisany do księgi uniwersyteckiej w roku 1528 r. jako Matheus Wundalo, co po polsku tłumaczyć można jako Mateusz Wandal. [7]
2. Żyjący w XVI w. tłumacz Nowego Testamentu na język dolnołużycki (1548 r.), Mikołaj Jakubica (dlnłuż. Mikławš Jakubica) nazywany był jako ,,Vandalicus interpres” (niem. Der Wendische Übersetzer; pol. Wendyjski / Wandalski tłumacz). [8]
3. Jednym z najstarszych zabytków języka dolnołużyckiego jest pochodzący z 1610 r. podręcznik pt. „Enchiridion Vandalicum” autorstwa Andreasa Tharaeusa. [9]
4. Stanisław Staszic opisując swą podróż po Górnych Łużycach w 1804 roku, na przemian pisze o „osadach Wandalów, języku wendyjskim”, potem znów o Budziszynie (niem. Bautzen, górnołuż. Budyšin) wywodzącym się od, jak to określił: ,,Wendów czy Wandalów”. [10]
Zagadnienie asymilacji ludności jest tak szerokie, że można by napisać na ten temat co najmniej kilka opasłych książek. W niniejszym tekście skupię się jednak na jednym aspekcie tego zagadnienia. Przedstawię w wielkim skrócie, zredukowanym w swej treści do niezbędnego wręcz minimum dwa przykłady asymilacji ludności. Będzie to porównanie rzeczywiście dokonanej asymilacji Słowian przez Niemców (od X, a nawet od VIII w. do XX w.) z teoretyczną asymilacją Germanów i innych ludów przez Słowian dokonaną w VI-VIII w. w Europie.
Zgodnie z dominującą obecnie w nauce allochtonistyczną teorią pochodzenia Słowian, nasi przodkowie mieli przybyć do Europy Środkowej, w tym i na ziemie polskie, w VI w. n.e. Mieli zająć niemal puste terytoria, które wcześniej opuściły ludy germańskie. Jakaś, nie wiadomo jak wielka, grupa germańskich autochtonów miała jednak pozostać nad Wisłą i Odrą i w dość szybkim czasie wtopić się w napływający żywioł słowiański, który w ciągu dwóch wieków miał zeslawizować obszar niemal połowy Europy: Bałkany, Ukrainę, część europejskiej Rosji, a także Europę Środkową od Bugu aż po Men, Łabę, a nawet Bawarię, Dolną Saksonię i południowy Holsztyn. Według koncepcji allochtonistów odbyło się to w ciągu stu lub co najwyżej dwustu lat. W każdym razie wedle tej koncepcji ziemie polskie, czeskie, słowackie i wschodnio-niemieckie już w VIII w. miały być całkowicie zeslawizowane. Asymilacji miał dokonać lud przybyszów, który rzekomo stał na niższym poziomie cywilizacyjno-społecznym od autochtonów.
W związku z tą teorią zasadne było postawienie następujących pytań: Czy taki proces był możliwy? Jakie czynniki powodują asymilację? Co determinuje przyspieszenie procesów asymilacyjnych? Czy w dziejach świata miano do czynienia z podobnym procesem na taką skalę i w takim czasie?
Kolebka i ekspansja Słowian
Współcześnie dominujący pogląd związany z pochodzeniem Słowian zakłada, iż Słowianie pojawili się nagle na kartach historii w vi w. Według tego poglądu, czy raczej zbioru różniących się w szczegółach poglądów, Słowianie pochodzić musieli z terenu dorzecza środkowego Dniepru, Prypeci oraz Desny. Tam miała znajdować się kolebka tego ludu. Nieżyjący już profesor Kazimierz Godłowski uważał, że możliwe jest wywodzenie słowiańskich kultur najwcześniejszego średniowiecza (prasko-korczackiej, pieńkowskiej i kołoczyńskiej) ze środowiska kultury kijowskiej, rozwijającej się w okresie wpływów rzymskich na obszarze środkowego i górnego dorzecza Dniepru. [1] Kultura ta miała istnieć do V w., a więc do rzekomej słowiańskiej ekspansji ze swej kolebki. Obszar kolebki to ok. 150 km2. Inni naukowcy uważają, że obszar kolebki Słowian w początkowym momencie ich ekspansji to ok. 250 km2. Z tego obszaru wedle tych koncepcji miał ruszyć nikomu wcześniej nieznany lud i w krótkim czasie miał podbić, zdobyć i niemal w całości zeslawizować obszar co najmniej dziesięciokrotnie większy. Ten czas, w jakim miało się to wszystko dokonać to ok. 100 – 200, góra 300 lat. Zwolennicy tej tezy twierdzą ponadto, że lud który tego dokonał nie posiadał ani zorganizowanego państwa, ani administracji terenowej, ani nowoczesnej jak na ówczesne czasy kultury materialnej, ani nawet dobrze wyszkolonego wojska. Koncepcje te zmusiły mnie do analizy innych przykładów asymilacji w dziejach świata. Zadałem sobie pytanie: czy podobny proces miał miejsce w innym zakątku świata? Przy okazji zanalizowałem inne przykłady asymilacji ludności, czego niestety nie opiszę w niniejszym artykule z racji jego ograniczonej objętości.
W kontekście tej niebywałej asymilacji jakiej mieli dokonać Słowianie we wczesnym średniowieczu szczególną uwagę zwraca proces odwrotny – asymilacja Słowian, jakiej mieli dokonać Niemcy od czasów podbojów ziem słowiańskich w X w., a biorąc pod uwagę państwo Franków (bezpośredniego poprzednika Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego) od wieku VIII.
Kilka słów o procesie asymilacji
Poniżej w bardzo skróconej wersji porównuję asymilację, jakiej mieli dokonać Słowianie na Germanach i innych ludach według koncepcji Kazimierza Godłowskiego i jego zwolenników z asymilacją dokonaną przez Niemców względem Słowian. Zanim to zrobię pragnę napisać kilka ogólnych słów na temat samej asymilacji ludności. Analiza jej przykładów pozwoliła mi bowiem na wyciągnięcie kilku wniosków.
Najpierw jednak, zasadne wydaje się podanie charakterystycznych rodzajów asymilacji:
1. Proces, gdy najeźdźcy lub imigranci (przybysze) asymilują się ze społecznością autochtonów przyjmując wzorce kulturowe i język autochtonów.
2. Proces odwrotny do poprzedniego, gdy autochtoni asymilują się ze społecznością najeźdźców / przybyszów przyjmując wzorce kulturowe i język najeźdźców / przybyszów.
Dzieje świata pokazują, że w przypadku pierwszym asymilacja często postępuje błyskawicznie – w przypadku imigrantów proces ten może trwać zaledwie jedno pokolenie, a nawet tylko kilka lat. W przypadku najeźdźców ten proces trwa dłużej, lecz jest on także dość szybki. Natomiast jak pokazują dzieje świata, proces z punktu 2. jest bardzo trudny, żmudny, jego postęp wymaga odpowiednich czynników, a przede wszystkim długiego okresu czasu. W przypadku procesu z punktu 2. według teorii allochtonistycznej, której głównym mentorem był w Polsce wspomniany prof. Godłowski, mieli mieć do czynienia Germanowie pozostali na ziemiach Środkowej Europy i inne ludy, które szybko miały ulec asymilacji wtapiając się w język i kulturę przybyszów, czyli Słowian. Niektórzy naukowcy, jak np. prof. Magdalena Mączyńska, uważają, że na podstawie badań archeologicznych można stwierdzić, iż w niektórych osadach proces slawizacji Germanów trwał tylko dwa pokolenia, a więc ok. 40-50 lat. [2]
„Narzędzia” asymilacyjne i charakterystyczne cechy asymilacji
Na podstawie zanalizowanych przykładów nasuwają się pewne istotne wnioski odnośnie procesu asymilacji:
a) Asymilacja imigrantów (przybyszów) do języka autochtonów jest procesem stosunkowo łatwym, a na pewno szybszym i łatwiejszym niż asymilacja autochtonów do języka przybyszów.
b) Asymilacja autochtonów przez przybyszów wymaga przewagi demograficznej, ekonomicznej, kulturowej i militarnej tych drugich.
c) Całkowita asymilacja autochtonów przez przybyszów to proces czasowo bardzo długi.
d) Czynnik podstawowy powodujący asymilację autochtonów to istnienie państwa przybyszów / sąsiadów, którzy poddają asymilacji autochtonów zamieszkujących ich państwo poprzez silną administrację, kwitnącą kulturę, sprawną gospodarkę, a w obecnych czasach także poprzez szkolnictwo. Są to główne czynniki wpływające na asymilację.
e) Najszybciej asymilacji ulega warstwa wyższa (arystokracja), która poprzez chęć uczestniczenia w życiu politycznym i kulturowym kraju zmuszona jest poddać się temu procesowi i zazwyczaj mu się poddaje.
f) Warstwy niższe, zwłaszcza chłopstwo, ulegają asymilacji wolno, a czasem bardzo wolno.
d) Asymilacja autochtonów przez przybyszów jest procesem rzadko spotykanym, lecz możliwym. Dojść do niej może tylko wtedy, gdy przybysze najpierw zdobędą władztwo nad autochtonami, a następnie metodami administracyjnymi, kulturowymi i ekonomicznymi poddadzą autochtonów asymilacji od wewnątrz. Proces ten jest także długotrwały.
g) W przypadku względnej równości demograficznej i kulturowej autochtonów i przybyszów możliwa jest nie asymilacja, lecz mieszanie się kultur i języków. Mamy wówczas do czynienia z kreolizacją języka i kultury, a tym samym z procesem powstania nowej kultury i nowego języka.
h) Czynnikiem silnie determinującym asymilację jest państwo, które prowadzi politykę asymilacyjną wykorzystując do tego różne, wyżej wymienione metody.
i) W okresie większego nacisku asymilacyjnego i terroru procesy asymilacji ulegają przyśpieszeniu. Tym samym: terror i autorytaryzm sprzyjają asymilacji; wolność i tolerancja jej nie sprzyjają.
Opis wzajemnych asymilacji
Tak jak już wspomniałem, w niniejszym tekście porównam tylko dwa przykłady asymilacji. Chodzi o proces rzekomej slawizacji Germanów i innych ludów w Europie z procesem germanizacji Słowian postępującym od VIII – XX w.
Najpierw, bo w wiekach V – VII słabo rozwinięci cywilizacyjnie Słowianie mieli zeslawizować Germanów i inne ludy Europy Środkowej w ciągu stu, dwustu lub co najwyżej trzystu lat (różni historycy podają różne okresy czasu) nie pozostawiając ani w Niemczech Wschodnich, ani w Czechach czy Polsce żadnych enklaw.
Z drugiej strony, nieco później, bo wojujący ze Słowianami na przełomie VIII i IX w. germańscy Frankowie mieli mieć do czynienia z wrogiem, który był ludem jednolitym. Zatem proces slawizacji „resztek” Germanów był w tym czasie już dokonany. W 843 r. na mocy Traktatu w Verdun władca Franków, Karol Wielki podzielił swoje państwo między trzech synów, dając początek powstaniu organizmów państwowych Francji i Niemiec. Od tego czasu ziemie Słowian zaczynają być nękane przez Niemców, którzy systematycznie prą na wschód podbijając Słowian, ich tereny kolonizując osadnikami z Zachodniej Europy – głównie niemieckimi, a miejscowych Słowian germanizując różnymi sposobami. Po podziale państwa Franków ekspansję na wschód kontynuuje zatem Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego, a także niemieccy możnowładcy tworząc przygraniczne marchie. Państwo niemieckie prowadzi liczne wojny ze Słowianami. Co bardzo istotne – dysponuje ono bardzo liczną ludnością, która zdobyte tereny kolonizuje i zasiedla. Dysponuje ono także dość nowoczesną, jak na ówczesne czasy administracją, która ułatwia zarządzanie podbitymi terytoriami. Państwo te dysponuje rozwiniętą gospodarką, którą energicznie rozwija się na podbitych ziemiach. Mimo to ludność słowiańska (w tym rzekoma zeslawizowana w ciągu „dwustu” lat ludność germańska) przez całe stulecia zachowuje swą słowiańską tożsamość i co istotne – język. Procesy asymilacyjne nasilają się wraz z rozwojem szkolnictwa, a następnie wraz z twardą polityką kanclerza Otto von Bismarcka w XIX w., zwłaszcza po zjednoczeniu Niemiec w 1871 r. [3] Wówczas to, dochodzi do przyśpieszenia procesów asymilacyjnych na terenach słowiańskich, w tym i na ziemiach polskich utraconych na skutek zaborów. Pomijając całą obszerną historię niemieckiego „Drang nach Osten” po ponad tysiącu lat silnego naporu niemieckiego w Europie Środkowej, Niemcom nie udało się zgermanizować w całości nawet terenów do Odry. Serbołużyczanie przetrwali ponad tysiąc lat niemieckiego naporu, niemieckiej do perfekcji rozwiniętej administracji, niemieckiego szkolnictwa, niemieckiej bogatej, kuszącej asymilacją gospodarki. Przetrwali oni rządy cesarstwa, książąt, królów, kanclerza Bismarcka, a nawet terror szowinistycznego nazizmu.
Wcześniej, bo do XVIII w. Słowianie przetrwali nawet za Łabą. Sąsiedztwo wielkiego i prężnego Hamburga nie było w stanie przez 700-900 lat wyplenić słowiańskości z ludności zamieszkującej tzw. Wendland. [4] Niewielki obszar na lewym brzegu Łaby opierał się silnemu, zorganizowanemu żywiołowi niemieckiemu przez tak długi okres czasu. Dopiero w XVIII w. ten napór osiągnął cel powodując zanik słowiańskości na tym terenie. Warto jednak wspomnieć, że do dziś zachował się słowiański układ rozplanowania niektórych wiosek (tzw. okolnice) oraz kilka słów miejscowej gwary o niewątpliwie słowiańskim rodowodzie. [5]
Również polscy Ślązacy przez 700 lat pozostawania poza państwem polskim, mimo licznej niemieckiej kolonizacji, mimo germanizacji piastowskich władców księstw śląskich, skutecznie opierali się zniemczeniu. Warto też wspomnieć, że polski język przetrwał w okolicach Krosna Odrzańskiego i Zielonej Góry do XVII/XVIII w., w okolicach Strzelec Krajeńskich i Gorzowa Wielkopolskiego do ok. XVIII w., a w okolicach Wrocławia do drugiej połowy XIX w. [6]
Zatem jak się ma tysiącletni niemiecki, zorganizowany, „Drang nach Osten” i przetrwanie przez ten czas ludności słowiańskiej do rzekomej ekspresowej asymilacji autochtonicznych wysoko rozwiniętych Germanów przez „prymitywnych, niezorganizowanych państwowo” Słowian? Już te pytanie i wniosek płynący z odpowiedzi pokazują, że asymilacja Germanów i innych ludów między Łabą, a Bugiem przez Słowian i dodatkowo Bałkanów we wczesnym średniowieczu nie była możliwa i nie mogła mieć miejsca. Powyższe porównanie ukazuje niemożliwość takiego procesu w tak szybkim czasie i na tak znacznym obszarze. Zwłaszcza przez lud pozbawiony „narzędzi” asymilacyjnych i wywodzący się z tak małej kolebki.
Mapy porównawcze
Na poparcie moich wniosków przedstawiam poniżej trzy mapy. Również porównanie suchych liczb jeszcze bardziej uzmysławiają te zagadnienia, o czym piszę niżej.
Poniższa mapa (Mapa 1.) przedstawia obszar zasiedlony przez Słowian w wczesnym średniowieczu (kolor zielony) według allochtonistycznej koncepcji. Co istotne – większa część obecnej Ukrainy nie jest zaznaczona tymże kolorem. Czerwony okrąg określa obszar rzekomej kolebki Słowian, z której mieli oni wyjść w momencie ekspansji.
Mapę tę warto porównać z mapą pokazującą zasięg j. niemieckiego w 1910 r. (Mapa 2.). Należy jednak mieć na względzie fakt, iż mapa ta została sporządzona na podstawie narodowego (niemieckiego) spisu ludności. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo jej zakłamania na rzecz j. niemieckiego. Niemniej jednak obie mapy obrazowo ukazują różnicę między ogromnym obszarem o powierzchni ok. 2,5 miliona km2, jaki mieli zasymilować Słowianie w ciągu 200-300 lat, a obszarem rzeczywiście zasymilowanym przez Niemców w ciągu 1000 lat (Mapa 2.: na wschód od brązowej linii na mapie). Dla osób mało zorientowanych w geografii porównanie utrudnia nieco różna skala map, ale można to porównać z mapą Europy i przekonać się o rażącej dysproporcji między rzekomym obszarem zasymilowanym przez Słowian, a obszarem zgermanizowanym przez Niemców w czasie ponad trzy- lub pięciokrotnie dłuższym.
Mapa 1.: Słowiańszczyzna we wczesnym średniowieczu i jej rzekoma kolebka.
Mapa 2.: Zasięg języka niemieckiego w 1910 r. Obszar na wschód od brązowej linii ukazuje słowiańskie terytoria objęte germanizacją od VIII – XX w.
Mapa 3.: Zasięg dialektu śląskiego języka polskiego w XVII – XX w.
Mapa 3. ukazuje natomiast jakie niewielkie obszary Śląska udało się zniemczyć w II połowie XVII w. oraz na przełomie XVIII i XIX w. Porównanie tej mapy z mapą slawizacji Europy na przestrzeni 100 – 300 lat ukazuje rażącą dysproporcję obu procesów. Ponieważ asymilacja Słowian przez Niemców jest faktem dość mocno potwierdzonym historycznie w przeciwieństwie do rzekomej slawizacji Europy Środkowej we wczesnym średniowieczu, wniosek jaki się wyłania jest jasny: ekspresowa asymilacja Europy przez Słowian nie mogła mieć wówczas miejsca. Słowianie zasymilowali jedynie sporą część Bałkanów, co jest udokumentowane historycznymi źródłami i obecnym obszarem państw słowiańskich na Bałkanach. Aby zasymilować obszar ponad 2 mln km2 w tak szybkim czasie, Słowianie nie posiadali ani „narzędzi” do tego procesu, a sam proces nie mógł trwać tak skrajnie krótko na tak wielkim obszarze. Również wielkość rzekomej kolebki Słowian to obszar zbyt mały, aby taka „ekspresowa” slawizacja mogła się obronić.
Liczby
Jeszcze lepiej do wyobraźni przemawiają liczby:
Kolebka Słowian to obszar o powierzchni maksymalnie 250 tysięcy km2. Postępując z tego obszaru Słowianie w ciągu maksymalnie 300 lat mieli zeslawizować obszar niemal dziesięciokrotnie większy, bo ok. 2,25 mln km2, co łącznie z kolebką daje terytorium o pow. 2,5 mln km2.
Kolebka Niemców to obszar ok. 350-450 tysięcy km2. Obejmuje on mniej więcej terytorium państwa Ludwika Niemieckiego, powstałego po Traktacie w Verdun (843 r.). Postępując z tego obszaru Niemcy w ciągu ponad tysiąca lat (do 1910 r. – patrz Mapa 2.) zgermanizowali obszar o powierzchni 300-350 tysięcy km2, co wraz z kolebką daje obszar 650-800 tysięcy km2. Jest to obszar nawet nie dwukrotnie większy od kolebki.
Zatem Słowianie w ciągu roku slawizowali średnio obszar o pow. 7.500 km2, zaś Niemcy rocznie germanizowali obszar o powierzchni maksymalnie 350 km2. Różnica w prędkości asymilacji jest więc ogromna – ponad 20-krotnie większa na korzyść Słowian. Poddaje to w wątpliwość rzekomą wielkość kolebki Słowian według teorii allochtonistów oraz sam rzekomy proces gwałtownej ich ekspansji we wczesnym średniowieczu we wszystkich kierunkach jednocześnie. Tym bardziej, że Niemcy posiadali „narzędzia” asymilacyjne, a Słowianie mieli być ich pozbawieni ze względu na swój „prymitywizm” (wedle słów allochtonistów). [7]
Konkluzja
W konkluzji stwierdzić należy, że kolebka Słowian musiała być znacznie większa niż dorzecze środkowego Dniepru, Prypeci i Desny. Jest faktem bezsprzecznym, iż Słowianie zasymilowali od wczesnego średniowieczu do dziś dość dużą część Bałkanów. Mimo to, pozostały tam liczne enklawy i trwają tam do czasów współczesnych. Asymilacja postępowała głównie poprzez fizyczny napływ Słowian na ten teren, a następnie poprzez państwa słowiańskie, jakie powstały na Bałkanach. Zatem liczne hordy Słowian musiały pochodzić z dość znacznego obszaru, by móc swą liczną falą zalać niemal całe Bałkany. Osobiście uważam, że był to obszar całej Europy Środkowo-Wschodniej – od Łaby po górny Dniepr.
Proces slawizacji Europy przedstawiony przez allochtonistów jest błędny i nie mógł mieć miejsca. Poza przykładami przedstawionymi w niniejszym artykule można by podać wiele innych przykładów z innych części świata dowodzących, że asymilacja autochtonów przez przybyszów nie jest procesem ani łatwym ani szybkim. I ma ona miejsce w określonych okolicznościach oraz pod warunkiem użycia wspomnianych w artykule „narzędzi”.
Słowianie na ziemiach polskich w świetle badań genetycznych
Spór autochtonistów z allochtonistami w kwestii pochodzenia Słowian i ich obecności na ziemiach polskich wciąż wzbudza emocje. Spór ten wydaje się nadal nierozstrzygnięty. W ostatnich latach pojawiła się jednak możliwość wyjaśnienia tej niejednoznacznej kwestii. Badania genetyczne, bo o nich mowa, mogą sporo wnieść w kwestii wyjaśnienia etnogenezy Słowian, Polaków oraz obecności ludów słowiańskich na ziemiach polskich. W Polsce niestety badania te wciąż są na niedostatecznym poziomie. Brakuje zwłaszcza badań kopalnego DNA, czyli badań genetycznych zachowanych w ziemi szkieletów dawnych mieszkańców współczesnej Polski. W jednym ze swoich poprzednich artykułów [1] wspomniałem, że w obecnym 2014 roku rusza w naszym kraju wielki projekt badawczy mający na celu określenie DNA kopalnych szkieletów z czasów starożytnych i średniowiecznych. [2] Badania te mają dać odpowiedź, czy na ziemiach polskich istniała i nadal istnieje ciągłość osadnicza od czasów starożytności i czy współcześni Polacy są w linii prostej potomkami starożytnych plemion zamieszkujących nasze ziemie. W niniejszym artykule pragnę pokrótce nakreślić, co może wyniknąć z tych badań i w jaki sposób wpłyną one na spór prowadzony przez auto- i allochtonistów. Przedstawię również kilka wniosków, które już dziś możemy wysnuć na podstawie dotychczas przeprowadzonych badań genetycznych i innych. Skupię się tu na badaniach związanych z chromosomem Y przekazywanym w męskiej linii (tzw. Y-DNA). [3]
Na podstawie dotychczasowych badań wynika, że podział współczesnych Polaków pod względem genetycznym na poszczególne tzw. haplogrupy, przedstawia się następująco: [4]
57,5% – R1a 12,5% – R1b 8,5% – I1 7,5% – I2 4% – N 3,5% – E1b 2,5% – J2 1,5% – G 0,5% – Q 0,5% – T
Z powyższego zestawienia wynika, że dominującą haplogrupą wśród Polaków jest R1a. [5] Dominuje ona również u innych narodów słowiańskich. W państwach azjatyckich łączy się ją z ludami, które mówią językami z grupy satem [6], a więc językami, które wykazują dość wyraźne podobieństwo do języków słowiańskich. Na tej podstawie można łączyć haplogrupę R1a z językami słowiańskimi w Europie. Oczywiste jest, że dziś nie każdy nosiciel tej haplogrupy mówi językiem słowiańskim, są od tej zasady wyjątki. Podobnie rzecz się ma z innymi haplogrupami, jednak historycznie haplogrupa R1a związana jest właśnie z tą grupą językową. Również współcześnie dominacja R1a wśród większości narodów słowiańskich nie budzi wątpliwości. Zwłaszcza wśród tych narodów, które według autochtonistów zamieszkują odwiecznie etniczne słowiańskie ziemie. Podobne tezy wynikają z badań genetycznych dra Krzysztofa Rębały, które w swym artykule pt. Genetyczna granica Słowian i Germanów przedstawił Wojciech Jóźwiak. Na tej podstawie wysnuć można wniosek, że jeśli w VI w., jak twierdzą allochtoniści, doszło do ekspansji Słowian na ziemie polskie, to migrowali głównie ludzie przynoszący tu swój język. Migracja języka, czyli przyjmowanie języka przez miejscowych autochtonów (germańskich, italskich czy celtyckich) miałaby dużo mniejsze znaczenie.
Druga w kolejności to haplogrupa R1b. Dominuje ona właśnie wśród ludów germańskich, celtyckich i romańskich. W Polsce jest dość liczna, choć ginie w dominacji „słowiańskiej” R1a. Osobiście uważam, że R1b na ziemiach polskich pojawiła się w większej ilości dopiero od czasów średniowiecza. Przybyła tu wraz z licznymi osadnikami niemieckimi, a w mniejszej liczbie z osadnikami niderlandzkimi, francuskimi czy włoskimi. To samo tyczy się haplogrupy I1 związanej z ludnością germańską, przede wszystkim z północnoniemiecką i skandynawską. Jeśli przed szóstym wiekiem ziemie polskie zamieszkiwały ludy germańskie, celtyckie lub italskie, to haplogrupy R1b oraz I1 musiały być tu bardziej liczne niż dziś. Tym samym haplogrupa R1a musiałaby być nieobecna lub przynajmniej dużo rzadsza od tych pierwszych.
Jeśli jednak badania wykażą, że większość stanowić będą szkielety o haplogrupie R1a, wówczas rację przyznać trzeba będzie autochtonistom, którzy twierdzą, że Słowianie, a wcześniej ich bezpośredni biologiczni i językowi przodkowie są obecni w Europie Środkowej co najmniej od kilku tysięcy lat. Pozostałych haplogrup nie omawiam, gdyż nie mają one zasadniczego znaczenia w kwestii pochodzenia Słowian na ziemiach polskich.
Skuteczność badań genetycznych będzie miała miejsce nawet wtedy, gdyby nie łączyć haplogrup z językami. Wówczas to badania genetyczne dadzą odpowiedź na pytanie, czy na ziemiach polskich istnieje ciągłość osadnicza od czasów starożytnych po dzień obecny. Można to ustalić na podstawie porównania DNA dawnych mieszkańców z DNA współczesnych Polaków. Jeśli DNA będzie takie same w przeważającym odsetku, wówczas między bajki będzie można włożyć koncepcje o masowym napływie Słowian lub jakiegokolwiek innego, nowego ludu na ziemie polskie w VI w. Bezpodstawne będą wtedy tezy allochtonistów o wymianie etnicznej. Interpretacje niektórych archeologów o zmianie etnicznej na podstawie stwierdzonej pauperyzacji kultur materialnych będą bez pokrycia. Zubożenie kultur materialnych będzie trzeba tłumaczyć innymi czynnikami, a nie wymianą ludności. To samo tyczy się nieustannych sporów językoznawców na temat pochodzenia nazw geograficznych, głównie rzek.
Powyższe wnioski wysnuć będzie można dopiero po gruntownym przebadaniu możliwie licznego, kopalnego DNA z czasów sprzed owego słynnego szóstego wieku. Jednak już dziś są pewne dowody świadczące o tym, że ludność słowiańska żyje na ziemiach polskich, a także na ziemiach wschodnich Niemiec dłużej niż od VI wieku. Na przykład niemieccy naukowcy odkryli w 2005 r. w okolicach miejscowości Eulau nad Soławą (niem. Eulau an der Saale) w Saksonii-Anhalt szkielety kilku osób, które zawierały haplogrupę R1a. [8] Osoby te łączy się z tzw. kulturą ceramiki sznurowej, a okres ich życia datuje się na około 2600 r. p.n.e. Saksonia-Anhalt to teren zamieszkały w średniowieczu przez Słowian. Również w jaskini Lichtenstein (niem. Lichtensteinhöhle) w górach Harzu w Dolnej Saksonii, na pograniczu terenów zamieszkiwanych dawniej przez Słowian znaleziono dwa męskie szkielety o haplogrupie R1a wśród zbadanych piętnastu innych. Co ciekawe: 12 z nich zawierało haplogrupę I2b2, a tylko jeden R1b. [9] Szkielety datuje się na około 1000 r. p.n.e.
Innym dowodem przemawiającym za tym, że ludność o haplogrupie R1a nie przybyła do Europy Centralnej w VI w., a żyła tu wcześniej, jest istnienie podgrup R1a, czyli tzw. subkladów. Na przykład subklad R1a-L260 występuje w zasadzie tylko w Polsce, Czechach i na Słowacji. Świadczy to o długotrwałej stabilności zamieszkania na danym terenie przez tę samą genetyczną populację ludzką. Gdyby było inaczej, to subklad ten występowałby również w Europie Wschodniej, a więc tam, skąd według allochtonistów mieli przybyć Słowianie. Chyba, że przed migracją w VI w. Słowianie zbadali swoje DNA i postanowili, że na zachód wyemigrują wszyscy ci, którzy posiadają R1a-L260. Absurdalność tego stwierdzania daje podstawy do przyznania racji autochtonistom. To samo dotyczy również subkladu R1a-L664 występującego w zasadzie tylko na terenie Niemiec wschodnich (głównie Meklemburgia-Pomorze Przednie), a więc na terenach gdzie ludność połabska dość długo zachowała swoją słowiańską tożsamość. Wyodrębnienie się wspomnianych subkladów miało miejsce na długo przed rzekomą szósto-wieczną migracją Słowian ze wschodu. Również najbardziej popularny wśród Polaków subklad R1a-M458 daje podstawy do stwierdzenia autochtonizmu Słowian na ziemiach polskich. Co prawda występuje on również na terenie środkowej Ukrainy, jednak dominacja jego w Polsce i stosunkowo niewielka jego ilość na Ukrainie, daje podstawy do stwierdzenia, iż niemożliwe było, aby akurat znaczna większość ludności R1a-M458 migrowała z dorzecza Dniepru na zachód. Zresztą szczegółowe badania pozwolą wyjaśnić, czy migracja miała miejsce ze wschodu na zachód (hipotetyczna migracja Słowian), z zachodu na wschód (kolonizacja Ukrainy przez Polaków), czy miała miejsce na długo przed VI wiekiem.
Również inne badania potwierdzają autochtonizm Polaków w ich obecnej ojczyźnie. Mam tu na myśli m.in. badania antropologiczne przeprowadzone przez prof. Janusza Piontka, które potwierdzają ciągłość zaludnienia na ziemiach polskich przed i po szóstym wieku n.e. [10] Profesor Piontek wykazał podobieństwo w budowie antropologicznej ludności kultury wielbarskiej, przeworskiej i czerniachowskiej do średniowiecznych oraz współczesnych Słowian. Badania profesora potwierdza dr Robert Dąbrowski. [11] W kwestii badań pochodzenia ludności przyznać należy pierwszeństwo naukowcom badającym ludzi, a nie naukowcom badającym materialne wytwory rąk ludzkich. Dlatego uważam za nadużycie, dokonywanie przez archeologów interpretacji w kwestii pochodzenia Słowian. Archeolodzy mają prawo, mogą i powinni wnieść swój wkład w kwestii badania etnogenezy Słowian, jednak ich głos nie może być dominujący.
Resztę w kwestii auto- lub allochtonizmu Słowian na ziemiach polskich wyjaśnią wspomniane na początku badania polskich naukowców. Należy mieć nadzieję, że utną one wreszcie spekulacje i niekończące się spory na ten temat, przyznając ostatecznie rację jednej z koncepcji.
Źródła historyczne podają, że na terenie współczesnej Polski mieszkały w starożytności liczne plemiona. Jednymi z najsłynniejszych i najbardziej tajemniczych byli Wenedowie i Wandalowie. W nauce od kilkudziesięciu lat trwają spory, kim były te ludy. Jedni uważają Wenedów za ludność italską, inni za iliryjską, jeszcze inni za dacką, celtycką lub inną. Wandalów zaś, powszechnie uważa się za Germanów. Są jednak głosy, obecnie słabo słyszalne, mówiące o słowiańskim rodowodzie zarówno jednych, jak i drugich. W niniejszym artykule podejmę próbę naświetlenia przesłanek, które wskazują na ich słowiańską tożsamość. Przedstawię również argumenty wskazujące, że zarówno Wenedowie, jak i Wandalowie to w istocie dwie nazwy tego samego ludu. Opierać się będę na analizie dostępnych źródeł historycznych. Ich interpretacja jest przedmiotem nieustannych sporów. Przy tej okazji pragnę wspomnieć, iż w obecnym roku 2014 rusza w Polsce wielki projekt badawczy, mający na celu określenie DNA kopalnych szkieletów z czasów starożytnych i średniowiecznych. [1] Badania te mają dać odpowiedź, czy na ziemiach polskich istnieje ciągłość osadnicza od czasów starożytności i czy współcześni Polacy są w linii prostej potomkami starożytnych plemion zamieszkujących polskie ziemie. Inicjatorem badań jest prof. Marek Figlerowicz z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu. Biorą w nich udział również dwaj inni, wielcy polscy naukowcy: archeolog z UAM, prof. Hanna Kóčka-Krenz [2] oraz antropolog, również z UAM, prof. Janusz Piontek. Nie czekając na wyniki tych badań, postaram się przedstawić poniżej inne przesłanki mające dać odpowiedź na powyższe pytania. Skupię się tu na wspomnianych plemionach Wenedów i Wandalów.
Wenedowie
Nazwa tego ludu, jak i sam lud, wzbudzają dziś największe kontrowersje. Uważa się go za plemię italskie, iliryjskie, celtyckie, dackie lub bałtyjskie. Niektórzy łączą go jednak ze Słowianami. W źródłach starożytnych występuje on pod nazwami: Wenedowie, Wendowie, Wenetowie, Wenedzi, Windowie. Jest sprawą bezsporną, że nazwy „Wenedowie” (niem. Wenden) używali i nadal używają Niemcy na określenie Słowian, a ściślej Słowian zachodnich – swoich bezpośrednich sąsiadów. Na terenie obecnych Niemiec, na lewym brzegu Łaby, w okolicach miasta Lüneburg, jest obszar zwany po niemiecku Wendland. Nazwa ta jest pozostałością po słowiańskim plemieniu Drzewian, które żyło na tamtej ziemi. Plemię to najdłużej zachowało swoją słowiańską tożsamość na terenie współczesnych zachodnich landów niemieckich, ulegając całkowitej germanizacji dopiero w XVIII w. Podobno do dziś używane są w miejscowej gwarze niektóre słowa mające słowiańską etymologię. Na terenie Wendlandu istnieje obecnie park krajobrazowy o nazwie Naturpark Elbufer Drawehn. Ostatni człon jego nazwy związany jest właśnie z nazwą plemienną Drzewian. Również wiele nazw miejscowych wiosek posiada słowiańską genezę. Nikt nie ma wątpliwości, że na tamtej ziemi mieszkali Słowianie. Nikt też nie ma wątpliwości, że nazywano ich mianem „Wenden” i że współczesna nazwa tej krainy wzięła swą nazwę właśnie od nich. Również dzisiaj nazwę „Wenden” Niemcy stosują na określenie Słowian, głównie zachodnich. Nazywają tak m.in. Serbów łużyckich, jedyną zachowaną słowiańską ludność i do dziś żyjącą na terytorium współczesnych Niemiec. Najstarszy zabytek piśmiennictwa serbołużyckiego to „Przysięga mieszczan budziszyńskich” z 1530 r., zwana po niemiecku „Burger Eydt Wendisch”. Pierwszą wydrukowaną książką w języku serbołużyckim był „Śpiewnik” Albina Mollera z 1574 r., zwany po niemiecku „Wendisches Gesangbuch”, a w latach 1841 – 1843 Jan Arnošt Smoler i Leopold Haupt opublikowali dwutomowy zbiór „Pieśni ludowe Wendów w Górnych i Dolnych Łużycach”. [3] Nie ulega zatem wątpliwości, że dla Niemców nazwa „Wenedowie” tożsama jest z bardziej współczesną nazwą „Słowianie”.
Zamienność nazw
Stare skandynawskie sagi także wspominają Słowian pod pojęciem Wenedów lub Windów. Termin ten, w ograniczonym stopniu, funkcjonuje zresztą do dziś. Na przykład w języku szwedzkim Słowian nazywano mianem Vender lub Baltiska Veneter (pol. Wenetowie bałtyccy). Kraj, który zamieszkiwali Słowianie zachodni nazywany był w skandynawskich sagach mianem „Vindland”. Ciekawostką jest fakt, iż królowie szwedzcy nosili od roku 1540 aż do 1973 r. tytuł „króla Szwedów, Gotów i Wenedów”, który brzmiał po szwedzku – „Sveriges, Götes och Vendes konung”. Ten sam tytuł po łacinie brzmiał: „Sueorum, Gothorum et Vandalorum Rex”. Co ciekawe, w tytule szwedzkim słowo „Wenedowie” (Vendes) jest zamienne ze słowem łacińskim „Wandalowie” (Vandalorum). I tu mamy pierwszą przesłankę wskazującą na zamienność nazw obu, rzekomo odrębnych starożytnych plemion. Także monarchowie duńscy do roku 1972, oprócz tytułu króla Duńczyków, nosili tytuł „króla Wenedów” („de Venders konge”) na określenie Słowian zamieszkujących Rugię, Pomorze i Meklemburgię. Ziemie te były bowiem przez jakiś czas we władaniu Danii – stąd wziął się ten tytuł. Początkowo brzmiał on po łacinie „Rex Sclavorum” (pol. król Słowian), lecz w XVI w. został zmieniony na tytuł króla Wandalów – „Rex Vandalorum”. Oba znaczenia dotyczyły Słowian zamieszkujących wspomniane ziemie. Tutaj także zastanawia zamienność nazw „Wenedów” (Venders) i „Wandalów” oraz utożsamianie ich obu ze Słowianami.
Przykładów zamienności obu nazw plemiennych i identyfikowania ich ze Słowianami, było więcej w historii. Oto kilka przykładów: 1. Tytułu króla Wandalów używali także polscy władcy. Mieszko I nazywany był przez Gerharda z Augsburga w spisanej w latach 983 – 993„Hagiografiiświętego Ulryka”[4] „księciem Wandalów”: „dux Vandalorum, Misico nomine” (pol. „książę Wandalów o imieniu Mieszko”).
2. W kronice „Annales Alamannici” (709 – 799) znajduje się takie zdanie: „Pipinus … perrexit in regionem Vandalorum, et ipsi Vandali venerunt obvium ” (pol. „Pepin poszedł do kraju Wandalów i Wandalowie wyszli mu naprzeciw”). W innym miejscu przy opisie wyprawy Karola Wielkiego na Słowian mamy: „perrexit in regionem Vandalorum” (pol. „udał się do kraju Wandalów”). Zatem Słowian określa się tu mianem „Wandalów”.
3. Miasta hanzeatyckie, takie jak: Lubeka, Wismar, Rostock, Gdańsk, Królewiec czy Ryga określane były mianem „miast Wenedów”. Po niemiecku: „wendische Städte”, zaś po łacinie „vandalicae Urbes”. Tu znów mamy zamienność nazw „Wenedów” z „Wandalami”. Do wymienionych miast mam małą uwagę: Królewiec i Ryga były położone na terytoriach Bałtów, a nie Słowian. Mimo to, oba miasta nazywane były „miastami Wenedów”. Wynika z tego nieśmiały wniosek, którego przesłanek można znaleźć więcej: „Dla Germanów Wenedami byli nie tylko Słowianie, lecz również pokrewni im Bałtowie”. Być może nazwa „Wenedowie” jest tak stara, że sięga czasów wspólnoty bałtosłowiańskiej i zachowała się zarówno na określenie Bałtów, jak i Słowian po ich wzajemnym rozdzieleniu. Teza ta wyjaśniałaby wiele dotychczasowych nieporozumień i sprzeczności.
4. W kronice „Annales Augustani” z XI w. opisana jest klęska Niemców w bitwie ze Słowianami. Autor użył tam następujących słów: „exercitus Saxonum a Wandalis trucidatur” (pol. „armia Sasów została rozbita przez Wandalów”). Tu także Słowian określa się mianem Wandalów.
5. Niemiecki kronikarz i geograf, żyjący i piszący w XI w., Adam z Bremy, tak opisuje kraj Słowian: „Sclavania igitur, amplissima Germaniae provintia, a Winulis incolitur, qui olim dicti sum Wandali; decies maior esse fertur nostra Saxonia, presertim si Boemiam et eos, qui trans Oddaram sunt, Polanos, quaia nec habitu nec lingua discrepant, in partem adiecreris Sclavaniae”.[5] Tłumaczenie polskie: „Słowiańszczyzna, największa z krain Germanii, zamieszkana jest przez Winuli, których wcześniej nazywano Wandalami. Podobno jest ona większa niż nasza Saksonia, zwłaszcza jeśli zaliczyć do niej Czechów i Polan po drugiej stronie Odry, którzy nie różnią się ani językiem ani obyczajem”. Jest to dość nietypowy opis – autor uważa Słowiańszczyznę jako część Germanii. Dla współczesnego człowieka rzecz kompletnie niezrozumiała i nielogiczna. Logiczna stać się ona może wówczas, gdy uzmysłowimy sobie, że ówczesne znaczenie „Germanii” mocno różniło się od znaczenia współczesnego. Ta istotna kwestia ma fundamentalne znaczenie dla zrozumienia sensu dawnych opisów tych krain. Ma ona również znaczenie dla zrozumienia, kto żył na ziemiach polskich w czasach starożytnych.
6. Wilhelm z Rubruk, żyjący w XIII w., flamandzki franciszkanin, misjonarz i podróżnik napisał takie oto zdanie: „Język Rusinów, Polaków, Czechów i Sklawonów jest taki sam jak język Wandalów”. [6] Zatem kolejny kronikarz jasno identyfikuje Słowian z Wandalami.
7. W latach 1669-1686 na ziemi słupskiej wydzielono „Okręg Wandalski” wśród poddawanej zniemczeniu lokalnej ludności słowiańskiej, z odprawianymi po polsku nabożeństwami dla ludności określanej po niemiecku jako „Wenden” (łac. Vandali) lub „Cassuben” (pol. Kaszubi). [7]
Słoweńcy – Wenedowie nie mieszkający na ziemi Wenedów
Twierdzenie allochtonistów, jakoby nazwa „Wenedowie” określała w starożytności ludność niesłowiańską – italską, iliryjską czy jakąkolwiek inną i została później przeniesiona na przybyłych w VI wieku Słowian, jest w mojej ocenie niepoprawne. Zwolennicy tej tezy uważają, że Niemcy swoich sąsiadów na wschodzie nazywali zawsze „Wenden”. Kto by to nie był, zawsze byłby określony tą nazwą. Najpierw nazwą tą nazywane były italskie lub iliryjskie plemiona Wenetów, a następnie przeniesiono ją na przybyłych ze wschodu Słowian. Pomijając zagadkę, co stało się z rzekomymi przedsłowiańskimi Wenetami i dlaczego nagle zniknęli, nasuwa się pytanie: czy gdyby na te ziemie przybyli np. Zulusi, również nazwani zostaliby przez Niemców mianem „Wenden”? Odpowiedź na to pytanie może dać nazwa przybyłych ze wchodu, jeszcze przed Słowianami (według allochtonistów), Hunów. Niemcy nie nazwali ich mianem „Wenetów / Wenedów”, lecz inną nazwą, im charakterystyczną. Dopiero później mieli tą nazwą ochrzcić Słowian. Dziwne, że nazwy tej nie przenieśli na plemię przybyłe tuż po „zniknięciu” niesłowiańskich Wenedów, lecz dopiero na później przybyłych Słowian. Dziwne jest też to, że Niemcy nie nazwali tą nazwą innych plemion, np. Awarów lub Pieczyngów, które po Hunach także przybyły ze wschodu. Przypadek? Wątpliwe. Z jakichś powodów tego jednak nie zrobili. Ktoś może powiedzieć, że nazwa ta była „zarezerwowana” dla niemieckich sąsiadów zamieszkałych na terenach północnych – tych na północ od Sudetów, a więc tych, na których w starożytności mieszkali rzekomo nie-słowiańscy Wenedowie. Kłam temu twierdzeniu zadają Słoweńcy – naród Słowian południowych, którzy mimo iż mieszkają z dala od starożytnych północnych pierwotnych ziem wenedzkich w Europie Środkowej, również nazywani byli mianem Wenden lub Winden. W średniowieczu mianem języka windyjskiego (windisch) określano język słoweński. Dialekt tego języka, zwany prekmurskim [8], nazywany jest przez Węgrów mianem „Vend nyelv” (język wendyjski). W dokumentach niemieckich, węgierskich, łacińskich i innych, język Prekmurian (dialekt ówczesnych węgierskich Słoweńców z Prekmurje) jest określany jako „język wandalski” (łac. Lingua Vandalicus lub Lingua Vandalica Slavica; niem. Windische Sprache zamienne z Vandalische Sprache). Wszędzie w tych nazwach mamy do czynienia z zamiennością określeń Wenedowie – Wandalowie – Słowianie. Wynika z tego również fakt, iż Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, kogo mieli za sąsiadów. Jeśli Słowianie zachodni wywędrowali z obszaru dzisiejszej Polski na Bałkany, to ich pierwotna nazwa „Wenedowie” wciąż im towarzyszyła. Dlatego bez względu na to, czy byli to Słowianie mieszkający na północ od Karpat i Sudetów, czy na bałkańskim południu – zawsze określani byli przez Niemców mianem Wenedów / Winidów.
Dlaczego Węgrzy to nie Panończycy?
W nowy lud, Węgrzy, przybył do Europy i osiedlił się na Nizinie Panońskiej. W drodze analogii do przejmowania nazw, jak to miało mieć miejsce w przypadku Wenedów i Słowian, Węgrów powinno się ochrzcić mianem „Panończyków”. Nazwano ich jednak Węgrami (Ungarn) w odróżnieniu zarówno od Panończyków, zamieszkujących wcześniej tę ziemię, jak i w odróżnieniu od Słowian – Wenedów. Niemcy nazwali ten nowy lud zupełnie inną nazwą, nie przenieśli nazwy, jak rzekomo mieli to uczynić w przypadku Wenedów i Słowian. Widocznie, wbrew teoriom allochtonistów, umieli odróżniać etnosy i nie przenosili nazw plemion na inne. Mało tego: mimo iż Węgrzy oddzielili Słowian od siebie, to i tak niemiecka nazwa „Wenden” towarzyszyła zarówno Słowianom mieszkającym na północy, jak i na bałkańskim południu. Nie było również nadawania nazw starych miejscowych plemion innym nowym, przybyłym ze wschodu ludom. Dlatego Hunom, Awarom czy Węgrom nie nadano nazw wcześniej znanych osiadłych ludów. Co do samych Słoweńców, to powinni oni być nazwani nie Wenedami / Winidami, lecz Norykami [9], Ilirami, ewentualnie także Panończykami, bo w drodze analogii nazwy tych starożytnych ludów i ziem Niemcy powinni przenieść na nowo przybyłych z północy Słowian. Słoweńcy jednak nie stali się Norykami czy Ilirami, bo Niemcy doskonale wiedzieli, że Słowianie to Wenedowie, bez względu na to, czy zamieszkują obszar Połabia, Odrowiśla, Bohemii, północnych Bałkanów czy Alp. Dlatego Słoweńcy byli nazywani Winidami, a nie Norykami.
Podobnie postrzegali i nazywali Słowian Skandynawowie, którzy również doskonale wiedzieli, kto mieszkał i nadal mieszka po południowej stronie Bałtyku. Według nich Wenedowie to Słowianie. Znamienne jest to, że również inne narody nazywają Słowian, bądź niektóre słowiańskie narody, nazwą zbliżoną do nazwy „Wenedowie”. Finowie określają Rosję – jedyny słowiański kraj, z którym graniczą, mianem Venäjä. Estończycy nazywają ją – Venemaa.
Getica Jordanesa
Na koniec pragnę przytoczyć najbardziej ciekawe cytaty, które powinny najwięcej dać do myślenia, kim byli Wenedowie i czy istotnie ich nazwa mogła być przeniesiona z jednego na inny lud. Cytaty pochodzą z kroniki „Getica”[10], napisanej w 551 r. przez Jordanesa. [11] Pragnę podkreślić, iż Jordanes żył w VI w. n.e., a więc wówczas, gdy według koncepcji allochtonistów, Słowianie mieli przybyć na ziemie polskie ze wschodu. Jordanes, ani żaden inny ówczesny lub późniejszy kronikarz, nic nie wspomina o takim przybyciu. Ten fakt często jest ignorowany przez przeciwników teorii autochtonistycznej. Kronikarz pisze zaś o czymś innym, niezwykle ciekawym z punktu widzenia powiązań Słowian z Wenedami: „Po rzezi Herulów, Ermanaryk skierował oręż przeciw Wenedom, którzy chociaż pośledni żołnierze, lecz mnogością silni, zrazu próbowali stawiać opór. Cóż jednak wskóra rzesza nieotrzaskanych z rzemiosłem wojennym, kiedy i Bóg dopuszcza, i rzesza nadejdzie. Wenedowie zaś, (…) pochodząc z jednego pnia, występują dzisiaj pod trzema nazwami: Wenedów, Antów i Sklawenów”. Podstawowa uwaga dotyczy czasu opisywanych wydarzeń: Ermanaryk (łac. Ermanaricus), król Ostrogotów nad Morzem Czarnym zmarł w 375 r. Zatem jego wojna z Wenedami musiała mieć miejsce przed jego śmiercią. Niespełna 200 lat później Jordanes jasno pisze, że Wenedowie znani niegdyś pod jedną nazwą, obecnie znani są pod trzema nazwami, gdyż ulegli podziałowi i pojawiły się nowe nazwy. Znaczy to tyle, że lud Wenedów rozrósł się i tym samym podzielił na dwa plemiona: Antów i Sklawenów. Skoro się rozrósł, to zapewne musiał długo mieszkać w jednym i tym samym miejscu. Autor nic nie wspomina, że ktoś przejął nazwę po rzekomo nie-słowiańskim etnosie Wenedów. Nic nie wspomina, że Słowianie (Sklaweni) przybyli ze wschodu i że są ludem nowym, dotąd nieznanym. Dzięki Jordanesowi widać także wyraźnie kiedy zaczęła pojawiać się nazwa „Słowianie” i jak stopniowo wypierała ona nazwę „Wenedowie”, określając wciąż tę samą ludność. W innych częściach kroniki Jordanes opisuje obszary zamieszkałe przez Wenedów: „Wzdłuż lewego skłonu [Karpat], który zwraca się w kierunku północnym, od źródeł rzeki Vistuli [Wisły] na niezmierzonych przestrzeniach usadowiło się ludne plemię Wenedów, którzy chociaż teraz przybierają różne miana od rodów i miejsc, w zasadzie nazywani są Sklawenami i Antami”. Cytat ten oznacza tyle, że na północ od Karpat, od źródeł rzeki Wisły, mieszkają na wielkim obszarze Wenedowie i dzielą się na wiele mniejszych plemion. Z opisu wynika, że „Wenedowie” to nazwa dawna, później wypierana przez dwie nowe: „Antów” i „Sklawenów” (Słowian). Dwie nowe nazwy określają dwa nowe duże plemiona, jakie wyrosły i wykształciły się z jednego. Znaczy to, że lud Wenedów potrzebował czasu, aby się rozrosnąć i z czasem podzielić, nie tylko na dwa duże, ale i na wiele mniejszych plemion. Cytat ten raz jeszcze potwierdza to, co już napisałem: lud Wenedów musiał więc zamieszkiwać wspomniane terytoria od dawna, a nie od ledwie 50 lat. Nie zdążyłby bowiem tak szybko zasiedlić „niezmierzone przestrzenie”. Przypominam, że „Getica” została napisana w 551 r., zaś oficjalna wersja allochtonistyczna mówi, że Słowianie zaczęli zasiedlać ziemie polskie od początku VI w. Czyżby zatem zdążyli oni w 50 lat zająć „niezmierzone przestrzenie”, zasymilować miejscowe resztki ludności i jeszcze podzielić się na dwa duże oraz wiele mniejszych plemion? Podkreślić muszę, że jest to niemożliwe. Co do nazw, to określenie „Sklaweni” (Słowianie) z czasem zyskało prym i dominuje do dziś. Nazwa „Antowie” zanikła zupełnie i wyszła z użycia, zaś określenie „Wenedowie” funkcjonuje do dziś, choć w mniejszym zakresie, o czym była mowa wcześniej. Z kroniki Jordanesa dokładnie widać, co miało miejsce w VI wieku. Pojawiły się nowe nazwy na określenie Słowian, a nie sami Słowianie. Słowianie byli w historii od dawna, tyle że ukrywali się w niej pod innymi nazwami. W VI wieku mamy do czynienia z pojawianiem się nowej nazwy, a nie nowego etnosu.
Są też tacy sceptycy, którzy twierdzą, że wszystkie opisane przypadki utożsamiania Wenedów i Wandalów ze Słowianami to błędy lub pomyłki. W ich mniemaniu, mieszanie Wenedów z Wandalami i obu tych ludów ze Słowianami jest nieuprawnione, bo oparte na pomyłkach. Czy jednak błędy i pomyłki mogą się zdarzać aż tak powszechnie w różnych epokach, u różnych autorów i u różnych narodów? Uważam, że nie. Dlatego zastanawiam się, co będzie, jeśli okaże się, w efekcie wspomnianych na początku badań genetycznych, że jednak na ziemiach polskich istniała ciągłość osadnicza i że starożytne ludy tu żyjące są w linii prostej przodkami Polaków? Czy wówczas historię polskich ziem i jej plemion trzeba będzie pisać na nowo? Czy wówczas powszechnie uznanym faktem będzie to, że Wenedowie i Wandalowie byli w istocie jednym i tym samym słowiańskim etnosem? Pomijając powyższe przykłady oraz pomijając mające nastąpić badania genetyczne kopalnego Y-DNA, istnieją inne przesłanki wskazujące na ciągłość zamieszkania ziem polskich przez tę samą ludność. Są również inne przesłanki wskazujące na słowiańskość Wandalów, np. niektóre pisemnie zachowane imiona władców wandalskich. Ale tematy te wymagają osobnych artykułów, a nawet osobnego szerszego opracowania.
W poprzednim swoim artykule [1] przedstawiłem część przesłanek, które mogą wskazywać na słowiańskie pochodzenie Wandalów – ludu powszechnie uważanego za Germanów. W niniejszym artykule kontynuuję ten temat, przedstawiając tym razem spis królów wandalskich. W celu stworzenia tego spisu skorzystałem z anglojęzycznego portalu genealogicznego „rootsweb” (wc.rootsweb.ancestry.com). Znalezione tam imiona królów wandalskich ułożyłem chronologicznie. Od razu widać jednak, że spis ten jest niepełny, gdyż dają się zauważyć zbyt duże różnice w datach śmierci pomiędzy niektórymi postaciami oraz brakuje w nim wielu znamienitych postaci spośród wandalskich władców z V/VI w., jak choćby Huneryka [2], Gelimera [3] czy innych [4]. Dość zaskakujący był dla mnie fakt, iż protoplastami królów wandalskich byli władcy Herulów. Jakkolwiek co do słowiańskości Wandalów nie mam wątpliwości, tak Herulów uważałem do tej pory za plemię germańskojęzyczne, zgodnie z powszechnie panującym poglądem. Abstrahując od spekulacji w tej kwestii, warto skupić się na poniższej tabeli, którą sporządziłem w celu ułatwienia analizy królewskich postaci, a konkretnie ich niektórych zagadkowych imion. Każdy z wymienionych w tabeli władców posiada przekierowanie na odpowiednią stronę „rootsweb”. Można zatem samemu sobie sprawdzić wszystkich wymienionych królów, a także ich małżonki, których imiona także zamieszczone są w tabeli. Niniejszy spis, w pewnym stopniu pokrywa się ze spisem królów wandalskich zamieszczonym w książce XVIII-wiecznego historyka, podróżnika i pisarza Thomasa Nugenta. [5] Niestety, próżno szukać na polskich portalach internetowych informacji o tym pisarzu. Próżno szukać polskiego przekładu jego dzieła „The History Of Vandalia” (pol. Historia Wandalii) [6], w którym oprócz licznych imion królów wandalskich, podaje ich historię oraz ogólne dzieje Wandalów. Być może warto byłoby przetłumaczyć na język polski lekturę Nugenta i dowiedzieć się co na temat historii ludu, który prawdopodobnie był przodkiem Polaków, miał do przekazania angielsko-irlandzki uczony żyjący 300 lat temu? Pod tabelą dokonuję krótkiej analizy wymienionych w niej królewskich imion. Przytaczam również ich inną pisownię – zarówno tę zawartą w książce Nugenta, jak i znaną z innych historycznych źródeł. Co do Herulów, to sam Nugent uważa te plemię za odłam Wandalów, za jedno z wielu plemion wandalskich. Trzymając się powszechnie panującej opinii uznającej Herulów za plemię germańskojęzyczne, dziwić mogą niektóre imiona ich władców. Ze spisu wynika, że królowie Herulów przejęli władztwo nad pozostałymi plemionami wandalskimi i w pewnym momencie historii, zamiast tytułu „króla Herulów” zaczęli używać tytułu „króla (wszystkich) Wandalów”. Zagadką pozostaje źródło, na podstawie którego sporządzono spis na portalu „rootsweb” oraz spis i dzieje władców wandalskich dokonanych przez XVIII-wiecznego, wspomnianego anglojęzycznego pisarza.
Spośród 23 wymienionych w tabeli władców herulskich i wandalskich wyróżnić można aż 10 osób noszących imiona o słowiańskim brzmieniu, 7 osób noszących imiona o brzmieniu germańskim, 4 noszące imiona o nieznanej etymologii, 1 osobę noszącą imię łacińskie i 1 osobę bezimienną. Niektóre imiona, jak np. Gensericus (pol. Genzeryk) wbrew powszechnemu przekonaniu o jego germańskości, uważam za imię mogące mieć słowiańskie pochodzenie.
Poniżej przedstawiam słowiańsko brzmiące imiona z tabeli i ich prawdopodobne polskie odpowiedniki. W nawiasie podaję ich pisownię ze wspomnianego dzieła Thomasa Nugenta (N.:) oraz pisownię zachowaną w innych źródłach (inne:).
Imiona o nieznanej etymologii (4 osoby): 1. Anaras (N.: Anavas) , 2. Alinar (N.: Alimer), 3. Anthyrius (N.: również Anthur), 4. Hatterus (N.: Hoter lub Hoterus).
W tym miejscu pragnę zwrócić uwagę na imię nr 2 – Alinar, a konkretnie na formę tego imienia podaną przez Th. Nugenta – Alimer. Imię te kojarzy się ze słowiańskim Chwalimirem / Chalimirem. [11] Zdarzało się, że głoska „h” (ch) pomijana była w zapisach starożytnych łacińskich lub greckich kronikarzy. [12] Stąd forma Alimer zamiast Chalimir. Uznając tę interpretację za poprawną, liczba imion o słowiańskiej etymologii zwiększy się z 10 do 11, a uwzględniając imię „Godegisl” (Godzisław) byłoby ich 12.
Imiona o łacińskiej etymologii (1 osoba): 20. John (N.: Johannes; pol. Jan).[13]
Bezimienni (1 osoba): 23. … of the Wenden (król Wenedów o nieznanym imieniu). [14]
PODSUMOWANIE
Jedną z głównych przyczyn błędnego utożsamiania Wandalów z ludami germańskojęzycznymi jest niezrozumienie starożytnych pojęć „Germania” i „Germanie”. Trzeba wyraźnie podkreślić, iż oba te pojęcia miały w dawnych czasach inne znaczenie niż te, jakie posiadają obecnie. Ta prosta przyczyna powoduje liczne błędy we współczesnych interpretacjach pradawnych źródeł i zupełnie wypacza historię starożytnych ludów barbarzyńskich. Podobieństwa imion wandalskich do imion słowiańskich znaleźć można nie tylko na portalu „rootsweb” czy w księdze Thomasa Nugenta. Słowiańsko brzmiące imiona występują również w innych źródłach. Mimo ich słowiańskiego brzmienia, dziś powszechnie uważa się je za „imiona germańskie”. Zagadkowość tych imion wymaga kolejnych, żmudnych i uczciwych badań.
Dawni Germanie nosili imiona, które na szczęście dość licznie zachowały się do dnia dzisiejszego. Niektóre z tych imion stwarzają problemy interpretacyjne na gruncie zarówno współczesnych języków germańskich, jak i innych. Daje to podstawy do wniosku, że imiona te niekoniecznie musiały być germańskie z dzisiejszego punktu widzenia. Istnieją uzasadnione podejrzenia, że jakaś część tych imion mogła mieć słowiańskie pochodzenie. Niniejszy artykuł odnosi się do tych imion dawnych Germanów, które dają podstawy do przypuszczeń, że w rzeczywistości mogły być imionami słowiańskimi. Ich słowiańska etymologia jest sensowną alternatywą dla dotychczasowych ich interpretacji, a w wielu przypadkach – dla problemów w ich interpretacji. Ułożony alfabetycznie spis przedstawia możliwe słowiańskie interpretacje imion dawnych Germanów i ich podobieństwo do imion słowiańskich. Artykuł nie wyjaśnia skąd imiona słowiańskie u ludów uważanych za Germanów (np. Wandalowie) i u ludów, które bez wątpienia Germanami byli (np. Goci). W pierwszym przypadku odsyłam do innych moich artykułów, w przypadku drugim możliwości odpowiedzi jest kilka, jednak pomijam je w tekście. Inny problem związany jest z faktem, iż obok słowiańsko brzmiących imion, ci sami Germanie używali też imion o dość silnie germańskim brzmieniu. Opisanie tych i innych zawiłości wymaga osobnego, dość obszernego artykułu. Osobnych opracowań wymagałoby też odpieranie ewentualnych zarzutów niektórych językoznawców, zwłaszcza tych, którzy opowiadają się za długo trwającą językową wspólnotą słowiańską i którzy wysuwają argumenty, że np. w V wieku nie wykształciły się jeszcze niektóre słowiańskie głoski. Do mnie osobiście nie przemawiają te teorie, ponieważ uważam, że rozwój języków słowiańskich miał zupełnie inną historię, w tym chronologię niż to przedstawiają wspomniani językoznawcy. Abstrahując jednak od tych ewentualnych zarzutów, poniższe imiona porównuję do imion staropolskich zdając sobie sprawę, że ich ewentualne pierwotne brzmienie mogło być nieco inne. Brzmienie ich mogło być też nieco inne w językach połabskich czy czeskim. Nie zmienia to jednak faktu, że śmiało można je porównywać do imion staropolskich i na tej podstawie szukać też etymologii w innych językach słowiańskich.
Poniżej przedstawione imiona nosili starożytni lub wczesnośredniowieczni władcy plemienni uznawani za Germanów. Są tu też imiona znane z inskrypcji germańskich z terenu półwyspu Iberyjskiego i Afryki Północnej. Wiele z tych imion widnieje w haśle „Germanic personal names in Galicia” w anglojęzycznej Wikipedii. Imiona zostały wybrane tak, aby zwrócić uwagę czytelnika na słowiańsko brzmiące człony tych imion i ich możliwą słowiańską etymologię. Dodać należy, że powyższy spis nie zawiera wszystkich imion, które można łączyć ze słowiańskim brzmieniem. Niektóre celowo zostały pominięte ze względu na obszerność artykułu, inne nie zostały jeszcze dokładnie zanalizowane. W internecie dostępne są inne spisy dawnych „germańskich” imion z terytorium półwyspu Iberyjskiego. Wartą polecenia jest hiszpańska strona: http://www.celtiberia.net/articulo.asp?id=1670.
SPIS IMION:
Coniaricus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną Wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”) – słowiańskie brzmienie: Koniarek. Dziś to znane polskie nazwisko. [1]
Crescemirus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną Wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”) – słowiańskie brzmienie: Krzesimir. Jest to staropolskie imię męskie, złożone z członów Krzesi- („wskrzeszać, przywracać do życia, podnosić”) i -mir („pokój, spokój, dobro”). Znaczenie imienia: „odnawiający pokój”.
Damiro – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Składa się z członu Da- („dawać, darować”) i -mir („pokój, dobro”). Oznacza „tego, który daje pokój”. Imię znane wśród narodów słowiańskich na Bałkanach.
Dumerit – imię ostrogockie. Człon „Dume” oznacza słowiańskie „Doma” (od słowa „dom” – pomieszczenie, w którym mieszka człowiek ze swoją rodziną, kraj ojczysty), a „rit” to popularny słowiański człon „rad” (radować się, radzić, być chętnym). Zatem Dumerit to w rzeczywistości słowiański Domarad, czyli „ten, który cieszy się swoim domem”.
Fonsinus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Fons interpretować można jako Wąs. Brzmienie niemal takie same. Zatem Fonsin(us) to Wąsyn (patrz też Fonso). Jest to słowiańskie imię pochodzące od nazwy części ciała – w tym przypadku od samego „wąsa” (jednoczłonowe) [2] lub od „wąsa” i od członu „syn” (Wąsyn – „syn Wąsa”; imię dwuczłonowe)
Fonso – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). „Fons” interpretować można jako Wąs. Brzmienie niemal takie same. Jest to słowiańskie imię niezłożone jednoczęściowe pochodzące od nazwy części ciała – w tym przypadku od „wąsa”.
Geisirith – imię wspominane przez VI-wiecznego afrykańskiego poetę Corippusa. Zawiera człon „rith” często spotykany u imion wandalskich i swebskich. Człon ten można identyfikować ze słowiańskim bardzo popularnym członem „rad” (być zadowolonym, cieszyć się), a same imię można interpretować jako „Gościrad” (ten, który chętnie gości w obcych stronach).
Genzeryk – imię znane z różnych starożytnych źródeł pod następującymi postaciami: Gaisericus, Gezericus, Gezevricos, Gensericus. Genzeryk [2] to jeden z najsłynniejszych królów Wadalów i Alanów. Panował w latach 428 – 477 w Afryce Północnej. To właśnie za jego panowania Wandalowie zdobyli i splądrowali Rzym, co w następstwie dało początek nazwie „wandalizm” na określenie dzikiego niszczenia. Wśród niektórych polskich autorów pojawia się pogląd, że Genzeryk to w rzeczywistości „Gęsierzyk”. Pogląd ten wcale nie jest bezpodstawny, jednak osobiście bardziej przychylam się ku poglądowi, iż może to być „Gąsiorek”. Wśród Słowian dość powszechne było nadawanie imion pochodzących od nazw zwierząt, roślin, części ciała, cech człowieka, a nawet pokarmów czy zjawisk słuchowych. [3] W związku z tym imię Gąsiorek nie byłoby imieniem niespotykanym czy dziwnym. Tym bardziej, że w Polsce dość znane jest nazwisko o tym brzmieniu. [4] Końcówka „-ek” występuje dość często u imion słowiańskich. Stąd można by tłumaczyć dużą częstotliwość w imionach rzekomo germańskich, końcówek „-icus” (ang. „ic”; pol. „-yk / -ik ”).
Godemiro – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”) – słowiańskie brzmienie: Godziemir / Godzimir. Imię męskie, złożone z członów Godzi- („robić coś w stosownym czasie” „dopasowywać”, „czynić odpowiednim”) i -mir („pokój”). Oznacza najprawdopodobniej „tego, który czyni ład i pokój”.
Godesinda – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”), najprawdopodobniej żeńskie. Słowiańskie brzmienie męskie: Godzisąd, słowiańskie brzmienie żeńskie: Godzisąda lub Godzisądka. Imię złożone z członów Godzi- („robić coś w stosownym czasie” „dopasowywać”, „czynić odpowiednim”) i -sąd („sądzić”). Może oznaczać: „wyraża sądy w odpowiednim czasie” lub „wyraża odpowiednie sądy”).
Gramila – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”), prawdopodobnie żeńskie. Brzmienie słowiańskie to prawdopodobnie: Gromiła (męska forma Gromił). Imię pochodzące od czasownika „gromić”, oznaczające „tę (tego), który gromi” lub jest to imię dwuczłonowe składające się z członów Grom- i –mił. Może oznaczać „tego, który lubi gromić (wrogów)”.
Gualamira – żeńska forma imienia Gualamirus (patrz niżej).
Gualamirus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki -us pozostaje nam Gualamir, którego identyfikować można z imieniem Chwalimir / Chwałamir lub Kwalimir. Imię te składa się z członów: Chwała- („chwalić, dziękować”) i -mir („pokój, spokój, dobro”) i oznacza „tego, który chwali pokój”.
Guderedus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”) – słowiańskie brzmienie: Godzierad / Godzirad. Imię męskie zawierające dwa typowo słowiańskie człony: Godzi- („robić coś w stosownym czasie” „dopasowywać”, „czynić odpowiednim”) i -rad („być zadowolonym”, „udzielać rad”).
Gudesteus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”) – słowiańskie brzmienie: Godziesław / Godzisław. Imię męskie, złożone z członów Godzi- („robić coś w stosownym czasie” „dopasowywać”, „czynić odpowiednim”) i -sław („sława”). Oznacza najprawdopodobniej „tego, który sławi dobre (odpowiednie) czyny”. Dla przypomnienia: „u” w j. łacińskim często używane było zamiennie z „v”. Zatem mielibyśmy imię Gudestevs. Po odjęciu końcowego „s” pojawia się Gudestev. Stąd już nieco bliżej do Godzisława.
Gudigeba – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Być może słowiańskie brzmienie to Godzigęba / Gudzigęba. Byłoby to wówczas imię męskie, złożone z członów Godzi- („robić coś w stosownym czasie” „dopasowywać”, „czynić odpowiednim”) i -gęba („gęba”). Człon „gęba” zdarzał się w imionach słowiańskich i nie należał do rzadkości. Dziś w j. polskim znaleźć go można w nielicznych nazwiskach. Jednak imię te można interpretować nieco inaczej z racji tego, że człon „geba” występuje dość często wśród imion germańskich na półwyspie Iberyjskim. Gdyby przyjąć, że „b” jest zamienne z „v” (a tak często się zdarza w tych imionach), to mielibyśmy człon „geva” tożsamy ze słowiańskim „gniewa”. Wówczas stałoby się jasne dlaczego człon ten jest dość popularny wśród wandalskich i swebskich imion. W tym przypadku Gudigeba oznaczałaby Godzigniewę.
Gudila – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”), prawdopodobnie żeńskie. Słowiańskie brzmienie: Godziła / Gudziła. Imię złożone z członów Godzi- („robić coś w stosownym czasie” „dopasowywać”, „czynić odpowiednim”). Oznacza najprawdopodobniej „tę, która czyni odpowiednie, dobre rzeczy”.
Gudileuva – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”), prawdopodobnie żeńskie. Składa się z członu Gudi- (słowiańskie Godzi-) oraz -leuva, które literalnie zapisać też można jako –levva (łacińskie „u” zamienne z „v”) lub po prostu -lewa. Po dodaniu litery „s” między oba człony powstałoby „Gudislewa”, co nieuchronnie kojarzy się ze słowiańskim imieniem Godzisława („ta, która sławi dobre, odpowiednie czyny). Imion germańskich z półwyspu Iberyjskiego o końcówce -leuva / -leuba / – levva jest bardzo dużo. Jeśli człon ten jest zniekształconą końcówką słowiańską -sława, to odpowiedź skąd taka ich obfitość nasuwa się sama.
Gudilo – męska wersja imienia Gudila (patrz wyżej); słowiański Godził / Godział.
Gudisteus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Składa się z członu Gudi- (słowiańskie Godzi-)oraz -steus. Jeśli w drugim członie zamienić „u” z „v” (obie litery były zamienne w pisowni łacińskiej), to pojawi się -stevs. Człon ten da się utożsamić ze słowiańskim członem -sław. Zatem Gudistevs to Godzisław (ten, który sławi dobre, odpowiednie czyny).
Gunthimer – imię te nosił brat Gelimera [5], króla Wandalów. Widać tu słowiańskie imię Gościmir, a w formie bardziej polskiej – Gościmierz. Oba imiona znaczą to samo: „gość” (gość, gościć) i „mir” (pokój). Zatem Gościmir to „ten, który niesie pokój gościom”.
Huneryk (łac. Hunericus) – najstarszy syn Genzeryka (patrz wyżej), władca państwa Wandalów w Afryce Północnej, panował w latach 477 – 484. [6] Imię jego składa się ze słowiańskiego członu Hunie-, a dokładniej Unie- („lepszy”). Imię te mogło brzmieć oryginalnie po słowiańsku: Unierzyk lub Unierek. Istnieje wiele imion składających się z tego członu. Przykładem są: Uniebog, Uniemir, Uniemysł, Unierad, Uniesław. Inną możliwością jest pochodzenie tego imienia od słowa „honor” – Honorek.
Iensericus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki -us pozostaje Ienseric, co nieodmiennie kojarzy się z imieniem Jęzorek. Jest to słowiańskie imię jednoczęściowe niezłożone pochodzące od nazwy części ciała – w tym przypadku od „języka”. [3]
Lubinus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki -us zostaje Lubin, typowo słowiański wyraz. Dziś kilka miejscowości w Polsce oraz w Niemczech Wschodnich nosi tę nazwę. Powszechnie uważa się, że pochodzą one od słowiańskiego imienia własnego lub od słowa „lubić / lubować”.
Merobaudes – imię znane z wandalskiej inskrypcji w tzw. Afryce Prokonsularnej. Według Nicoletty Francovich Onesti imię te składa się z dwóch germańskich członów: „merija-” (pol. „sławny”) i „baudiz” (pol. „mistrz”). [7] Trudno odgadnąć skąd wzięło się te tłumaczenie członów, natomiast nie funkcjonują one w żadnym obecnie znanym języku germańskim. W przeciwieństwie do pani Onesti widzę tu zupełnie inne człony, mianowicie: „mir-” oraz „bąd”/”bud”. Imię to w oryginale brzmiało zatem „Mirobąd” (j. polski) lub „Mirobud” (j. chorwacki, czeski, łużycki czy serbski). Pierwszy człon pochodzi od słowa „mir” („pokój” – stare słowiańskie słowo, znane we wszystkich imionach słowiańskich), drugi człon „bąd”/”bud” („być”, pierwotnie „róść, dojrzewać, stawać się”). Przy tej okazji warto wspomnieć, że w j. polskim człon „mir” czasem występuje w postaci „mierz” (np. Kazimir – Kazimierz), stąd wziął się często spotykany wśród imion rzekomo germańskich człon „mer” stosowany nierzadko zamiennie z członem „mir”. Człon „bąd / bud” w średniowieczu był dość popularny wśród imion słowiańskich. Spotkać go można do dziś w nazwach miejscowości. Imię te dość mocno przypomina też imię słynnego króla Markomanów, Marboda. [8]
Miro – imię króla Swebów panującego w latach 570 – 583 w Galicji na półwyspie Iberyjskim. Imię typowo słowiańskie pochodzące od słowa „mir” (pokój, dobro). Końcówka „o” występuje dość często wśród imion słowiańskich np. Borko, Branko, Durko, Gostko, Leszko, Ratko, Mieszko, Zlatko, Željko. Może być też lokalnym, hiszpańską końcówką dodaną do słowiańskiego członu.
Monderico – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Prawdopodobne słowiańskie brzmienie to: Mądrek, Mądrzyk, Mędrek, Mędrzyk. Trzy ostatnie przykłady występują w formie nazwisk we współczesnej Polsce. [9] Jest to imię niezłożone jednoczęściowe pochodzące od cechy psychicznej człowieka – w tym przypadku od „mądrości” lub „mędrkowania”. [3]
Odisclus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”) – słowiańskie brzmienie: Włodzisław. Składa się z członów: Włodzi- („władać”) i -sław („sława”). Oznacza „tego, który włada sławą”. W wersji łacińskiej pominięto trudne dla ludów niesłowiańskich połączenie głosek „Wł-” na początku imienia, skracając je i upraszczając. Łaciński człon „sclus / sclos” oznaczał niemal zawsze słowiański człon „sław” (por. pol. Słowianie – łac. Sclaveni).
Onemirus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki „-us” zostaje nam Onemir, co nieodmiennie kojarzy się ze słowiańskim imieniem Uniemir. Imię te złożone jest z członu Unie- („lepszy”) i członu -mir („pokój, spokój, dobro”). Znaczenie imienia: „ten, który zapewnia lepszy ład i pokój”.
Onesindus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki „-us” zostaje nam Onesind. Można zatem przypuszczać, że imię te złożone jest z członu Unie- („lepszy”) i członu -sąd („sądzić”) i brzmiało prawdopodobnie Uniesąd. Znaczenie imienia: „ten, który lepiej sądzi”.
Papellus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki „-us” zostaje nam Papell, co kojarzy się z imieniem legendarnego polskiego władcy Popiela. [10] Dziś imię te występuje w formie nazwiska. [11]
Radagajs – imię dość często występujące pod różnymi postaciami w starożytności. Nosiło je wielu wodzów Wandalów, jak i Gotów m.in. wódz Gotów, prawdopodobnie Ostrogotów (Greutungów), zmarły 23 sierpnia 406 r., który stał na czele najazdu na Italię w latach 405-406. [12] Łacińska wersja tego imienia to Radagaisus. Imię te nieodmiennie kojarzy się z czysto słowiańskim imieniem Radogost (Radegast, Redigast, Radogoszcz). Uważa się, że imię Radogost nosił też m.in. pogański bóg Słowian Połabskich. Imię pochodzi ze złożenia słów „rad-” (miły) oraz „-gost’” (gość).
Rademirus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Słowiańskie brzmienie: Radomir / Radmir. Składa się z członu Rad- („być zadowolonym, chętnym, cieszyć się” lub „troszczyć się, dbać o coś”) i z członu -mir („pokój, spokój, dobro”). Może ono oznaczać „tego, który troszczy się o pokój”.
Ragesindus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki -us pozostaje Ragesind. Imię te składać się może z członów: Rage-, który można identyfikować ze słowiańskim Radzie-/ Radzi- zamiennym z Raci- („walczyć, wojować”) oraz -sąd („sądzić”). Znaczenie prawdopodobnego imienia Radziesąd to „rozstrzyga spory wojenne”.
Ragimiru – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Składa się z członów: Ragi-, który można identyfikować ze słowiańskim Radzi- zamiennym z Raci- („walczyć, wojować”) oraz -mir („pokój, dobro”). Znaczenie imienia Radzimir / Racimir to „walczący o pokój”.
Ranisclus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Składa się z członów: Rani-, który można identyfikować ze słowiańskim Brani- , Broni-, Bruni- („bronić, strzec”) oraz -sław („sławić”). Prawdopodobne znaczenie imienia Bronisław / Brunisław to „broniący sławy”. W wersji południowosłowiańskiej imię te posiada postać Branislav.
Rycymer (właś. łac. Flavius Ricimer) – imię wodza rzymskiego z pochodzenia „Germanina”. Przypuszcza się, iż ojciec jego był Swebem, a matka Wizygotką. Flavius Ricimer żył w latach 405 – 472. [13] Imię te kojarzy się ze słowiańskim imieniem Racimir.
Salamirus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki „-us” zostaje nam Salamir. Znając przypadłość niesłowiańskich kronikarzy do upraszczania słowiańskich wyrazów stwierdzam, że pod imieniem tym kryć się może popularny do dziś Sławomir. Ponieważ „sl / sł” było trudne do wymówienia przez osoby posługujące się łaciną, wobec tego często pomiędzy „s” i „l / ł” wstawiano inne głoski. Często było to „c”, jednak mogło się też zdarzyć „a”. Zamiast Sławomira mielibyśmy wtedy Salawomira, którego zredukowano do Salamira.
Scapa – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Imię można identyfikować ze słowiańskim imieniem niezłożonym jednoczłonowym pochodzącym od świata zwierząt. [3] Brzmienie słowiańskie: Szkapa (koń).
Sinderith – imię ostrogockie. Składa się z dwóch słowiańskich członów: „sinde” to „sędzie” (od „sądzić”), a „rith” to „rad”. Zatem Sinderith to prawdopodobnie Sędzirad lub Sędzierad.
Sindivult – imię wandalskie znane z mozaiki w Tipasa (Algieria). Według Nicoletty Francovich Onesti [6] składa się z dwóch członów: „sin?a-”(pol. podróż”) i „wul?u” (pol. „chwała”,„sława”). W tym przypadku również oba człony nie są znane we współczesnych językach germańskich. Znane są jednak w językach słowiańskich: „sindi” to „sędzi” , „vult” to „wuj”. Słowiańskie imię: Sędziwuj.
Sisebut (także: Sisebuth, Sisebuto, Sisebur, Sisebod or Sigebut) – imię króla Wizygotów panującego w latach 612 – 621 na półwyspie Iberyjskim. [14] Zwraca uwagę jedna z form tego imienia – Sisebur, kojarząca się ze słowiańskim Ścibor / Ścibór / Ściebór / Ściebor. Również forma Sisebut składa się z dwóch słowiańskich członów: Ści / Ście (dawniej „czści”), czyli „czcić” oraz bąd / bud („być”, pierwotnie „róść, dojrzewać, stawać się”) i brzmiałaby wówczas Ścibąd / Ściebąd.
Stilicho (także: Stilico, Stelicho, Stiliconos, Istiliconis, Stelivcwn) – imię rzymskiego generała wandalskiego pochodzenia żyjącego w latach 360-408. [15] Zwraca uwagę forma Stelicho kojarząca się ze słowiańskim Ścielicho. Warto zwrócić też uwagę na dość dziwaczną formę Stelivcwn, którą należałoby zmienić na bardziej poprawną Stelivcun lub Stelivcon, co kojarzyć się może jako Ścieliwko. Opowiadam się jednak za formą Ścielicho. Choć skojarzenia ze słowiańszczyzną mogą być silne, problemy nasuwać może interpretacja. Być może imię te składa się z dwóch członów: „Ście-” (dawniej „czści” – „czcić”) oraz -licho (licho). Znaczenie: „ten, który czci licho”? Być może jednak imię te pochodzi od czasownika „ścielić”? A być może trafna jest jeszcze inna interpretacja?
Sueredus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki „-us” zostaje nam Suered (Svered), co nieodmiennie kojarzy się ze staropolskim imieniem Świerad. Imię te złożone jest z członu Wsze- („wszystek, każdy, zawsze”) w różnych wersjach nagłosowych (m.in. świe-) oraz członu -rad („radosny, zadowolony”). Znaczenie imienia: „rad każdemu”.
Suimirus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki „-us” zostaje nam Suimir (Svimir), co nieodmiennie kojarzy się ze staropolskim imieniem Świemir. Imię te złożone jest z członu Wsze- („wszystek, każdy, zawsze”) w różnych wersjach nagłosowych (m.in. świe-) , oraz członu -mir („pokój, spokój, dobro”).
Suinthiliuba – żeńskie imię swebskie z hiszpańskiej Galicji. Składa się z dwóch członów Suinthi / Svinthi, co identyfikować można ze Święci- / Święto- oraz z członu -liuba, co tłumaczyć nie trzeba, najwyżej można zamienić na -luba. Zatem Suithiliuba to słowiańska Święciluba lub Świętoluba – „ta, która lubuje się w świętości”.
Sundemirus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki „-us” zostaje nam Sundemir, co kojarzy się ze słowiańskim imieniem Sędzimir. Imię te złożone jest z członu Sędzi- („sądzić”) i członu -mir („pokój, dobro”). Znaczenie imienia: „ten, któremu sądzone jest życie w pokoju”.
Suniemirus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Po odjęciu łacińskiej końcówki „-us” zostaje nam Suniemir. Pomimo, iż imię brzmi słowiańsko, to jednak człon „Sunie-” jest dość zagadkowy. Być może znaczył coś w języku Słowian i być może istniało kiedyś słowiańskie imię Suniemir? Być może jednak chodzi tu o imię Sulimir lub o południowosłowiańskie imię Zvonimir? W przypadku pierwszym mogło dojść do zamiany „l” z „n”. W drugim zaś, „Z” mogło ulec zamianie z „S”, a „v” z „u”. W języku łużyckim istnieje też imię Semimir / Semmir.
Swintila (także: Suintila, Swinthila, Svinthila) – imię króla Wizygotów, zmarłego ok. roku 634. [16] Imię o wyraźnie słowiańskim rodowodzie. Mogło brzmieć Święciła, Święciał lub Święcił, a po zamianie „l” na „n” – Święcian. Byłoby to wówczas imię mające budowę imiesłowu biernego czasu przeszłego, które były dość popularne u dawnych Słowian. [17]
Tanca – imię wandalskie znane z VI-wiecznego kartagińskiego nagrobku. Nie wiadomo czy jest to imię żeńskie czy męskie. Przyjmuję, że żeńskie ze względu na jego bliskie podobieństwo do słowiańskiego żeńskiego imienia Danka. Zazwyczaj uznaje się, że imię Danka to zdrobnienie od imienia Danuta. Tak jest obecnie w Polsce, jednak dawniej mogło być inaczej. Przyjęto, że imię Danuta ma prawdopodobnie litewską etymologię. Jednak istnieje koncepcja konkurencyjna uznająca żeńskie imiona Dana, Danka, Danica za czysto słowiańskie. Jeśli przyjąć tę drugą koncepcję (co nie przekreśla, że obie są słuszne), wówczas wandalskie imię Tanca zdaje się mieć słowiańskie pochodzenie.
Teudemir lub Theodemir – imię króla Swebów panującego na półwyspie Iberyjskim w latach 561/566 – 569. [18]Imię Theodemir lub raczej Thiudimir (patrz poniżej) nosił także król Ostrogotów, zmarły w 474 r. Jak wiadomo, człon „mir” (pokój) to jeden z najpopularniejszych członów wśród imion słowiańskich, jednocześnie nieznany człon wśród imion germańskich. Zagadkę stanowi człon pierwszy „teude”/”theode”. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż został on zniekształcony ze względu na trudność wypowiadania słowiańskich słów i trudność zapisywania słowiańskich głosek. Imiona, które mogły być pierwowzorem „Teudemira” to: Tęgomir, Trzebiemir, Twardomir, Częstomir, Czestmir. Człon „tę-”, „czę-”, „twar-” mógł zostać zamieniony na łaciński „teu-” i zniekształcony. Istnieje również poważna przesłanka, iż imię Teudemir to te samo imię, co Thiudimir (patrz poniżej), gdyż wspomniany król Ostrogotów nazywany był zamiennie oboma tymi imionami.
Thiudimir – imię króla Ostrogotów panującego w Panonii, zmarłego w 474 r. Źródła historyczne wspominają, że miał on starszego brata o mieniu Valamir (patrz poniżej) i brata młodszego o imieniu Vidimir (patrz poniżej). Pierwszy człon kojarzy się ze słowiańsko brzmiącym „cudzy-”, „cedzi-” lub „czci-”, drugi to oczywiście „mir” (pokój). Pownieważ dwa pierwsze człony nie występowały w imionach słowiańskich przychylić się należy do słuszności członu trzeciego („czci”). Wówczas Czcimir znaczyć będzie „tego, który czci i dba o pokój”.
Uita – żeńskie imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Znaczy po prostu Wita (łacińskie „U” zamienne z „V”). Imię te może mieć swą źródło w słowiańskim wyrazie „wit” (pan, władca), wówczas Wita oznaczałaby „panią, władczynię”. Może również pochodzić od czasownika „witać”, a wtedy oznaczałoby „kobietę witającą” – tę, która wita [gości].
Unileus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Składa się z członu Uni- oraz -leus, które literalnie zapisać też można jako -levs (łacińskie „u” zamienne z „v”). Po dodaniu litery „s” między oba człony powstałoby „Unislevs”, co nieuchronnie kojarzy się ze słowiańskim imieniem Unisław („ten, który cieszy się najlepszą sławą”).Imię te złożone jest z członu Unie- („lepszy”) i członu -sław („sława”).
Uniscus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”), tożsame z imieniem Unileus (patrz wyżej).
Unisco – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”), tożsame z imieniem Unileus (patrz wyżej).
Uittimer – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Interpretować można je jako Witimier, Wicimier, Witimir (łacińskie „u” zamienne z „v”). Imię prawdopodobnie pokrewne imieniu Vidimir (patrz niżej). Tym samym można je też łączyć ze słowiańskim imieniem Więdziemir,Więcemir lub najprawdopodobniej z imieniemWitymir.
Valamir – imię króla Ostrogotów panującego w Panonii w latach 447 – 465, brat Thiudimira (patrz powyżej) i Vidimira (patrz poniżej). Valamir był wasalem Attyli – wodza Hunów. [19] Imię te budzi skojarzenia z imieniem Wolimir, Wolemir, Wolmir. Jest to staropolskie imię męskie oznaczające „tego, który woli pokój”.
Vidimir – imię króla Ostrogotów, brata Thiudimira (patrz powyżej) i Valamira (patrz powyżej). Skojarzenie z imieniem słowiańskim sprowadzać się może do imienia Wędziemir. Imię te jest pochodną od imienia Będzimir. Jest to staropolskie imię męskie, złożone z członów „Będzie-” („będzie”) i „-mir” („pokój, spokój, dobro”). Mogło ono stanowić życzenie pomyślności i pokoju dla narodzonego dziecka. Inna mniej prawdopodobna koncepcja jest taka, że Vidimir to w rzeczywistości „Widzimir” – imię składające się z członu „Widzi-” (widzi, widzieć) i „-mir” (pokój), a oznaczające „tego, który widzi (dostrzega) pokój”. Słabość tej koncepcji polega na tym, iż człon „widzi-” nie był spotykany w znanych imionach słowiańskich. Nie można wykluczyć jednak, że wcześniej w nich występował. Dlatego pozwoliłem sobie tę koncepcję także przedstawić.
Victemirus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Skłaniam się ku tezie, że człon „Victe-” powinno identyfikować się ze słowiańskim „Więce-” („więcej”). W takim przypadku imię te brzmiałoby pierwotnie Więcemir (ten, który daje więcej pokoju).
Visandus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Człon „Vi-” da się zidentyfikować jako słowiańskie „Wi-” lub „Wie-” („wiedzieć” lub „wiele”). Natomiast -sand (po odrzuceniu łacińskiego -us) to słowiański -sąd („sądzić”). Zatem chodzi tu o imię Wisąd / Wiesąd. Imię nieznane z zapisów, jednak składające się z popularnych słowiańskich członów. Wiesąd to zapewne „ten, który wydaje wiele sądów” lub „ten, który wie jak sądzić”.
Vistisclo – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Podobnie jak w przypadku wspomnianego wcześniej członu „Victe-” uważam, że człon „Visti-” oraz człon „Vistre-” także można identyfikować ze słowiańskim „Więce-” („więcej”). Natomiast człon drugi „-sclo” to wspomniana już wcześniej, uproszczona i zmieniona forma słowiańskiego członu „-sław”. Idąc tym tropem, pod imieniem Vistisclo ukrywałoby się imię Więcesław. Znaczenie: ten, który ma więcej sławy. Warto przypomnieć, że łacińscy kronikarze bardzo często wstawiali „c” między słowiańskie „s” i „l / ł”. Przykładem jest tu nazwa własna Słowian określanych jako Sclaveni.
Vistremiro – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Jak powyżej wspomniałem, podobnie jak w przypadku członu „Victe-” uważam, że człon „Vistre-” także można identyfikować ze słowiańskim „Więce-”- („więcej”). W takim przypadku imię te brzmiałoby również Więcemir. Vistresindus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Przyjmując moją wcześniejszą tezę o członie „Vistre-” identyfikowanym ze słowiańskim „Więce-” („więcej”), mielibyśmy w tym przypadku do czynienia z imieniem Więcesąd (hipotetycznie: „wydający wiele sądów/opinii”).
Vitarit – imię królewskiego wandalskiego notariusza z Kartaginy. Składa się z dwóch słowiańskich członów: „wit” (pan, władca) i „rat” (wojna, walka). Można je uznać za imię Witarat („pan wojny”?).
Vitisclus – imię germańskie z Iberii (za anglojęzyczną wikipedią: „Germanic personal names in Galicia”). Uważam, że imię te to Więcesław („Viti-” to „Więce-”, zaś „-sclus” to „-sław”) albo Witosław / Witsław („Viti-” to „Wito-”, a „-sclus” to „-sław”) .
Wizimar lub Visimar (w oryginale Visumar) – imię, które nosił zmarły w 335 r. wandalski władca Hasdingów. Wówczas plemię to siedziało nad wschodnimi dopływami Cisy. Imię te dość silnie przypomina imię Wyszomir / Wyszymir lub Wyszemir. Jest to staropolskie imię męskie (znane także na Połabiu) złożone z dwóch członów: „Wysze-” („wyższy, ceniony ponad wszystko, stawiany ponad innymi”) i oczywiście „-mir” („pokój”). Może więc oznaczać „tego, który ceni pokój ponad wszystko”. Za tym imieniem przemawia także niemiecka nazwa miasta Wismar położonego w kraju związkowym Meklemburgia-Pomorze Przednie. Miasto te swoją etymologię zawdzięcza właśnie słowiańskiemu imieniu Wyszemir w formie dzierżawczej i oznacza tyle co „[gród] Wyszemira”. W języku polskim nazwa ta rekonstruowana jest w formie Wyszomierz. [20]
Ostatnie lata przyniosły przełom w badaniu historii Słowian. Teoria o autochtonizmie Słowian w Europie Środkowej nabrała wiatru w żagle, głównie za spraw? najnowszych bada? różnych dziedzin nauki. Szczególn? rol? w tych badaniach odgrywa genetyka. W swoim artykule, z dnia 27 lipca 2014 r. pt. „Słowianie na ziemiach polskich w świetle bada? genetycznych”, przedstawiłem odkrycia kopalnego, tzw. „genu słowiańskiego” R1a1, na terenie Niemiec. Dla przypomnienia: w 2005 r. w okolicach miejscowości Eulau (Saksonia-Anhalt) odkryto szkielety kilku osób, które zawierały haplogrup? R1a1. [1] Osoby te łączy si? z tzw. kultur? ceramiki sznurowej, a okres ich życia datuje si? na około 2600 r. p.n.e. Równie? w jaskini Lichtenstein (niem. Lichtensteinhöhle; Dolna Saksonia) znaleziono dwa męskie szkielety o haplogrupie R1a1. [2] Od tamtej pory dokonano kolejnych odkry?, które zdaj? si? potwierdza? obecność Prasłowian na ziemiach Europy Środkowej. W lutym 2015 r. Wolfgang Haak wraz z zespołem opublikowa? prac? „Massive migration from the steppe is a source for Indo-European languages in Europe”. [3] Zawiera ona dane licznych próbek kopalnego DNA z terenu całej Europy. Zespół Haaka odkry? dwie próbki R1a1 na terenie Niemiec: – w miejscowości Esperstedt (Turyngia), datowan? na lata 2473-2348 p.n.e. z kręgu kultury ceramiki sznurowej. [4] – w miejscowości Halberstadt-Sonntagsfeld (Saksonia-Anhalt) datowan? na lata 1113-1021 p.n.e. z kręgu kultur pól popielnicowych. [4] Inny naukowiec, Morten L. Allentoft z zespołem, w swojej pracy „Population genomics of Bronze Age Eurasia” [5] opublikowanej także w lutym 2015 r., wyróżni? kilka próbek R1a1 na terenie Niemiec: – w Tiefbrunn (Bawaria), dwie próbki datowane na 2750 r. p.n.e. – w Bergrheinfeld (Bawaria), jedna próbka datowana na 2650 r. p.n.e. Wreszcie pojawiły si? te? pierwsze próbki męskiego DNA z terenu Polski. Zespół pod kierownictwem Allentofta odkry? tak? w miejscowości ?ęki Małe (pow. grodziski, woj. wielkopolskie), datowan? na 2150 r. p.n.e. Odkryty szkielet, z którego pobrano próbk?, znaleziono na terenie tzw. „Wielkopolskich piramid” – grupie kurhanów z czasów prehistorycznych. Inne dwa szkielety (mężczyzny i chłopca) badano na odkrytym niedawno cmentarzysku w Rogalinie (pow. hrubieszowski, woj. lubelskie). Cho? brak jest oficjalnej informacji o haplogrupie próbek z tych szkieletów, to jednak nieoficjalnie podaje si?, że w obu przypadkach była to także haplogrupa R1a1. Oba szkielety pochodz? z około 2000 r. p.n.e.[6]
Przełom przyniosły także badania antropologiczne prof. Janusza Piontka [7] oraz badania kraniologiczne dra Roberta Dąbrowskiego. [8] Obaj naukowcy poddaj? w wątpliwość teori? allochtonistyczn?, wedle której Słowianie mieli przyby? na ziemie polskie dopiero po V w. n.e. Dzięki ich badaniom okazało si?, że czaszki przedstawicieli kultury wielbarskiej, przeworskiej i czerniachowskiej s? bardzo podobne do czaszek Słowian. Zaprzecza to tezie prof. Godłowskiego o fizycznej wymianie ludności na ziemiach polskich.
Do zmiany swoich poglądów zmuszeni s? także archeolodzy, którzy na podstawie najnowszych bada?, z tzw. wykopalisk autostradowych, stwierdzili, że musz? zrewidowa? swe dotychczasowe silnie allochtonistyczne poglądy. W bardzo ciekawym tekście, archeolog – prof. Tadeusz Makiewicz – pisze tak:
„…praktycznie wszyscy badacze problematyki okresu przedrzymskiego i rzymskiego s? przedstawicielami koncepcji allochtonistycznej. Najwybitniejszym spośród nich by? Kazimierz Godłowski, który wywar? olbrzymi wpływ na badania nad t? epok? w Polsce. Dotyczy to równie? autora tych uwag, który zaczął rewidowa? swe poglądy dopiero w wyniku nowych odkry?…” [9]
Na końcu swojego tekstu prof. Makiewicz poddaje krytyce wnioski z bada? najsłynniejszych polskich zwolenników teorii allochtonistycznej wśród archeologów:
„Stwierdzi? więc trzeba, że w swej argumentacji K. Godłowski, a w ślad za nim M. Parczewski opierali si? przede wszystkim na materiale z cmentarzysk, i to ze starszej fazy podokresu późnorzymskiego. Inne ujęcie było zreszt? ówcześnie praktycznie niemożliwe ze względu na bardzo słaby stan rozpoznania osad, badanych prawie wyłącznie tylko wyrywkowo, na niewielkiej powierzchni, a wręcz katastrofalny stan opracowania i publikacji tej kategorii stanowisk. Nowe za? materiały, przynajmniej dla terenu Wielkopolski, dowodz?, że poglądy na temat znaczenia naczy? garnkowatych, formułowane w ramach interesującej nas dyskusji przez zwolenników koncepcji autochtonicznej (J. Kostrzewski, K. Jażdżewski, J. Hasegawa i inni), były słuszne”. [9]
Teoria autochtoniczna ma równie? swoich zwolenników wśród znanych językoznawców. Jednym z nich jest prof. Witold Mańczak. [10] Dnia 2 czerwca 2000 r. w Komitecie Nauk Pra- i Protohistorycznych PAN w Warszawie odbyło si? zebranie „okrągłego stołu”, poświęcone praojczyźnie Słowian. Na zebranie zaproszono 14 osób różnych dziedzin nauki, wśród których by? także prof. Mańczak. Z jedenastu przybyłych prelegentów tylko czterech opowiedziało si? za etnogenetyczn? koncepcj? Godłowskiego, natomiast siedmiu odniosło si? do niej z mniejsz? lub większ? rezerw?. [11]
W tej sytuacji teoria allochtonistyczna pochodzenia Słowian została, mówiąc slangiem bokserskim, zepchnięta do narożnika. Wszystkie najnowsze badania różnych dziedzin nauki zaczęły coraz śmielej stawia? jej opór i podważa? jej wnioski. Na forach internetowych, związanych z histori?, daje si? zauważy?, że zwolennicy tej teorii, jak i niezaangażowani sceptycy stopniowo zaczynaj? akceptowa? brak fizycznej wymiany ludności na terenie Polski między IV a VI wiekiem oraz materialn? ciągłość kulturow?. Jednakże jednocześnie pojawi? si? kolejny argument – uznający rzekomy brak języków słowiańskich na tym terenie przed V wiekiem. Zwolennicy tej naprędce stworzonej tezy zakładaj? bowiem, że tutejsza ludność (głównie R1a1) musiała mówi? do V wieku językami germańskimi, by następnie, z nieustalonych przyczyn, w błyskawicznym tempie zmieni? mow? na słowiańsk?. Pomijając absurd tak szybkiej wymiany językowej na tak olbrzymim terytorium, [12] jak i jej zasadność oraz powód, będ? udowadnia?, że i ta teza jest mylna. Poniżej przedstawi? liczne argumenty przemawiające za tym, i? ludność o haplogrupie R1a1 należy historycznie łączy? właśnie z językami słowiańskimi.
Występowanie R1a1
Na początku należy spojrze? na jakim obecnie obszarze występuje haplogrupa R1a1. Zwróci? należy uwag?, że zdecydowanie dominuje ona w większości państw słowiańskich: – Polska 57,5%, Białoru? 51%, Moskwa 46%, Ukraina 44%, Słowacja 41,5%, Słowenia 38%, Czechy 34%. [13] Warty podkreślenia jest fakt, że niezgermanizowana, słowiańska ludność Serbołużyczan z terenu Niemiec pochwali? si? może a? 65% odsetkiem tej haplogrupy, co wyraźnie odróżnia j? od Niemców, zarówno pod względem genetycznym, jak i językowym. Świadczy to o fizycznym napływie Niemców o innej haplogrupie na terytorium Słowian połabskich, co silnie udokumentowane jest źródłami pisanymi. Haplogrupa R1a1 dość wyraźnie zachowała si? na terenach uprzednio słowiańskojęzycznych, a obecnie zdominowanych przez inne języki. Wyłania si? tu wniosek, że mimo asymilacji językowej, geny ludności pierwotnie słowiańskiej pozostały na terytorium swych przodków. Dlatego haplogrupa R1a1 dominuje na Węgrzech, gdzie jest najliczniejsza (29,5%) i gdzie, jak wiadomo z przekazów historycznych, ludność słowiańska dominowała do momentu przybycia plemion madziarskich. Równie? na terenie wschodnich Niemiec, zamieszkałych jeszcze w średniowieczu przez Słowian połabskich, hg R1a1 jest dość wyraźnie reprezentowana, zajmując drugie miejsce pod względem liczebności (24%). Ta sama sytuacja dotyczy Austrii i Rumunii, historycznie dość silnie zamieszkałych przez Słowian. W przypadku obu państw – R1a1 jest drug? najliczniejsz? haplogrup? i wynosi odpowiednio: 19% i 17,5%. [13] Słowiańskojęzyczne państwa bałkańskie (poza Słoweni?) musiały by? w większości zeslawizowane, co potwierdzaj? źródła pisane, gdy? hg R1a1, cho? wyraźnie obecna, nie jest tam dominująca. Średnio waha si? ona w przedziale kilkunastu procent – poza Chorwacj?, gdzie jej odsetek wynosi 24%. Wszędzie w Europie, gdzie dominuj? języki słowiańskie, na większości terytoriów dominuje haploigrupa R1a1. A w tych państwach słowiańskich, gdzie ona nie dominuje, jest wyraźnie obecna. Dla zobrazowania występowania tej haplogrupy pomocna jest mapa:
Na mapie zwraca uwag? silne występowanie tej haplogrupy poza Europ?, a konkretnie w Azji. I tak: mieszkańcy Indii Północnych i Nepalu to w 48–73% jej posiadacze. Równie silnie występuje ona u Iszkaszimów (68%), Tadżyków, Uzbeków (3%-40%) i Pasztunów (45–51%), a także Kirgizów (63%) i Ałtajczyków (38–53%).
Podobieństwo genetyczne Ariów do Słowian nie jest przypadkowe i pokrywa si? ono z podobieństwem ich języków do słowiańskich. Podobieństwo to przejawia si? równie? w fizjonomii, antropologii i religii. Tak liczne dziedziny podobieństw nie mog? by? przypadkowe. Wynikaj? one bowiem ze wspólnego pochodzenia. Mimo upływu tysięcy lat przetrwało ich wzajemne podobieństwo fizyczne, genetyczne i językowe. Do momentu chrystianizacji Słowian i islamizacji niektórych narodów azjatyckich, przejawiało si? ono także w podobnej symbolice religijnej. Wszystkie te podobieństwa przybliżę w wielkim skrócie poniżej.
Ariowie i Słowianie
1. Podobieństwo genetyczne
Powyżej przedstawiłem, że wśród narodów słowiańskich wysoka częstotliwość występowania haplogrupy R1a1 pokrywa si? w większości przypadków z używaniem języków słowiańskich. Podobn? zależność wida? w Azji, gdzie wysoka częstotliwość występowania R1a1 pokrywa si? zazwyczaj z używaniem języków aryjskich, z wielkiej rodziny języków indoeuropejskich. Pokazuje to tabela z anglojęzycznej Wikipedii: „Y-DNA haplogroups in South Asian populations”. Łatwo zauważy?, że duży odsetek haplogrupy R1a1 wiąże si? w większości przypadków z używaniem języków indoeuropejskich (IE), a dokładniej z językami aryjskimi – silnie spokrewnionymi z j. słowiańskimi. Występowanie hg R1a1 jest bardzo silne w najwyższej kaście w Indiach – wśród braminów, gdzie wynosi w niektórych rejonach a? 72%. [15] Silna wielowiekowa izolacja kolejnych pokole? z tej kasty przełożyła si? na wysoki odsetek występowania haplogrupy charakterystycznej dla Ariów (R1a1) i na używanie języków z grupy indoaryjskiej. Równie? wśród Pasztunów, aryjskiego ludu z Afganistanu i Pakistanu, jest on wysoki i wynosi od 44,8% (Pakistan) do 51% (Afganistan). Tabela zwraca uwag? także na zależność odwrotn?: im mniejsze występowanie R1a1, tym częstsze używanie języków nienależących do innych ordzin, takich jak: j. austro-azjatyckie (AA), chińsko-tybetańskie (ST), czy w nieco mniejszym stopniu drawidyjskie (Dr).
2. Podobieństwo fizjonomiczne
Niniejszy podtytu? zawiera zdjęcia i filmiki ukazujące dość zaskakując? środkowo-europejsk? fizjonomi? części ludności azjatyckiej, z terytorium Kirgistanu, Pakistanu, Tadżykistanu, Indii, Rosji czy nawet Chin. Ta ludność to potomkowie starożytnych ludów spokrewnionych genetycznie ze Słowianami. Oto ich zdjęcia porównawcze:
Tadżykistan
UzbekistanKirgistanPółnocne IndieNepal
Ujgurzy – Chiny
\
Chorwacja
UkrainaBiałoruśPasztuni – północny PakistanPolska
4. Podobieństwo językowe
Języki słowiańskie łączy z językami większości powyższych grup silne podobieństwo. Cho? na przestrzeni wieków języki te uległy ewolucji oraz mieszaniu si? z innymi językami, to jednak zachowały si? najstarsze zabytki pisemne. Najbardziej znanymi językami starożytnych Ariów s?: sanskryt i język awestyjski. Oba wykazuj? bardzo mocne podobieństwo do języków słowiańskich. Wyraźne podobieństwo języka awestyjskiego do języków słowiańskich zauważy? ju? w XIX wieku orientalista prof. Ignacy Pietraszewski. [17] Od tamtej pory powstało dużo więcej publikacji na ten temat. Jednakże, aby uzmysłowi? Czytelnikom podobieństwo języków aryjskich do języków słowiańskich, poniżej posłużę si? dwoma przykładami – podobieństwem starożytnego sanskrytu do języka polskiego oraz języka palijskiego, także do języka polskiego.
Więcej na ten temat z przykładami liczniejszych, pokrewnych słów można przeczyta? w artykułach Kamila Dudkowskiego, z których między innymi korzystałem: „Sloveniska Samskrta” oraz „Język polski na Sri Lance”. [18] O językowym i genetycznym pokrewieństwie Ariów i Słowian pisz? także indyjsko-kanadyjscy naukowcy w swojej pracy pt. „Indo-Aryan and Slavic Linguistic and Genetic Affinities Predate the Origin of Cereal Farming”. [19]
5. Podobieństwo religijne
Kończąc wątek o podobieństwie Ariów i Słowian, wspomnie? należy o podobieństwie związanym z religi?. Cho? dzi? Słowianie to w większości wyznawcy różnych religii chrześcijańskich, to jednak dawniej byli poganami. Z czasów pogańskich pochodz? elementy, które pokrywaj? si? z niektórymi elementami z religii Ariów – braminizmu i później hinduizmu oraz buddyzmu. Podobieństwo te przejawia si? między innymi w symbolice. Pomimo że temat jest dość szeroki, ja skupi? si? tylko na jednym symbolu wspólnym dla Słowian i Ariów. Symbolem tym jest swastyka. Ten prastary znak, zanim zosta? splugawiony przez niemieckich nazistów, by? uważany za symbol szczęścia. Używali go Słowianie, także po schrystianizowaniu. Dowodem jest, między innymi, symbolika przetrwała w Polsce a? do XX w. Dla Ariów i ich współczesnych potomków – swastyka jest do dzi? ważnym symbolem religijnym. W niniejszym podtytule, analizy na temat podobieństw symboliki religijnej ogranicz? do kilku ciekawych i zaskakujących zdjęć. Nieco więcej na ten temat można przeczyta? we wspomnianym wcześniej artykule anonimowego autora, [16] w artykułach Ratomira Wilkowskiego[20] oraz w artykule na portalu „Słowianowierstwo”. [21] Szczególnie jednak polecam artyku? „Świaszczyca, Swarzyca, Swarga, Swastyka – symbol zwycięstwa, szczęścia, przychylności bogów, urodzaju”.[22]
Nazwy pastwisk we wschodnim Tyrolu a haplogrupa R1a1
Oprócz podobieństw Ariów i Słowian s? jeszcze inne dowody wskazujące na korelacj? języków słowiańskich z haplogrup? R1a1. Ciekaw? prac? na temat tej korelacji napisali austriaccy naukowcy. Stwierdzili oni zależność pomiędzy występowaniem słowiańskich nazw pastwisk w austriackim Wschodnim Tyrolu, a odsetkiem występowania u miejscowych mężczyzn haplogrupy R1a1, określanej w pracy jako R-M17. W badaniu posłużono si? nazwami a? 853 pastwisk ze Wschodniego Tyrolu. Pomimo że dzi? wszyscy mieszkańcy tego regionu na co dzie? posługuj? si? językiem niemieckim, to jednak historycznie przodkowie mieszkańców, o wspomnianej haplogrupie, mówili po słowiańsku. Świadcz? o tym właśnie nazwy pastwisk o słowiańskim rodowodzie. Dość dobrze obrazuje to rysunek z omawianej pracy:
Rys. 1: Korelacja nazw pastwisk z genami we Wschodnim Tyrolu (Austria).
Mapa A pokazuje częstotliwość występowania nazw słowiańskich, mapa B nazw romańskich, za? mapa C nazw germańskich. Kolor czerwony wskazuje na wysokie występowanie, kolor żółty na średnie, za? kolor zielony na małe bąd? żadne. Mapa D pokazuje dwa regiony wyodrębnione według zbadanych haplogrup. Region B zamieszkały jest przez osoby o haplogrupie przypisywanej Słowianom (R-M17). Jak wida? region B z mapy D wyraźnie pokrywa si? z licznym występowaniem pastwisk o etymologii słowiańskiej, zaznaczonych czerwonym kolorem na mapie A. Z bada? tych wysuwa si? konkretny wniosek: tam, gdzie występuj? słowiańskie nazwy pastwisk, R1a1 (R-M17) jest powszechne. Tam, gdzie nie ma słowiańskich nazw pastwisk (region A), R1a1 nie ma w ogóle. Badania te pokazuj?, że historycznie łączenie haplogrupy R1a1 w Europie z językami słowiańskimi jest jak najbardziej wskazane.[23]
Zakończenie
Kończąc, chciałbym równie? zwróci? uwag? na ważny artyku? Wojciecha Jóźwiaka pt. „Genetyczna granica Słowian i Germanów” [24] opartym na podstawie bada? genetycznych dra Krzysztofa Rębały i zespołu. Wnioski z tych bada? s? takie, że istnieje dość wyraźna granica zarówno genetyczna, jak i językowa pomiędzy Germanami a Słowianami, porównując zwłaszcza Niemców i Polaków. Podczas gdy u Polaków dominuje haplogrupa R1a1, to u Niemców R1b. Zatem: języki słowiańskie ponownie pokrywaj? si? z haplogrup? R1a1, a germańskie z haplogrup? R1b. Znamiennym przykładem s? wspomniani wcześniej Sebołużyczanie – słowiańska mniejszość zamieszkująca do dzi? Wschodnie Niemcy. Ludność ta różni si? od swoich niemieckich sąsiadów jeszcze bardziej jak Polacy. U Serbołużyczan odsetek R1a1 jest bowiem wyższy ni? u Polaków (57,5%) i wynosi, jak ju? wspomniałem na początku opracowania – a? 65%.
Językowe i genetyczne podobieństwo Ariów i Słowian nie jest przypadkowe. Mimo rozdzielenia si? obu grup ludności przed tysiącami lat, geny obu społeczności jasno pokazuj? ich pokrewieństwo. Co znamienne, ich języki wykazuj? także zadziwiające podobieństwo. Wnioski z tego, jak i pozostałych przykładów przedstawionych w niniejszym artykule, s? bardzo konkretne. Cho? dzi? nie każda męska osoba mówiąca językiem słowiańskim jest nosicielem haplogrupy R1a1, a także nie każda osoba o tejże haplogrupie używa języka słowiańskiego – to jednak mowa, będąca w linii prostej przodkiem języków słowiańskich jak i aryjskich, wykształciła si? w rodzie, w którym ta haplogrupa była dominująca lub nawet jedyna. Pomimo upływu tysięcy lat, pomimo różnych migracji, asymilacji, , jej dominacja trwa do dzi? u większości narodów słowiańskich. Im dalej wstecz, tym wyższa jest korelacja języka słowiańskiego z rodem genetycznym R1a1. Dotyczy to także korelacji z językami blisko spokrewnionymi ze słowiańskimi. Zatem łączenie starożytnych szkieletów o haplogrupie R1a1, z terenu Europy z językami prasłowiańskimi, jest jak najbardziej właściwe i uzasadnione.
Co jeśli Polak nie deklaruję się jako „Indoeropejczyk”, to co ma zrobić by podczas wpisania w spisie powszechnym „Polak”, aby nie uznano go w internecie za indoeuropejczyka? Bo temu będzie towarzysz masowa stygmatyzacja…
Praidnoeuropejczycy to popularna w internecie i nauce popularnej koncepcja, wspólnego pochodzenia ludność Indii, Iranu i prawie całej Europy (to cud, że nie jest to wykorzystywane przez euroentuzjastów bo jeszcze bardziej by pogorszyło sprawę koloryzacji mitów), problem w tym że jest to nie tylko nieprawdziwe, co sprzeczne ze standardami nauki. Najpopularniejsza jest wersja obecna w niektórych, bardziej egzotycznych kręgach turbosłowianizmu – tworzonych prze osoby, które nie wiedzą że PKB nie liczy szarej strefy i pracy nieodpłatnej, więc mają kompleksy niższości i chcąc „być w Europie” (próbują bezskutecznie udowodnić, że Europejczycy i Słowianie to jedno i to samo)
Krótko – praindoeuropejczycy nie istnieli. Oto 10 powód, dla czego
Same słowo „Praindoeuropejczycy jest już niewłaściwe
Jak podaj Wikipedia, słowniki i opracowania – przymiotnik „Indoeuropejski” i „Praindoeuropejski”, stworzyła tzw. indoeuropeistyka, czyli nauka która doszukiwała się powiązań między językami i ostatecznie określiła grupę IE, oraz hipotetyczny prajęzyk PIE, odszyfrowała parę antycznych skryptów, określiła parę ogólnych terminów lingwistycznych i na tym się skończyło. Nie wnikała w geny, czy kulturę ludności. Gdyby to robiła, to pewnie stworzyła by zupełnie inny podział Euroazji, nie pokrywający się z podziałem językowym. Praindoeuropejczycy, to z punktu widzenia indoeuropeistyki ludzie mówiący po „praindoeuropejsku”, którzy wcale nie musieli być przodkami „indoeuropejczyków”. Na tym językoznawcy się nie znali, a osoby które łączą język PIE i jednocześnie kulturę to popełniają mocny błąd. Indoeuropeistyka zajmuje się poszukiwaniem ojczyzny samego języka, a nie jej twórców i użytkowników, co jest zaznaczone w bardziej rzetelnych opracowaniach. Z resztą termin „praindoeuropejczycy” został stworzony przez ludzi, którzy próbowali wykorzystać termin językowy, to opisu ludności a to co innego. A o późniejszych „Protogermanach” nazistów to nie będę nawet wspominać.
2. Mieszanie się języków
Istnieje teoria Trubickoya (oraz parę innych podobnych w tym teoria fali), uznająca języki IEL nie za rodzinę lecz ligę językową, dwóch lub więcej grup, tym bardziej że w tym regionie mieszanie się języków miało skalę ogromną (mieszanie się języków Wedów i Drawidów, Irańczyków i Turkutów, różnorodne pochodzenie ludności Grecji czy ostatecznie – mieszanie się języków w średniowiecznej Europie). Taka kwestia w zasadzie pozwala łatwo na uznanie, że wiele ludności mieszało swoje języki poprzez sąsiedztwo i mniejszości. Twórcy teorii PIE patrzyli na analogię języków, ale nie badali ich reliktów (jak np. Kazania Świętokrzyskie). I np. Polskie „Mężczyzna” miało mieć wspólny korzeń z „Man”, pochodzący z PIE, a wcześniej istniało w prasłowiańskim. Problem w tym, że dawniej na mężczyznę mówiliśmy „samcza” (pacz stare wersje modlitw). Więc słowo mężczyzna przyszło bezpośrednio z zachodu, najpewniej francuskiego. To samo można powiedzieć o masie przedrostków czy faktu, że u nas wiele „indoeuropejskich” elementów jest najbardziej podobne do tych z Niemieckiego, Francuskiego, Łaciny i Greki, a nie języków Satem. Bywa też odwrotnie – Bóg to według Sanskrytu było Bwaga, a jednak mówi się że rdzeniem dla PIE było „devus”. Co łączy devus i bwaga? Nie ma języków w 100% czystych, a w tym regionie mieszanie się ich było ogromne. A mieszanie się języków nie ma granic ‚rasowych”, gdyż odnosi się właśnie do przyswajania wzorców obcych. `
3. Radykalnie różne rasy pierwotnych użytkowników języków indoeuropejskich
Jak Nepalczyk będący autentycznym przedstawicielem rasy żółtej, mógłby mieć kilka tysięcy lat temu wspólnego przodka, z rudym Norwegem mającym powiekę semicką, kwadratową szczękę i wysoki wzrost/zarost? Ewolucja tak szybko nie działa, co widać na przykładzie dostosowanych do zimna, ludności w Wietnamie która mimo że nabyła pewne nowe cechy do ciepłego klimatu, to raczej nie pozostawia wątpliwości co do tego czym jest.
4. Brak pokrycia w DNA
Haplogrupy DNA-Y nie pokrywają się z językami zaliczonymi IEL. Na przykład R1a jest obecne u Słowian, ale posiadali/posiadają go też turkuckojęzyczni Tatarzy, Chazarowie, Hunowie, Ałtajczycy, Kirgisi i Uzbecy. J2 istnieje w Grecji i w Iranie (co też się nie zgadza bo jeden to Kentum, a drugi to Satem), ale jest u Drawidów, Arabów północnych oraz Turków (w sensie potomków Hetytów i Anatolian, w odróżnieniu od „prawdziwych” Turków). Na dodatek N1 choć obecne u nie-indoeuropejskich językowo Ugrofinów, występuje też u wszystkich ludów bałtów (jeśli uznać, że R1a i N1c nie są spokrewnione jak głosi teoria o praidnouierpejczykach, to by negowało istnienie wspólnoty bałtosłowiańskiej!) Z kolei Węgrzy zaliczani do ugrofińskich mają R1a, masowe u Słowian.
5. Brak rekonstrukcjitwarzy
Te rekonstrukcje z czaszek są generalnie oparte często na zachodnieuropejskim typie urody, gdyż zaczęli je robić właśnie mieszkańcy Europy Zachodniej. To jak z obrazami w renesansie – niby różne narody, a każdy był malowany tak że wyglądał jak Francuz. Z czaszki nijak nie zrekonstruuje się gęstości zarostu, kształtu i koloru włosów, ilości naturalnego tłuszczu (fałda powiekowa czy tłuszczy policzkowego) ani nawet nosa. Lepiej jak ciało w jakimś stopniu zachowa się w całości, albo zrobi się testy DNA, bądź chociaż potwierdzi pokrewieństwo. z współczesnymi ludami.
6. Szkielet „nie mówi”
Ocenianie czy ktoś był „Indoeuropejczykiem” po kształcie szkieletu i miejscu jego znalezienia w przypadku kultur archeologicznych nie mają sensu. Hetycki to najstarszy język zaliczony do tej grupy. Przed nią nie ma dowodów na istnienie takich języków.
7. Teorie kaukaskie są przestarzałe, bądź pseudonaukowe
O teorii kaukaskiej nie będę wspominać, bo ten rejon jest zdominowany przez haplogrupę G, masową szczególnie w Gruzji (stąd nazwa), a występujący też w Kazachstanie. Na południe jest z kolei J2, które najpewniej jest spokrewnione z J1, co widać gołym okiem u ich posiadaczy. Z resztą nazywanie rasy „białej” kaukaską (przedstawianą jako blondyn o niebieskich oczach) nie będę nawet komentował, bo nie dość że większość indoeuropejczyków nie ma blond włosów (blond włosy w Indiach?!) to jeszcze na dodatek przypomina to nazizm i ruchy typu white power, które jednak chyba opierają się na złej definicji „białej rasy” bo coś takiego jak biała rasa nie istnieje. Gdyby po II Wojnie Światowej naukowy nie byli odstraszani do badania kwestii ras, z powodów awersji wywołanej traumą wojny, to doszło by do sporych reinterpretacji podziałów. Polecam mem „Fingolia”.
8.R1b z J2 i R1a z N1.
R1a i R1b mają podobny układ nukleotydów, lecz wszystko wskazuje że może być to po prostu jakaś dziwna konwergencja (tak jak w I2 i I1), bowiem każdy widzi że ludność R1a jest wręcz bliźniacza do ludności I2 oraz europejskiej części N1c (z kolei azjatycka część R1a przypomina azjatycką część N1c, są też ogniwa pośrednie np. Tatarzy, Lapończycy czy Udmurci). Eickestdet twierdził, że ludność która nosi (jak się okazało) R1a, N1c i I2 należy do jednej rasy „Europeidów Wschodnich” co powtórzyli też Polscy badacze (typ subnordyczny) i stwierdził, że dawniej ta ludność była mongoidalna, ale nabrała potem innych cech na skutek zmiany klimatu życia (podobnie jak Maorysi, część Indian czy Indonezyjczycy), lecz relikty w postaci cech mongoloidów lub podobnych do cech mongoloidów właściwych są u nich wszechobecne. Również porównanie całościowego DNA, stwierdziło że Polakom szczególnie blisko do np. Litwinów (którzy mają N1c), a także odnaleźli powiązania z linni żeńskiej i niezwykłe przenikanie się obu haplogrup (w przypadku R1b – granica z R1a jest skokowa i nagła), co mogło być możliwe tylko kiedy populacja jednej wyodrębniła się od drugiej, a zmiany tego genu nikt nie zauważył. Tutaj sama konwergencja nie wystarczy, tutaj trzeba i konwergencji i wspólnych korzeni aby osiągnąć taki efekt. Z kolei jak spojrzeć na np. Francuzów to dobrze widać, że zdecydowana większość z nich wywodzi się z Bliskiego Wschodu, mają też podobną mentalność. Na dodatek parę celtykich grobowców przypomina piramidy… Cóż się dziwić, że Syryjczycy tak bardzo chcą mieszkać we Francji…
9. Azjaci w Europie Wschodniej
Spójrzcie na analogię kultury Vinca do kultury Jomon, a kultury Cucuteni do kultury starochińskiej, oraz neolitycznej Bułgarii do neolitycznego Vietnamu. Ja w przypadki nie wierzę, coś ich za dużo. A jeśli już to przypadki nigdy nie są przypadkowe.
10. Brak etnosu
Każdej rodzinie językowej towarzyszy jakiś wspólny etnos i tożsamość grupowa. języki Ateluto-Azteckie wiążą się kulturą latynoską i prakolumbijską, języki Inuito-Eskimoskie z kulturą arktyki, języki Chińsko-Tybetańskie i Austroazjatyckie z kulturą Chińską i całym regionem, języki uralskie z kulturą północnej Rosji, języki ałtajskie z kulturą stepową (specyficzna religia, uzbrojenie, środki transportu, zwyczaje, architektura czy typ ubrań), języki nigero-kongijskie z całym etnosem czarnej Afryki, a języki semickie – łączy kultura bliskiego wschodu – Asyrii, Arabii, Egiptu i Fenicji. W każdym z tym przypadków znajdziemy elementy obecne u każdego narodu używającym języków z tej rodziny. A jaki wspólny etnos mają języki indoeuropejskie? Żaden. W obu przypadkach mieszają się nie tylko języki, ale też w jakiejś części kultury. Persja zapożyczyła od ludów tureckich symbolikę i dywany, dając im swoją architekturę. Drawidowie i Ariowie stworzyli wspólną religię i cywilizację, a Zachód Europy przyjął technologię wojenną i heraldykę od Wschodu, w zamian dając swoje pismo łacińskie i misjonarzy. Dwa najważniejsze haplogrupa, które „niosły cywilizacje” w rejonie to R1a i J2. Choć jedno było na północy, a drugie na południu i miały radykalnie różną kulturę i urodę mieszkańców, to jednak zetknęły się w paru miejscach i wpływały na siebie. Jednak to tylko wpływy. Mimo pomieszania, można łatwo odcedzić co jest z czego patrząc na częstotliwość, specyficzne cechy czy związane z warunkami o łatwo za pomocą równań z niewiadomą, określić że np. to przyszło z Grecji, albo to przyszło od Gotów itd. Nie ma etnosu „Indoeruopejskiego”. Nawet gdy w jakichś miejscach zderzyły się ludności pochodzącą od dwóch, różnych ale tych samych substratów, to jednak wygląda to inaczej bo każde takie zderzenie było inne – pacz Indie vs Europa, Buddyzm Ariów przypomina substrat Słowiański, zaś architektura Celtów – architekturę Drawidów. Jednak nijak porównać medytującego Aria do targującego się Drawida. Tak samo jak porównać melancholijnego Polaka, to tańczącego Francuza. To najlepszy dowód na to że nie istnieli „praidnoeuropejczycy”. Gdyby pochodzili od wspólnych przodków, a azjaci nigdy nie dotarli by do Indii i do Europy, wówczas cała historia świata potoczyła by się zupełnie inaczej, a ja bym tego nie pisał, tylko siedział gdzieś na Syberii, odpoczywał, patrzył w piękne niebo i niósł flagę ze słońcem na błękitnym tle.
Germanie Wschodni bądź ludy wschodniogermańskie to określenie grupy ludów wschodniej części Europy Środkowej przełomu er do średniowiecza. Obejmował tereny Połabia i dzisiejszej Polski, Czech i Słowacji aż po Estonię, choć granica między Germanią Wschodnią, a Sarmacją jest wciąż niejasna. Termin „Germania” stworzony przez Cesarstwo Rzymskie/Zachodniorzymskie w stosunku do wschodniej części, występował często w pismach Świętego Cesarstwa Rzymskiego, jako Germania Slavica do momentu ustalenia oficjalnych nazw danych państw.
Termin używany był przede wszystkim w odniesie geograficznym – określeniu ludów wschodniej Germanii – rejonu sąsiadującego Cesarstwem Rzymskim od północnego-wschodu. Określenie lingwistyczne „Germanie Wschodni” stało się późniejszym terminem, odnoszącym się głównie do języka używanego w Biblii Gotów. Języki pozostałych grup nie zostawiły żadnych śladów, oprócz zlatynizowanym imion władców, tłumaczonych obecnie na różne sposoby.
W przeciwieństwie do Germanów Zachodnich i Germanów Północnych, będących w ścisłej więzi pokrewieństwa, Germanie Wschodni, twórcy Kultury Przeworskiej stanowili z genetycznego punktu widzenia potomków twórców Kultury Łużyckiej, oraz przodków plemion zachodniosłowiańskich, w tym plemion które dały początek takim narodom i ludom jak Polacy, Czesi, Słowacy czy Wieleci. W czasach Rzymskich, Germanie Wschodni byli blisko spokrewnieni z Sarmatami, Dakami, Trakami, Hunami, Sogdianami czy Alanami, które dali początek dzisiejszej ludności Bałkanów, Środkowej Azji i Wschodniej Europy. Zdążało się czasami że niektóre plemiona klasyfikowane zachodniogermańskie, należały do tej samej rodziny genetycznej co plemiona wschodniogermańskie (np. Longobardowie) ze względu na wysoką umowność linii podziału.
Germanie Wschodni, a Germanie Zachodni/Północni
Od XIX wieku zaczęto kojarzyć termin „Germanie” w rozumieniu starożytnych i wczesnośredniowiecznych języków germańskich, a zatem są one przynajmniej w przybliżeniu utożsamiane z ludami germańskojęzycznymi, chociaż różne dyscypliny akademickie mają własne definicje tego, co czyni kogoś lub coś „germańskim”.
Rzymianie nazwali obszar należący do Środkowej Europy, w której żyły ludy germańskie, Germanią, rozciągająca się ze wschodu na zachód od Renu po Estonię oraz z północy na południe od Danii do górnego Dunaju. W współczesnych dyskusjach na temat okresu rzymskiego ludy germańskie są czasami określane jako Germanie lub starożytni Niemcy, chociaż wielu badaczy uważa ten drugi termin za problematyczny, ponieważ sugeruje tożsamość Germanów Wschodnich z dzisiejszymi Niemcami i Skandynawami.
Określenie „ludów germańskich”, obejmująca każdy z kategorii stał się przedmiotem kontrowersji wśród współczesnych uczonych. Niektórzy uczeni wzywają do jej całkowitego porzucenia terminu „Germanie” jako nowoczesnego konstruktu, ponieważ wrzucenie do jednego worka obu kategorii „narodów germańskich” implikuje wspólną tożsamość grupową, na którą nie ma wielu dowodów. Inni uczeni bronili dalszego używania tego terminu i twierdzą, że wspólny język germański pozwala mówić o „ludach wschodniogermańskich”, lecz kwestia językowa pozostaje nieznana w przypadku większości z tych plemion.
Stanowisko kronikarzy Rzymskich
Dla Tacyta (Germania 43, 45, 46) język był charakterystyczną, ale nie definiującą cechą ludów germańskich. Wiele z przypisywanych Germanom cech etnicznych przedstawiało ich jako typowo „barbarzyńskich”, w tym posiadanie stereotypowych wad, takich jak „dzikość” i cnót, takich jak czystość. Tacyt był czasami niepewny, czy lud jest germański, czy nie, wyrażając swoją niepewność co do Bastarnów, o których mówi, że wyglądali jak Sarmaci, ale mówili jak Germanie, oraz o Aestach, którzy byli jak Swebowie, ale mówili innym języku. Przy definiowaniu Germanów starożytni autorzy nie rozróżniali konsekwentnie między definicją terytorialną („żyjący w Germanii”) a definicją etniczną („posiadający germańskie cechy etniczne”), chociaż te dwie definicje nie zawsze pokrywały się.
Rzymianie nie uważali ludów wschodniogermańskich, takich jak Goci, Gepidów i Wandalów, za germańskich w rozumieniu Germanów Zachodnich i Północnych, ale łączyli ich z innymi nie-germańskimi ludami, takimi jak Hunowie, Sarmaci i Alanowie. Rzymianie określali te ludy, w tym te, które nie znały języka germańskiego, jako „ludy gockie” (”gentes Gothicae”) i najczęściej klasyfikowały ich jako „Scytów”.[50] Pisarz Prokopiusz, opisując Ostrogotów, Wizygotów, Wandalów, Alanów i Gepidów, łączył ludy gockie ze starożytynmi Getami (żyjących w Dacji i Tracji) i opisał je jako dzielące podobne zwyczaje, wierzenia i wspólny język.
Tacyt wspomina również o tradycji, iż istniało czterech synów Mannus lub Tuisto, od których wywodzą się grupy Marsów, Gambrów, Swebów i Wandali.
Podziały u Pliniusza i Tacyta miały bardzo duży wpływ na badania nad historią i Germanii Wschodniej. Jednak poza Tacytem i Pliniuszem nie ma innych tekstowych wskazówek, że te grupy były ważne. Wspomniane przez Tacyta podziały nie są przez niego stosowane w innym miejscu jego pracy, są sprzeczne z innymi częściami jego pracy i nie dają się pogodzić z Pliniuszem, który jest równie niekonsekwentny[56].Dodatkowo nie ma dowodów językowych ani archeologicznych dla tych podgrup. Nowe znaleziska archeologiczne wykazują tendencję do wykazywania, że granice między ludami germańskimi były bardzo przepuszczalne, a uczeni zakładają teraz, że ewolucja kultur i formowanie się nowych jednostek kulturowych były stałymi zjawiskami w Germanii.
Język
Z języków wschodniogermańskich, jedynie [[język gocki]] potwierdzają teksty (głównie Biblia Wulfili; ok. 350–380). Włączenie języków burgundzkich i wandalskich do grupy wschodniogermańskiej, jest nadal niepewne ze względu na ich skąpe poświadczenie, ograniczone zazwyczaj do zlatynizowanych imion władców.
Relacje z Rzymem
Pod panowaniem cesarza Augusta (63 p.n.e.-14 n.e.) Rzymianie próbowali podbić duży obszar Zachodniej i Wschodniej Germanii, ale wycofali się po wielkiej porażce Rzymian w bitwie w Lesie Teutoburskim w 9 roku n.e. U apogeum potęgi Rzymianom udało się nawet przekroczyć linię Odry, szybko musieli się jednak wycofać pod narastającym naporem plemion. Rzymianie nadal ściśle kontrolowali poprzednią granicę ą, i zbudowali długą ufortyfikowaną granicę, Limes Germanicus łączącą technologie rzymskie i wschodniogermańskie. Od 166 do 180 n.e. Rzym był uwikłany w konflikt z wschodniogermańskim wojskiem markomańskim, kwadyjskim i wieloma innymi ludami co było znane jako wojny markomańskie. Wojny zmieniły porządek w regionie, a w następnym okresach wielokrotnie pojawiają się wzmianki o ludach wschodniogermańskich, takich jak Goci czy Wandalowie. W okresie wojny Germanów Wschodnich, Sarmatów, Franków, Jutów i Hunów z Rzymem (375–568) różne ludy (w większości wschodniogermańskie i stepowe) wkroczyły do Imperium Rzymskiego i ostatecznie przejęły kontrolę nad jego częściami i założyły własne niezależne królestwa po upadku rządów zachodniorzymskich w Italii, Hiszpanii, Bałkanach czy niektórych regionach Francji.
Cenne znaleziska archeologiczne sugerują, że źródła z czasów rzymskich przedstawiały cywilizację germanów wschodnich jako mniej zaawansowany niż był w rzeczywistości. Zamiast tego archeolodzy ujawnili dowody na złożoność społeczeństwa i wysoką wydajność gospodarki w całego regionu. Germanie Wschodni pierwotnie miały podobne praktyki religijne (w tym pogrzebowe ciałopalenie). W przeciwieństwie do Germanów Północnych, nie udało się jednak odnaleźć pisma Germanów Wschodnich, choć potencjalne symbole mogące stanowić pismo są czasami odnajdowane na wykopaliskach.
Tradycyjnie uważano, że narody germańskie posiadają prawo zdominowane przez koncepcje rodowych waśni i wandet. Dokładne szczegóły, natura i pochodzenie tego, co nadal nazywa się „prawem germańskim”, są obecnie kontrowersyjne. Źródła rzymskie podają, że narody wschodniogermańskie podejmowały decyzje w parlamencie będącym zgromadzeniem ludowym (wiec), ale miały też monarchów i przywódców wojennych, co wskazywało na monarchię patrymonialną, zmieszaną z parlamentaryzmem. Starożytne ludy wschodniogermańskie miały prawdopodobnie wspólną tradycję poetycką i legendy.
Historia
Agresja Rzymu na Germanię
Preludium
Według niektórych autorów Bastarnowie byli pierwszymi Germanami Wschodnimi napotkanymi przez świat grecko-rzymski i tym samym wymienieni w dokumentach historycznych. Pojawiają się one w źródłach historycznych od III wieku p.n.e. do IV wieku n.e. Innym wschodnim ludem znanym od około 200 roku p.n.e., a czasami uważanym za należącego do Germanii Wschodniej są Skiriowie, którzy są opisani jako zagrażający miastu Olbia nad Morzem Czarnym.
W 63 roku p.n.e. Ariowistos, król Swebów poprowadził swoją armię, oraz siły wielu innych lokalnych ludów, przez Odrę, Łabę aż po Ren do Galii, aby wspomóc Sekwana w walce. Swebowie odnieśli zwycięstwo w bitwie pod Magetobriga. Juliusz Cezar, gubernator rzymskiej prowincji Galii Zaalpejskiej w 58 roku p.n.e., wyruszył na wojnę z Swebami, pokonując Ariowista w bitwie pod Wogezami. W 55 roku p.n.e. Cezar przekroczył Ren i ruszył na wschód.
Kompania, między Renem a Odrą.
W czasie panowania Augusta — od 27 p.n.e. do 14 n.e. — imperium rzymskie rozszerzyło się na Galię. Począwszy od 13 roku p.n.e., przez 28 lat odbywały się rzymskie kampanie za Renem, dochodzące aż do Odry. Najpierw nastąpiła pacyfikacja zachodniogermańskich Usipetów, Sicambri i Fryzyjczyków w pobliżu Renu, potem nasiliły się ataki dalej na lokalne plemiona i odsiecze: Chattów, Cherusków i Swebów i Markomanów. Kampanie te w końcu dotarły do Łaby, a nawet ją przekroczyły przekraczając Odrę w okolicach dzisiejszego Zgorzelca – w 5 roku n.e. Tyberiusz był w stanie wykazać się siłą, sprowadzając rzymską flotę do Łaby i spotykając legiony w sercu Germanii. Kiedy Tyberiusz podporządkował sobie naród germański między Renem a Łabą, region przynajmniej do Wezery – i prawdopodobnie do Łaby – został uczyniony rzymską prowincją Germania. Wydarzenie to sprawiło, że Germanie Wschodni zostali postawieni pod ścianą, co ostatecznie miało ogromne znaczenie dla ich późniejszych kontrataków.
Pierwsza koalicja
Dwóch królów zawarło sojusze. Obaj spędzili część swojej młodości w Rzymie zbierając dane na temat wroga; pierwszym z nich był Maroboduus z Markomanów, który w dzisiejszych Czechach stworzył twierdzę – kraj ten były naturalnie bronione przez lasy i góry. Zawarł , także sojusze z innymi nacjami. W 6 roku n.e. Rzym zaplanował atak na niego, ale kampania została przerwana, gdy potrzebne były siły do powstania iliryjskiego na Bałkanach. Zaledwie trzy lata później (9 n.e.) anty-rzymska kolacjia (wówczas składająca się już nie tylko z Germanów Wschodnich, ale i też Zachodnich), pod przywództwem między innymi Arminiusz z Cherusków wciągnąła duże siły rzymskie w zasadzkę w środkowo-wschodnich Niemczech zniszczyła trzy legiony Publiusza Kwinktyliusza Warusa w Bitwie pod Lasem Teutoburskim. Marboduus i Arminiusz podpali jednak w konflikt w 17 roku n.e i Marboduus uciekł do Cesarstwa.
Po klęsce Rzymian pod Lasem Teutoburskim Cesarstwu nie udało się podporządkować sobie regionu. Około 40 000 legionistów zabito. Rzym rozpoczął jedna udane kampanie za Renem między 14 a 16 rokiem n.e. pod rządami Tyberiusza i Germanika, lecz wojskom nie udało się przekroczyć Odry. Król Swebów – Arminiusz, syn Sigimera zginął w zamachu 21 roku n.e. przeprowadzonym przez spiskowców ze swojego plemienia. Teorie mówią, że jednym z powodów były napięcia związane z wojną, według innych – próby wzmocnienia władzy królewskiej, kosztem wiecu.
Defensywa Rzymu
Po śmierci Arminiusza rzymscy dyplomaci starali się trzymać Germanów Wschodnich na dystans. Rzym nawiązał stosunki z poszczególnymi królami germańskimi; jednak sytuacja na granicy była zawsze niestabilna, dochodziło do okazyjnych walk. Najpoważniejszym zagrożeniem dla zakonu rzymskiego był bunt Batawów w 69 roku n.e., podczas wojen domowych po śmierci Nerona, znany jako Rok Czterech Cesarzy. Batawowie od dawna służyli jako oddziały pomocnicze w armii rzymskiej, a także w cesarskiej straży przybocznej jako tzw. Numerus Batavorum, często nazywany germańską strażą przyboczną[143]. Powstanie było prowadzone przez Gaiusa Juliusa Civilisa, członka rodziny królewskiej Batawów i rzymskiego oficera wojskowego, i przyciągnęło dużą koalicję narodów spoza Rzymu, głównie ze wschodu, oraz kilka nacji wewnętrznych.
Cesarz Domicjan zmniejszył liczbę żołnierzy rzymskich na górnym Renie i przeniósł wojska rzymskie do pilnowania granicy na Dunaju, graniczącym z Germanią Wschodnią od północy, rozpoczynając budowę limes, najdłuższej ufortyfikowanej granicy w imperium.
Wojny Makromańskie
Po sześćdziesięciu latach status quo, w 166 roku n.e. za panowania Marka Aureliusza doszło do silnego najazdu ludów z północy Dunaju, które rozpoczęły wojny markomańskie. W 168 roku (podczas dżumy antonińskiej) Germanie Wschodni i ich sojusznicy – Markomani (Czechy), Kwadowie (południowa Polska) i Sarmaci oraz Jazygowie (dzisiejsza Ukraina), zaatakowali i przebili się do Górnych Włoch, zniszczyli Opitergium/Oderzo i oblegali Akwileę. Rzymianie zakończyli wojnę do 180 roku, przez kombinację rzymskich zwycięstw militarnych, i zawieranie sojuszy z wrogami Germanów Wschodnich. Straty jednak na tyle sterroryzowały, Marka Aureliusza, że skutecznie odstraszały go od prób ataków, na jakiekolwiek terytorium na północ od Dunaju, a kolejne dziesięciolecia przyniosły wzrost siły defensywne na limes.[152]. Rzymianie zabronili też żyjącej w Rzymie mniejszości pochodzenia Markamańskiego i Kwadzkiego na zgromadzenia bez obecności centuriona.
Od 250 r. wschodniogermańskie plemię Gotów, wywodzące się z północnej Polski, stanowiły najpotężniejsze zagrożenie dla północnej granicy Rzymu. W 250 roku n.e. gocki król Cniva poprowadził Gotów wraz z Bastarnami (współczesna Małopolska), Karpami (północna Rumunia), Wandalami (południowa Polska) i Taifalami (Mołdawia) do imperium, oblegając Filipopolis. Tam podążył za swoim zwycięstwem z innym na bagnistym terenie pod Abrittus, bitwakosztowała życie rzymskiego cesarza Decjusza. W latach 253/254 doszło do kolejnych ataków, które dotarły do Tesaloniki i prawdopodobnie do Tracji.[163] W 267/268 miały miejsce duże najazdy prowadzone przez Herulów w 267/268 koalicję Gotów i Herulów w 269/270. Ataki gockie zostały przerwane po roku 270, gdy w walce zginął gocki król Cannabaudes. Limes rzymskie w dużej mierze upadło 259/260[165] podczas kryzysu III wieku (235–284)[56], a najazdy germańskie penetrowały Cesarstwo, aż do północnych Włoch. Lipsy na Renie i górnym Dunaju zostały ponownie opanowane w latach 70. XX wieku, a do roku Rzymianie przywrócili kontrolę nad obszarami, które porzucili podczas kryzysu.[166] Od końca III wieku armia rzymska opierała się coraz bardziej na najemnikach pochodzenia obecnego, często wywodzących się z ludów, politycznie wrogich, w tym wschodniogermańskich. a niektórzy z nich pełnili funkcję wyższych dowódców w armii rzymskiej. Zagrożenia ze stronu Germanów Wschodnich i walka z nimi stała się w tym okresie na tyle problematyczna, iż także Germanie Zachodni prowadzili silne kompanie (Frankowie, Allemanowie).
Rzymianie prowadzili politykę dywersyjną, próbując dokonać zamachów, uprowadzeń i wręczania łapówek przywódcom wschodniogermańskim.
W wojnach markoamńskich wzięli uddział Markomanowie, Kwadowie, Jazygowie, Chattowie, Longobardowie, Swebowie, Buriowie, Wandalowie, Bastarnowie, Kostoboci i inne plemiona wschodniogermańskie (dowodzeni przez Ballomara Ariogaesusa, Banadaspusa, Zantikusa i Walao), których zjednoczone siły niemal całej Europy Środkowo-Wschodniej miały wynieść, aż 970 000 wojowników, zaś przeciwko nim wysłano w sumie 13 legionów, 58 kohort pomocniczych i flotę naddunajską<ref>{{Cytuj |autor = Justin Martyr |tytuł = The Apostolic Fathers with Justin Martyr and Irenaeus}}</ref>.
[[Plik:Invasions_of_the_Roman_Empire_1.png|mały|Ofensywa na Cesarstwo Rzymskie, Germanów Wschodnich, Alanów, Hunów i Germanów Północnych.]]
Wielka kontrofensywa
Okres tzw. „Wielkiej wędrówki ludów”, stanowił apogeum konfliktu między Rzymem, a Germanią Wschodnią i Sarmacją. Zaczął się najpewniej w 375 r. n.e. do Europy wkroczyli Hunowie, doprowadzając do walk w Pannoni. Rok później odłam Gotów – Wizygoci przebili się przez linię Dunaju. Koniec okresu wielkiej wojny między Zachodnim Rzymem, a barbarzyńcami to 586 rok, kiedy to Longobardowie (zaliczani do Germanów Zachodnich, choć spokrewnieni pokoleniowo z Germanami Wschodnimi) najechali Włochy, nie dopuszczając do ich opanowania przez Bizancjum.
Po 375 r. n.e coraz liczniejsze liczne grupy Germanów Wschodnich i innych ludów, najechały na Imperium Rzymskie i ustanowiły nowe królestwa w jego granicach.[171] Ich zwycięstwa tradycyjnie wyznaczają przejście od starożytności do początku wczesnego średniowiecza. Wbrew stereotypowi, migracje były prawdopodobnie przeprowadzane przez liczne kontengeny wojskowe i grupy imigrantów cywilnych, a nie całe narody co umożliwiło sukcesję na terenach Germanii Wschodniej. Wśród przyczyn intensyfikacji wojny, przytacza się niesłabnące zagrożenia dla suwerenności Germanii ze stron Rzymu (wojna prewencyjna), chęć wsparcia sojuszników walczących o zniesienie ich władzy, a w kontekście migracji cywilów – chęć wykorzystania wojny, jako szansy na poprawę warunków życia, ucieczkę od problemów materialnych, w tym problemów żywnościowych. Początkowo uważano, iż pojawienie się Hunów mogło spowodować wędrówkę, lecz w rzeczywistości źródła pisane świadczą raczej o współpracy Hunów, Sarmatów i Germanów Wschodnich przeciwko Rzymowi, niż Hunach jako zagrożeniu, choć zdarzały się konflikty.
Pierwsza faza (przed 375–420)
Goci pod rządami Ermanaryka, Greutungowie – odłam Gotów – był jednymi z pierwszych ludów, którzy zawarli koalicję z Hunami. Po śmierci Ermanarica, Goci ruszyli w stronę Dniestru. Druga kompania gocka, plemienia Terwingów pod wodzą króla Atanarica, zbudowała wał obronny w pobliżu Dniestru. Jednak ostatecznie Terwingowie zawarli kolaicję z Greutungami i przebili się przez Dunaj w 376.
W 377 rozpoczęła się wojna gocka, do której dołączyli Greutungowie. Goci i ich sojusznicy pokonali najpierw Rzymian pod Marcianople, a następnie pokonali i zabili cesarza Walensa w bitwie pod Adrianopolem w 378, niszcząc dwie trzecie armii Walensa.[182][183]. Po dalszych walkach w 382 r., Goci zmusili Rzymian do uznania ich autonomii na zdobytych przez ich armię terenach. [184] Jednak część Gotów – którzy byliby znani jako Wizygoci – dokonali jeszcze wiele ataków, [185] w pod rządami Alaryka W 397, rozbite wschodnie cesarstwo poddało się niektórym z jego żądań, prawdopodobnie tracąc Epir.
Gocki Radagajsusa, który przekroczył Środkowy Dunaj w 405/6 i najechał Włochy, ale został pokonany pod Florencją. W tym samym roku jednak duże siły wschodniogermańskich Wandalów, Swebów, i Burgundów, oraz sarmackich Alanów przekroczyły Ren, szybka doprowadzając do utraty Galii i Germanii Zachodniej przez Rzym. W 409 Swebowie, Wandalowie i Alanowie przekroczyli Pireneje do Hiszpanii, gdzie zajęli północną część półwyspu. Burgundowie zajęli tereny wokół współczesnych Speyer, Worms i Strasburga. W 408, Gocki Alaric ponownie najechał Włochy i ostatecznie splądrował Rzym w 410; Alaric zmarł wkrótce potem.[196] Wizygoci wycofali się do Galii, gdzie walczyli między sobą władzę aż do sukcesji króla Wallii w 415 i jego syna Teodoryka I w 417/18.[197]. Po udanych kampaniach przeciwko nim przez rzymskiego cesarza Flawiusza Konstancjusza, część Wizygotów została osiedlena jako rzymscy sojusznicy w Galii między współczesną Tuluzą a Bourdeaux.
Inne siły Gotów, w Atanaryk trzema grupami wkraczyli na terytorium rzymskie po Tervingi. W tym samym czasie Hunowie stopniowo podporządkowywali sobie teren na północ od 376 do 400 roku n.e. Gepidzi wywodzący się z współczesnego Pomorza Gdańskiego, stanowili również ważny lud wschodniogermański, które współpracował z Hunami. Jedna grupa gocka pod dominacją Hunów była rządzona przez dynastię Amalów, która stanowiła rdzeń Ostrogotów. Sytuacja poza imperium rzymskim w latach 410 i 420 jest nieznana, ale jasne jest, że Hunowie nadal rozszerzali swoje wpływy na środkowy Dunaj.
Imperium Hunów (420–453)
W 428 r. przywódca Wandalów Geizeryk przedostał się swoją flotą przez Cieśninę Gibraltarską do północnej Afryki. W ciągu dwóch lat wypędził rzymskie wojska z terenów dzisiejszej Algerii, Tunezji i Maroka.[205] Do 434 r., granica na Renie załamała się, a aby ją przywrócić, Flavius Aetius zorganizował atak na wojska burgundów w latach 435/436, prawdopodobnie z pomocą najemników, i zorganizował kilka udanych kampanii przeciwko Wizygotom.[206] W 439 roku Wandalowie zdobyli Kartaginę, która służyła jako doskonała baza do dalszych działań na całym Morzu Śródziemnym i stała się podstawą Królestwa Wandalów. Utrata Kartaginy zmusiła Ecjusza do zawarcia pokoju z Wizygotami w 442 r., skutecznie uznając ich twór polityczn.[208] Aecius przesiedlił mniejszość Burgundzką do Sapaudii w południowej Galii.[209] W latach 430-tych Aecius negocjował pokój z Suewami w Hiszpanii, co jednak doprowadziło tylko do dalszej utraty rzymskiej kontroli w okolicach. [210] Pomimo pokoju, Suewowie zdobyli Meridę w 439 i Sewillę w 441. [211]
Do roku 440 Attyla i Hunowie zaczęli rządzić wieloetnicznym imperium na północ od Dunaju; dwoma najważniejszymi ludami poza Hunami byli tam Gepidzi i Goci. Król Gepidów – Ardaryk doszedł do władzy około roku 440 i brał udział w różnych kampaniach huńskich. W 451 Hunowie wzięli odział w wojnie w Galii, gdy to nadszedł spór o sukcesję. W 453 Attila niespodziewanie zmarł, a Gepidzi pod rządami Ardaryka popadli w konflikt jednym z jego jego synów, pokonując jego wojska w bitwie pod Nedao. Przed śmiercią Attyli lub po niej, Valamer, gocki władca dynastii Amal, wydaje się, że skonsolidował władzę nad dużą częścią Gotów w królestwie Hunów.
Przełom epok (453–568)
W 455, w następstwie śmierci Ecjusza w 453 i zamordowania cesarza Walentyniana III w 455, Wandalowie najechali Włochy i złupili Rzym w 455, siłą 30,000–40,000 żołnierzy, głównie kawalerii. W 456 roku Rzymianie namówili Wizygotów do walki z Swebami, którzy zerwali traktat z Rzymem. Wizygoci oraz siły Burgundów i Franków pokonali Swebów w bitwie o Campus Paramus, zmniejszając kontrolę Swebamii do północno-zachodniej Hiszpanii. Mimo chwilowego konfliktu pomiędzy Germanami Wschodnimi, Rzym nie odzyskał jedna terenów, gdy Wizygoci przejęli kontrolę nad całym Półwyspem Iberyjski do 484 roku, z wyjątkiem małej części, która pozostała pod kontrolą Swebów. Ostrogoci, dowodzeni przez brata Walamera, Tudimera, najechali Bałkany w 473. Syn Tudimera, Teodoryk, zastąpił go w 476. [222] W tym samym roku najemny dowódca rzymskiej armii włoskiej, Odokare z plemienia Kwadów, zbuntował się i dokonał zamachu na cesarza rzymskiego, Romulusa Augustulusa i ogłosił się „Królem Italii” i odesłał jego insygnia do Anatolii. Tymczasem Teodoryk z powodzeniem cofał Wschodnie Cesarstwo serię kampanii na Bałkanach. Po udanej inwazji, która dobiła resztki legionów i pozostałości struktur Rzymu, Teodoryk zabił i zastąpił Odoakera w 493 roku, zakładając nowe królestwo Ostrogotów. Teodoryk zmarł w 526 r. po niemal trzech dekadach rządów.
Pod koniec okresu na początku VI wieku, źródła rzymskie nie wspominają Markomanach i Kwadach podobnie jak Wandalach (w przeciwieństwie do źródeł Frankijskich i Niemieckich, w których występują do okresu nowego tysiąclecia). Zamiast tego pojawiają się zbiorcze, Bizantyjskie określenie Sclaweni, zaś stare terminy są głównie używane do określenia mniejszości w granicach Bizancum czy Italii. Królestwo Ostrogotów zostało zmuszone do obrony Italii przed próbą odbicia jej przez Bizancjum. Około 500, pojawia się nowa tożsamość etniczna we współczesnych południowych Niemczech, Baiuvarii (Bawarczycy), pod patronatem ostrogockiego królestwa Teodoryka. Lombardowie, wywodzący się z Połabia w 568, najechali północne Włochy uniemożliwiając Bizancjum zdobycie półwyspu, umacniając dominację wschodniogermańską w tej części świata i wraz z inwazjami Sclawenów, Awarów/Hunów na Anatolię, zmuszając Bizancjum do kilku wieków strat i mozolnej defensywy. Inwazję Longobardów na Italię uważa się tradycyjnie za koniec okresu migracji. Wschodnia część Germanii, zamieszkiwana przez Gotów, Gepidów, Wandalów, Longobardów i Ruigów/Luigów, pojawią się ponownie w Geografie Bawarskim, gdzie zamieszkiwać ją miały ludy Goplan, Wiślan, Lędzian, Ślężan i innych ludów, stanowiących przodków Polaków, Czechów, Słowaków i Słowian Połabskich. Ludność wschodniogermańska oraz zachodniosłowiańska, stanowi jeden ciąg pokoleniowy, lecz o ile kwestia pokrewieństwa jest współcześnie znana, to o tyle kwestia zmian w używanym języku pozostaje do dziś niewyjaśniona, gdyż okres ubogi w źródła na temat języka zakończył się dopiero wiele wieków, po rozpoczęciu chrystianizacji tych terenów, gdy to alfabet łaciński zaczął docierać do pisarzy nie-łacińskojęzycznych.
W następnych epokach, znacznie istotniejsze były działania Germanów Wschodnich i Północnych, gdyż okres wydarzeń w Germanii Wschodniej zachował się głównie poprzez opisy podróżników, historię ustną, czasami mieszaną z legendami.
Wojsko
Wojna stanowiła stały element społeczeństwa wschodniogermańskiego, na skutek ich konfliktów z Rzymem. Informacje historyczne o wojnach germańskich prawie całkowicie zależą od źródeł grecko-rzymskich, (z wyjątkiem Jordanesa). Trzon armii tworzył comitatus (ortyna), grupa wojowników podążających za generałem. Wraz ze wzrostem orszaków ich imiona mogły kojarzyć się z całymi ludami. Sposób walki Germanów Wschodnich walczących pod przywództwem swoich królów, bardzo różnił się od grup najemników walczących po stronie Rzymu, którzy między innymi rzadko używali konnicy. Jednak standardowe armie ludów wschodniogermańskie, jak Goci posiadały bowiem rozwiniętą kawalerię podobnie jak sąsiedni Hunowie i Sarmaci.
Różnica sił między dobrze uzbrojonymi żołnierzami Germanów Wschodnich i i rzymskimi była równa, albo z przewagą dla germanów;
Późnorzymskie pomniki propagandowe, nagrobki, grobowce często pokazują późnorzymskich żołnierzy z jedną lub dwiema włóczniami; jeden nagrobek przedstawia żołnierza z pięcioma krótszymi oszczepami. Dowody archeologiczne, pochodzące z rzymskich pochówków pokazują jednak na znacznie bardziej rozwinięte i inne uzbrojenie.
Znaleziska archeologiczne, głównie w postaci dóbr grobowych, wskazują, że większość wojowników była uzbrojona we włócznie, tarcze, łuki i miecze różnego typu. Osoby o wyższym statusie były często chowane z ostrogami do jazdy konnej (konie chowano też razem z zmarłymi, podobnie jak sokoły).
Ze znalezisk archeologicznych wiadomo że prócz kolczug Goci i Wandalowie powszechnie używali zbroi lamelkowych/płytowych. Zbudowany z nakładających się na siebie metalowych płyt, splecionych ze sobą, lamelka była sztywniejsza niż zbroja kolcza i zapewniała znacznie lepszą ochronę przed uderzeniami niż zbroja rzymska łuskowa. Zbroja tego typu była używane na ogromnym terytorium Euroazji, od Germanii Wschodniej i Sarmacji, przez Kazachstan i Mongolię, po Japonię.
Zbroja lamelkowa używana przez ciężką kawalerię, obejmujące ręce, nogi i ramiona, w technologii niemal identycznej jak zbroja używana przez Awarów, Mongołów czy Chazarów. Podobną analogię zauważono w przypadku hełmów, z ochroną na uszy, wysokim sklepieniem i miejscem na „koński ogon” z tyłu głowy, „wianek” z ciepłego materiału w wokół niej oraz ochronę na szyję – typ hełmu popularny także wśród ludów stepowych. Podobnego używali też późniejsi wojownicy Rusi Kijowskiej i Państwa Gnieździńskiego (szyszak). Po pierwszych najazdach Germanów Wschodnich i Sarmatów na Rzym, niektórzy Rzymianie zaczęli nosić hełmy z elementami technologii wschodniej, w szczególności najemnicy.
Uczesanie
Zachowały się zapisy mówiące o splataniu włosów w kok przez Germanów Wschodnich, szczególnie Swebów.
Teraz muszę zająć się Swebami, do których nie należy tylko jedno plemię, jak Chatti i Tencteri; zajmują bowiem większą część Germanii i wyróżniają się także specjalnymi nazwami narodowymi, choć stylizowanymi ogólnie na Swebów. Jedną z cech rasy jest czesanie włosów z boku głowy i zawiązywanie ich nisko w kok z tyłu: to odróżnia Swebów od innych Germanów, a urodzonych na wolności Swebów od niewolnika. W innych plemionach, czy to z jakiegoś związku z Swebami, czy, jak to często bywa, z naśladownictwa, można znaleźć to samo; ale jest rzadki i ograniczony do okresu młodości. U Swebów, nawet do siwych włosów, szorstkie loki są skręcone do tyłu i często zawiązane na samej koronie: wodzowie noszą je nieco bardziej ozdobnie, do tego stopnia zainteresowani wyglądem, ale niewinnie.
Gospodarka i kultura materialna
Rolnictwo
W przeciwieństwie do rolnictwa w prowincjach rzymskich, które było zorganizowane wokół dużych gospodarstw znanych jako villae rusticae, rolnictwo germańskie było zorganizowane wokół wsi. Kiedy ludy wschodniogermańskie rozszerzyły wpływy Galię w IV i V wieku ne, przyniosły ze sobą rolnictwo oparte na wsi, co zwiększyło produktywność rolną tej ziemi; Heiko Steuer sugeruje, że oznacza to, że Germania Wschodnia była bardziej produktywna rolniczo, niż się powszechnie uważa, a na pewno bardziej wydajna od Rzymu, obejmującego często skaliste tereny[346]. Wioski nie były od siebie oddalone, często były w zasięgu wzroku, wykazując dość dużą gęstość zaludnienia i wbrew twierdzeniom źródeł rzymskich, tylko około 30% Germanii Wschodniej było pokryte lasami, mniej więcej taki sam procent jak dzisiaj. Na podstawie próbek pyłku oraz znalezisk nasion i szczątków roślin, głównymi zbożami uprawianymi w Germanii Wschodniej były jęczmień, owies i pszenica (zarówno płaskurka, jak i płaskurka), podczas gdy najczęściej spotykanymi warzywami były fasola i groch. Uprawiano także len. Rolnictwo w Germanii Wschodniej w dużym stopniu opierało się na hodowli zwierząt, głównie na hodowli bydła, które było mniejsze niż ich rzymskie odpowiedniki349. Zarówno metody uprawy, jak i hodowli zwierząt z czasem uległy zmianie, czego przykładem jest wprowadzenie żyta, które rosło lepiej w Germanii Wschodniej, oraz wprowadzenie systemu zmienno-odłogowego. Wykazano uprawianie gruszek, jabłoni, grochu.
Rzemiosło
Nie jest jasne, czy w Germanii istniała specjalna klasa rzemieślników, jednak znaleziska archeologiczne narzędzi są bardzo częste. Wiele przedmiotów codziennego użytku, takich jak naczynia, zostało wykonanych z drewna, a archeologia znalazła pozostałości drewnianej konstrukcji studni. Statki Nydam i Illerup z IV wieku ne wykazują wysoce rozwiniętą wiedzę na temat budowy statków, podczas gdy elitarne groby ujawniły drewniane meble ze skomplikowanym stolarstwem. Produkty wykonane z ceramiki obejmowały gotowanie, picie i przechowywanie, naczynia, a także lampy. Chociaż pierwotnie formowany ręcznie, ostatecznie upowszechniło się koło garncarskie.
Kształt i dekoracja ceramiki germańskiej różnią się w zależności od regionu, a archeolodzy tradycyjnie używali tych odmian do określania większych obszarów kulturowych. Wiele ceramiki było prawdopodobnie wytwarzanych lokalnie w paleniskach, ale odkryto również duże piece garncarskie i wydaje się jasne, że istniały obszary wyspecjalizowanej produkcji.
Hutnictwo
Pomimo twierdzeń pisarzy rzymskich, takich jak Tacyt, który twierdził że Germanie mieli mało żelaza i brakowało im doświadczenia w jego obróbce, złoża żelaza były powszechnie znajdowane w Germanii, a kowale germańscy byli zręcznymi rzemieślnikami. Kuźnice znane są z wielu osad, a kowale często chowano wraz ze swoimi narzędziami.[360] Kopalnia żelaza odkryta w Rudkach, w Łysogórach współczesnej Polski centralnej, działała od I do IV wieku n.e. i obejmowała pokaźny warsztat hutniczy; podobne obiekty znaleziono w Czechach.[361]. W największym rejonie, umieszczonym w Górach Świętokrzyskich stało obok siebie kilkaset tysięcy pieców hutniczych. Jest to póki co największy na świecie ośrodek metalurgiczny świata starożytnego, jaki udało się odkryć archeologom. Współegzystował jednocześnie z największymi kopalniami świata starożytnego, umiejscowionymi w rejonie Gór Świętokrzyskich .[355]Germańskie piece do wytapiania mogły wytwarzać metal najmniej tak wysokiej jakości, jak ten produkowany przez Rzymian. Oprócz produkcji na dużą skalę, wydaje się, że prawie każda pojedyncza osada produkowała trochę żelaza do użytku lokalnego.[362]
Żelazo było używane do narzędzi rolniczych, narzędzi do różnych rzemiosł i do broni.[365]
Ołów był potrzebny do produkcji form i biżuterii, jednak nie jest jasne, czy Germanowie byli w stanie wyprodukować ołów. Istnieje teoria, że ołów był eksportowany do Rzymu.[367] Sąsiednie rzymskie prowincje Germania superior i Germania inferior wyprodukowały duże ilości ołowiu, który został znaleziony jako plumbum Germanicum („germański ołów”) we wrakach rzymskich statków.[368] Złoża złota nie występowały naturalne w regionem Sudet, dzisiejszego Głogowa i Częstochowy. Najwcześniejsze znane złote przedmioty wykonane przez germańskich rzemieślników to ozdoby pochodzące z późnego I wieku n.e.[369] Podobnie działające srebro pochodzi z I wieku n.e., a srebro często służyło jako element dekoracyjny w połączeniu z innymi metalami.[371] Od II wieku wytwarzano coraz bardziej skomplikowaną złotą biżuterię, często inkrustowaną drogocennymi kamieniami i w stylu polichromii.[372]. Germańscy rzemieślnicy zaczęli również pracować ze złotymi i srebrno-złotymi foliami na sprzączkach pasów, biżuterii i broni.[358] Przedmioty z czystego złota wyprodukowane w późnym okresie rzymskim obejmowały naszyjniki z wężowymi głowami, często przedstawiające prace filigranowe i cloisonné, techniki, które dominowały w całej Germanii Wschodniej.[373]
Odzież
W przeciwieństwie do niektórych typów zbroi, cywilna odzież jest bardzo trudna do rekonstrukcji, ze względu na jej słabą zachowalność. Chociaż Tacyt wspomina o bieliźnie wykonanej z lnu, nie znaleziono takich w wykopaliskach. Zachowane przykłady wskazują, że tkaniny były wysokiej jakości i w większości wykonane z lnu i wełny. Zachowane przykłady wskazują, że stosowano różne techniki tkackie. Skóra była używana do butów, pasków i innego sprzętu [382]. W germańskich osadach często spotyka się wrzeciona, czasami wykonane ze szkła lub bursztynu, oraz ciężarki z krosien i kądzielnic.
Handel
Archeologia pokazuje, że co najmniej od przełomu III wieku n.e. istniały w Germanii Wschodniej większe osady regionalne, które zajmowały się zajęciami pozarolniczymi, a główne osady były połączone brukowanymi drogami. Całość Germanii była objęta systemem handlu dalekosiężnego. Handel morski rozwijał się w portach na Bałtyku.[386]
Handel rzymski z Germanią jest słabo udokumentowany.[387] Kupcy rzymscy przekraczający granicę Germanii Wschodniej są odnotowani już przez Cezara w I wieku p.n.e.[383] W okresie cesarskim większość handlu odbywała się prawdopodobnie w placówkach handlowych w Germanii lub w głównych bazach rzymskich.[388] Najbardziej znanym germańskim towarem eksportowym do Cesarstwa Rzymskiego był bursztyn, którego handel koncentrował się na wybrzeżu Bałtyku.[389] Istnieją teorię, że oprócz bursztynu (glaesum) Rzymianie sprowadzali także pióra germańskich gęsi (ganta) i farbę do włosów (sapo). Odkrycia archeologiczne wskazują, że ołów był również eksportowany z Germanii. Produkty sprowadzane z Rzymu znajdują się archeologicznie w całej sferze germańskiej i obejmują naczynia z brązu i srebra, wyroby szklane, garncarskie, broszki; inne produkty, takie jak tekstylia i artykuły spożywcze, mogły być równie ważne. Zamiast kopać i wytapiać same metale nieżelazne, germańscy kowale często woleli topić gotowe metalowe przedmioty z Rzymu, w tym monety, metalowe naczynia. [394] Tacyt wspomina w 23 rozdziale Germanii, że Germanowie mieszkający nad Renem kupowali wino, a wino rzymskie znaleziono w północnej Polsce. Znalezisko rzymskich srebrnych monet i broni mogło być łupem wojennym lub wynikiem handlu, podczas gdy srebrne przedmioty mogły być prezentami dyplomatycznymi. Monety rzymskie również mogły działać jako waluta.
Genetyka i sukcesja
Wykorzystanie badań genetycznych do zbadania ludności Germanii budziło początkowo kontrowersje, gdyż uczeni tacy jak Guy Halsall sugerowali, że mogły by zostać wykorzystane do reaktywacji XIX-wiecznych idei rasy aryjskiej. Sebastian Brather, Wilhelm Heizmann i Steffen Patzold uważali jednak, że badania genetyczne są bardzo przydatne dla historii demograficznej, choć kwestia kultury wymaga badań archeologicznych i analizy źródeł pisanych.
Haplogrupa męskiego chromosomu
Każde badanie genetyczne na temat Germanów Wschodnich i Słowian Zachodnich, po interpretacji jest opisywane jako dowodzące ciągłości osadniczej. Zauważono, że Germanie Wschodni posiadali haplogrupy typowe dla zarówno wcześniejszej, jak i późniejszej ludności Polski, Czech, Słowacji i Połabia – R1a z mutacją R1a1a7 oraz I2 na wschodzie. R1a występowała wówczas powszechnie wśród Sarmatów (czasami wiązanymi w starożytności z Germanami Wschodnimi), Chazarów, Hunów, Tocharów, Wedów, Chorasmian czy Sogdian, nie zaś ludności Skandynawskiej którą wcześniej wiązano pochodzeniowo z Germanami Wschodnimi, u których na dodatek pewna mniejszość z R1a posiadała inny, unikalny typ mutacji. Współcześnie oprócz mieszkańców Europy Wschodniej, gen R1a posiadają między innymi Kirgizi, Uzbecy, Tadżycy, ludność północnych Indii, Tatarzy, Ujgurzy i Ałtajczycy, zamieszkujące głównie te same regiony co grupy scytyjskie, ciągnąc gen przez kilka tysięcy kilometrów. Granica między genami typowymi dla pobliskich Germanów Zachodnich i Północnych, jest nagła i skokowa, głównie na linii Łaby, gdzie dominuje jednoznacznie nieobecny u Germanów Wschodnich gen R1b i I1. Ciągłość potwierdzają także badania DNA mitochondrialnego.
Źródła pisane
Kwestia sukcesji po Wandalach i Gotach jest w źródłach pisanych jednoznacznie wiązana z ludnością słowiańską, bądź awarską. Niemiecka, polska, skandynawska, angielska i frankijska literatura wspomina ich tożsamość wielokrotnie. Wandalami czy Winnulami (dawniej – synonim Longobardów) nazywano Polan, Połabian a nawet odleglejszych do nich Awarów. Najpowszechniejszy jest termin „Wandalowie” (ludność dzisiejszej południowej Polski), który prócz tego przeplata się z terminem „Wenedowie” (ludność dzisiejszej wschodniej Polski i Białorusi).
Słowiańszczyzna, największy z krajów germańskich, jest zamieszkana przez Winnilów, których dawniej zwano Wandalami. Jest to kraj przypuszczalnie większy nawet od naszej Saksonii; szczególnie jeżeli uwzględnimy w nim Czechów i Polan zza Odry, jako że nie różnią się te ludy ani obyczajem, ani językiem – Adam z Bremy, Czyny Biskupów Kościoła Hamburskiego
Tam więc, gdzie się Polonia kończy, przychodzi się do bardzo rozległej krainy Sławian, którzy w starożytności Wandalami, dziś zaś Winitami albo Winulami się nazywają […] Druga rzeka, to jest Odra, zdążając ku północy, przepływa przez środek ziemi Winulów i oddziela Pomorzan od Wilców.[…] Liczne są wszakże, jak to wyżej powiedziano, ludy sławiańskie, z których te, które się nazywają Winulami albo Winitami, po większej części do dyecezyi Hammenburgskiej należą […] Książętami Sławian, noszących imię Winulów lub Winitów, w owym czasie byli: Mieczysław, Nakkon i Seredych […] W owych czasach trwały pokój nastał w ziemi sławiańskiej dlatego, że Konrad, który objął państwo po Henryku pobożnym, w częstych wojnach Winitów pokonał – Helmond z Bozowa, Kronika Słowian
Król Karol ponownie w Saksonii z wielkim wojskiem Franków. On opustoszył i zdobył kraj, przywiózł stamtąd 7070 zakładników i wrócił z pokojem. Wandalowie zostali podbici, książę Zotan przyszedł z Panonii do Akwizgranu do króla Karola, poddał się i oddał [mu] ojczyznę, którą władał; przyjął chrzest, a wraz z nim przyjęli go wszyscy ci, którzy z nim przyszli – Wielkie Roczniki
Tak wielka zaś miłość do zmarłego władcy [Kraka], ogarnęła senat, możnych i cały lud, że jedynej jego dzieweczce, której imię było Wanda powierzyli rządy po ojcu”. I dalej: „Od niej, mówią, pochodzić ma nazwa rzeki Wandal, ponieważ ona stanowiła środek jej królestwa; stąd wszyscy, którzy podlegali jej władzy, nazwani zostali Wandalami – Wincenty Kadłubek, Kronika Polska.
Legendę o Wandzie, lecz w nieco innej wersji, przytacza również Kronika wielkopolska. Łączy on imię księżniczki ze staropolskim słowem ”„węda””. W tej kronice samobójczą śmiercią miała zginąć sama Wanda, a nie odrzucony przez nią ”książę lemański”. W Kronice Wielkopolskiej Wanda rzuca się do wód Wisły, wyjaśniając nazwę rzeki (Wandal) i zamieszkałego w jej dorzeczu plemienia (Wandalowie).
Przede wszystkim należy wiedzieć, że Polacy pochodzą z rodu Jafeta, syna Noego. Ów Jafet, wśród licznych spłodzonych przez siebie synów, miał również jednego imieniem Jawan, którego Polacy zwą Iwan. Jawan zrodził Philirę, Philira zrodził Alana, Alan zrodził Anchizesa, Anchizes zrodził Eneasza, Eneasz zrodził Askaniusza, Askaniusz zrodził Pamfiliusza, Pamfiliusz zrodził Reasilwę, Reasilwa zrodził Alanusa, Alanus — który jako pierwszy przybył do Europy — zrodził Negnona, Negnon zaś zrodził czterech synów, z których pierworodnym był Wandal, od którego wywodzą się Wandalici, zwani obecnie Polakami – Kronika Dzierżaw
Trzeci na koniec syn Alana, Negno, czterech synów był ojcem, a tych imiona są: Wandal, od którego nazwisko wzięli Wandalowie, teraz Polakami zwani, i który rzekę dziś Wisłą pospolicie zwaną chciał mieć rzeczoną Wandalem […] Sąsiednie przecież narody, a mianowicie Rusini, którzy w kronikach swoich chełpią się pochodzeniem od Lecha, nazywają Polaków i ich kraj Lechitami. Po dziś dzień u Słowian, Bułgarów, Kroatów i Hunów toż samo utrzymuje się nazwisko, chociaż w wielu miejscach pisarze niektórzy mienią ich i piszą Wandalitami, od rzeki Wandal, która jedno znaczy co Wisła – Jan Długosz, Roczniki
Inne
* W ”Rocznikach Alemańskich” znajduje się opis wojny Karola Wielkiego ze Słowianami połabskimi. Przybycie króla Franków zawiera się w sformułowaniu „”perrexit in regionem Wandalorum”” (”przybył do kraju Wandalów”).
* W X wieku Gerthard z Augsburga w pisanej w latach 983 – 993 hagiografii świętego Ulryka (”Miracula Sancti Oudalrici”) niejednokrotnie nazwał Mieszka I wodzem Wandalów (dux ”Wandalorum, Misico nomine)”
* W kronice ”Annales Augustani” z XI w. opisana jest klęska chrześcijan w bitwie ze Słowianami. Autor użył tam słów: ””exercitus Saxonum a Wandalis trucidatur”” (”armia Sasów została rozbita przez Wandalów”).
* Ksiądz katolicki Gerwazy z Tilbury w dziele pt. ”Otia imperialia” wspomina m.in. o ziemiach polskich używając nazwy ”Polonia” i tłumacząc jej rozumienie. Kraj miał zamieszkiwać wówczas „”okrutny lud Wandalów””, który miał żyć w sąsiedztwie „”innych” ”ludów sarmackich””. ”„Ziemie wandalskie”” leżeć miały miedzy ”„Morzem Sarmackim”” [”Morze Swebskie”, Bałtyk] a ”„Alpami Węgierskimi”” [Karpaty]. Do ”„Morza Sarmackiego”” wpadają rzeki: „”Sarmaticus”” oraz „”Wandal”” [Wisła]. Autor stwierdza, że Polacy ”„określani są mianem Wandalów i sami siebie tak nazywają”.”
* Wilhelm z Rubruk, żyjący w XIII w, flamandzki franciszkanin, misjonarz i podróżnik napisał: ”Język Rusinów, Polaków, Czechów i Sklawenów jest taki sam jak język Wandalów
* W muzeum Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie istnieją inskrypcje dawnych władców Pomorza Zachodniego. Można z nich wyczytać, iż władcy Pomorza panowali m.in. nad ludem Wandalów. Napisy na inskrypcjach w języku łacińskim brzmią ”Ducis Vandalorum”, a na inskrypcjach niemieckich brzmią one ”Herzog der Wenden”, tłumaczonego jako Wendowie lub Wenedowie.
* Kazimierz Wielki wznosząc katedrę gotycką grobowiec dla Bolesława Chrobrego, na jego płycie umieścił napis ”Regnum Sclavorum, Gothorum sive Polanorum/Król Słowian, Gotów czyli Polan”.
* Albert Krantz (1450 – 1517) w ”Wandalia sive historia de Wandalorum vera origine, (…)”, gdzie konsekwentnie łączył historię starożytnych Wandalów z historią Słowian. Powtórzył to również Flavio Blondi i Maciej Miechowita w ”Traktacie o dwóch Sarmacjach” z 1517 roku.
* Miasta hanzeatyckie, takie jak: Lubeka, Wismar, Rostock, Gdańsk, Królewiec, Ryga określane były mianem „miast Wandalów” – ”Vandalicae Urbes.”
* Student uniwersytetu w Wittenberdze, pochodzący z Trzebiela (Lubuskie), do pierwszej połowy XVII w. zamieszkanego niemalże wyłącznie przez ludność używającą języka Łużyczan, określanego w źródłach jako ”Wendyjska Osada” został wpisany do księgi uniwersyteckiej w roku 1528 r. jako ”Matheus Wundalo” (Mateusz Wandal”)’.’
* W latach 1669-1686 na ziemi słupskiej wydzielono „Okręg Wandalski” wśród ludności pamiętającej jeszcze języki słowiańskie, z odprawianymi po polsku nabożeństwami dla ludności określanej po łacińsku jako ”Vandali”.
* Żyjący w XVI w. tłumacz Nowego Testamentu na język łużycki, Mikołaj Jakubica nazywany był ”Vandalicus interpres” (Wandalski tłumacz).
* Monarchowie duńscy, oprócz tytułu króla Duńczyków, nosili tytuł „króla Słowian”, ze względu na obecność Połabian na ich ziemiach. Początkowo brzmiał on ”„Rex Sclavorum”” , lecz w XVI w. został zmieniony na tytuł króla Wandalów – ”„Rex Vandalorum.”
* Jednym z najstarszych zabytków języka łużyckiego jest pochodzący z 1610 r. podręcznik pt. ”Enchiridion Vandalicum”.
* Stanisław Staszic opisując swą podróż po Górnych Łużycach w 1804 roku, na przemian pisze o osadach ”Wandalów, języku wendyjskim”, potem znów o Budziszynie wywodzącym się od: ”Wendów czy Wandalów”.’
* Pozostałe teksty pojawiają się między innymi u Macieja Miechowita, Marcina Bielskiego, Albert Krantza, Flavio Blondiegoi czy Thomas Nugenta, a także w sagach skandynawskich, gdzie Polska określana jest jako Wandalia, Gocja, albo Wendlandia.
* Żyjący w VI wieku Joradnes, pochodzący od Gotów pisze; ”Wenedowie zaś,” (…) ”pochodząc z jednego pnia, występują dzisiaj pod trzema nazwami: Wenedów, Antów i Sklawenów””. Termin Wenedowie i Wandalowie był używany był zamiennie, zaś termin Sklaweni był wykorzystywani przede wszystkim przez źródła Bizantyjskie pisane greką.
Kolonializm to według, niektórych idei powszechnych wśród społeczności ruch, który dąży do podboju zamorskiego i eksploatacji gospodarczej. Według tei idei, każde kolonia powstałą w skutek podboju „wszechmocnych” krajów takich jak UK czy Francja, co doprowadziło do upadku ich gospodarek. Kraje te miały władać połową świata, albo nawet większą ilością terenu. Problem w tym że jest to zdecydowanej większości propaganda komunistyczna, która chciała aby ludzie uznali Francję, Anglię i inne kraje NATO za wroga.
W rzeczywistości, prócz wyjątków to wszystko się nie nigdy wydarzyło i nie wydarzy! Jak było naprawdę?
‚Kolonializm’ to polityka zachodnioeuropejskich i innych podmiotów, która narodziła się wraz z odkryciami geograficznymi, wymuszonymi przez tureckie embargo. Opierała się na wykorzystaniu zamorskich działek, państw marionetkowych, bądź handlu oceanicznego do poprawienia sytuacji sektora importowo-eksportowego. Zgodnie z zachodnią tradycją kolonializm datowany jest od epoki wielkich odkryć geograficznych, chociaż znany był już w czasach starożytności.
1 niewygodny fakt: Początkowo pokojowy proces, dopiero na przełomie XIX i XX wieku przerodził się w serię konfliktów zbrojnych, które trwały do połowy XX-wieku. Wyjątkiem tego była sytuacja Hiszpanii, która to już w XVI wieku wypowiedziała wojnę Imperium Inków i Azteków, ostatecznie tracąc tereny na przełomie XVIII i XIX wieku.
2 niewygodny fakt: Produkcja kolonii nie zwiększała zamożności państw-metropolii, gdyż nie zwiększała ich produktu krajowego brutto, ze względu na ich odrębną podmiotowość, lecz umożliwiała łatwe omijanie embarg w handlu zagranicznym i obroty wcześniej niedostępnymi produktami, na korzystnych warunkach. Kolonializm doprowadził do wielu inwestycji zagranicznych w krajach-koloniach, który wpłynęły korzystanie na ich gospodarkę, lecz wraz z nasileniem się walk, część z nich upadła, a w wielu z nich pracowali też niewolnicy.
3 niewygodny fakt: Terminem „kolonializm” określa się powszechnie też zwycięskie wojny krajów Europy Zachodniej, na terytoriach odległych, które nie miały charakteru wojen handlowych, lecz wynikały z walk ideologii, bądź innych interesów, nie różniąc się niczym od innych konfliktów zbrojnych, toczonych przez te państwa.
4 (bardzo) niewygodny fakt: Niektóre państwa wspierały kolonializm, kosztem suwerenności sąsiadów, w zamian za napływ inwestycji zagranicznych, bądź eliminację przeciwników w regionie. Takie zarzuty wystosowano między innymi wobec Cesarstwa Chin, oraz Państwa Kongo czy niektórych ludów Ameryki Środkowej.
Status tych terytoriów z punktu widzenia państw europejskich był formalnie zróżnicowany, stosowano w odniesieniu do nich nazwy i systemy prawne: [[Kolonia (geografia polityczna)|kolonia]], [[protektorat]], [[Kondominium (kolonia)|kondominium]], [[prowincja zamorska|prowincja zamorskia]], [[terytorium zamorskie]], koncesja, działka dzierżawiona wreszcie [[terytorium powiernicze ONZ|terytoria powiernicze]] lub obszary nie rządzące się samodzielnie, istniały też kolonie nieformalne.
Historia
Po przejęciu przez Turków kontroli nad Azją Mniejszą i północną Afryką, oraz blokady na wchodzie dokonywanej przez państwa i plemiona ałtajsko-uralskie, Europa Zachodnia została odcięta od świata. Zatrzymało to handel transkontynentalny działania misjonarskie i podróże w celach naukowych. Szczególnie dotkliwy był brak możliwości handlu z Indiami i Chinami, od których niektóre kraje były uzależnione. Wobec tego zaczęto szukać możliwości ratowania sektorów gospodarczych, poprzez znalezienie morskiej drogi. Skutkiem tego były odkrycia Vasco da Gamy czy Krzysztofa Kolumba. Prócz odkrycia drogi do Azji, odkryto też nowy kontynent – Amerykę. Pierwsze osady założone zostały na Karaibach przez Brytyjczyków, oraz w dzisiejszej Brazylii przez Portugalczyków.
O ile w przypadku Karaibów i Brazylii, małe ekspedycje przeważnie nie wchodziły w konflikt z tubylcami, a ludność indiańska i napływowa nawzajem się asymilowały, to inaczej potoczyło się w przypadku Królestwa Hiszpanii, które wytoczyło wojny Rdzennym Amerykanom. Po upadku tych kolonii nastał okres niemal stuletniego zastoju w kolonializmie w rozumieniu uzyskiwania kontroli nad terytorium, ostatecznie przerwany przez konflikty na przełomie nowożytności i współczesności – ten okres kolonializmu spotkał się z większym oporem, wobec czego upadł po kilkudziesięciu latach.
Kolonializm hiszpański
Hiszpania stanowiła najbardziej radykalny kraj, pod względem polityki zamorskiej. Zawiązał on bowiem sojusz z plemionami przeciwnymi istnienia Państwa Azteków i Imperium Inków, wspólnie dokonując podboju tych państw. Hiszpanie na okupywanych terenach prowadzili kopalnie, dokonywali grabieży cennych przedmiotów, oraz niszczyli świątynie. Podczas walk dokonywali straceń ludności cywilnej, próbując zmusić władców do kapitulacji. W trakcie próby zmuszenia Athalupy do kapitulacji, stracono co najmniej kilka tysięcy ludzi, co stanowiło dużą jak na owe czasy ilość. Kontrolowali całkowicie zdobyty teren, nie pozwalając Indianom na sprawowanie jakichkolwiek urzędów. Majowie z powodu braku przeciwnika w postaci innych plemion stawili opór, tak samo jak ludy w głębi kontynentu Ameryki Południowej.
Import srebra jako towaru zamiennego wobec waluty, okazał się nieskuteczny, bowiem brak pokrycia dużej ilości srebra, w monetach emitowanych w Hiszpanii (z powodu braku wpływu kolonii, na obroty i produkcję podmiotu Hiszpanii co uniemożliwiało emisję z pokryciem) doprowadziło do deflacji na rynku srebra, którego spekulowana cena, spadła do niskiego poziomu powodując kryzys ekonomiczny w Europie Zachodniej.
Próby nawrócenia ludności na wiarę chrześcijańską również okazał się porażką, gdyż ludność nie chciała mieć związków z religią ludności, która napadła na ich ziemię, a akty wandalizmu skierowane przeciw ich religii, coraz bardziej zniechęcały Indian do kleru, oraz sprawiały że całkowicie nie wierzyli w nauki, które im głoszono. Dochodziło to też do licznych powstań, podczas których organizacje walczyły przez wiele wieków przeciw okupantowi. Dopiero, gdy kościół zdecydował się na dokonanie syntezy wierzeń indiańskich z wiarą rzymsko-katolicką, rozpoczął się proces przyjmowania przez Amerykę Łacińską wierzeń chrześcijańskich w formie synkretycznej, obecnie rejon ten stanowi największe na świecie skupisko chrześcijaństwa.
Hiszpanie stosowali początkowo wobec Indian obowiązek pracy przymusowej, jednak liczne strajki i ucieczki szybko zmusiły ich do szukania innego typu taniej siły roboczej, co spowodowało sprowadzenie niewolników z Afryki.
Ludność indiańska podzielona była na wiele dialektów, często nawzajem niezrozumiałych. Obecność języka hiszpańskiego jako urzędowego, doprowadziło z biegiem lat do przyjęcia go przez mieszkańców Ameryki w życiu codziennym, co umożliwiło integrację i zjednoczenie się ludności. Doprowadziło to z czasem do niemal całkowitego wymarcia rdzennych dialektów indiańskich, ale jednocześnie pozwoliło na formowanie się świadomości Pan-Latynoamerykańskiej. Język ten przyswoili też imigranci z Europy, a także ludność czarna, którzy osiedlali się na wybrzeżach wschodnich Brazylii i Argentyny.
Na przełomie XVIII i XIX wieku doszło do największych rewolt w historii Ameryki Południowej. Wówczas to niepodległość uzyskały wszystkie terytoria okupywane przez Hiszpanię. Ludność, która uzyskała niepodległość wraz z ludnością prowincjonalną z głębi kontynentu utworzyły liczne państwa na ogromnym obszarze.
Ostatnią kolonią Hiszpańską była część Maroka.
Kolonializm portugalski
Portugalczycy od początku zakładali osady na wybrzeżach Brazylii. Portugalczycy jako niewielki naród, był całkowicie uzależniony od relacji z tubylcami. Do miast zakładanych na wybrzeżach imigrowali autochtoni, ucząc się języka portugalskiego, a także imigranci z różnych krajów i Afrykańczycy, co doprowadziło do stworzenia unikalnej społeczności.
W międzyczasie Portugalia uzyskała od Chin rejon Makau, a także założyła osady w Angoli. Przez kilka wieków, stopniowo ludność czarna uznawał władzę Portugalczyków na wybrzeżach, co doprowadziło do jednej z najlepiej prosperujących i stabilnych kolonii w Afryce. Jednocześnie doszło do kontaktów Portugalczyków z Państwem Konga, które sprzedało handlarzom swoich jeńców wojennych. Handel niewolnikami między Państwem Konga, a portugalskimi handlarzami rozwijał się przez kolejne wieki, dając początek atlantyckiemu systemowi handlu ludźmi czarnoskórymi.
Brazylia uzyskała niepodległość na przełomie XIX wieku, z czasem uzyskując kontrolę nad wschodnimi terenami Amazonii, z wyjątkiem kilku regionów, gdzie plemiona prowincjonalne nadal pozostają de facto autonomiczni.
Angola pozostawała jedną z najdłużej istniejących kolonii w Afryce. Dopiero w latach 70-tych uzyskała niepodległość, gdy to komunistyczni rewolucjoniści pokonali Portugalię. Spora ilość pozostałości po Portugalczykach, uległa zniszczeniu podczas wojny domowej, która wybuchła zaraz potem.
Podobnie było w przypadku Mozambiku, którego wybrzeże od XVII wieku było kolonią Portugalską, a w latach 70-tych utraciła 1/3 kontrolowanego terytorium. Po upadku komunizmu w Portugalii, 2/3 pozostałych jeszcze pod władzą terenów Mozambiku zostało anektowane przez niepodległy rząd.
Kolonializm holenderski
Kupcy holenderscy kupili od plemienia Delewerów wyspę Manhattan, co doprowadziło do powstania osady Nowy Amsterdam, z kamienicami murem oraz cytadelą obronną na południowej części Manhattanu. W XVI wieku utracili miasto podczas wojny z Wielką Brytanią.
W Ameryce Południowej, także istniała osada Holenderska – Surinam, który wypowiedział niepodległość dopiero w XX wieku, lecz brak powiązań handlowych z Holandią doprowadził do kryzysu, na skutek którego niewielkie państwo stało się ofiarą zjawiska „drenażu mózgów”, podczas którego spora część Surinamskich techników, wyjechała za pracą do Europy.
Holandia w XVII wieku uzyskała od Szogunatu niewielką osadę w Japonii, wyspę Dejimę koło Nagasaki – była to jedyna kolonia europejska w Japonii i jedyne miejsce, gdzie europejczycy mogli prowadzić handel z Japonią, w trakcie głównej części okresu Edo.
Najbardziej istotnym elementem kolonializmu Holendrów była Indonezja, zwana Indiami Wschodnimi. Od początku kraj ten utrzymywał bardzo bliskie stosunki z Holandią, co doprowadziło do rozwoju eksportu tytoniu do Europy. W XVIII wieku sułtan uznał Holenderską Kompanię Wschodnioindyjską, za swojego następcę jako podmiot pełniący władzę w państwie, jednak wkrótce doszło do bankructwa Kompanii, co zmieniło sytuację. Podczas Konferencji Wiedeńskiej uznano Królestwo Niderlandów za państwo, które miało mieć prawo do kontroli nad Indonezją, co było jednak nieuregulowane w stosunku do reprezentacji Indonezji. Przez niemal wiek Indonezyjczycy ignorowali obecność i żądania urzędników Holenderskich, zaś niewielkie państwo nie mogło zaprowadzić władzy w tak ludnym archipelagu, w którym władzę nadal sprawował rząd lokalny. Dopiero na początku XX wieku odpowiednio zmilitaryzowana Holandia, wprowadziła siłą władzę w większości terenów Indonezji, tworząc marionetkowe Holenderskie Indie Wschodnie, choć nadal wiele elementów wymagały współpracy z lokalnymi ugrupowaniami.
W roku 1942 Japonia oskarżyła Holandię o bezprawną agresję na Indonezję, gromadząc na wyspach wsparcie w postaci pro-japońskich organizacji bojowych. Ostatecznie Cesarstwo pokonało siły Holandii, oraz ich sojuszników Europejskich, szybko dekolonizując wyspy i wprowadzająca tam swoje wojsko, oraz prowadziło propagandę anty-holenderską na archipelagu. Po wycofaniu się wojsk japońskich, walkę przeciw Europejczykom, kontynuował pro-japoński rząd Sukarno, który to już w 1945 proklamował Stany Zjednoczone Indonezji. W 1946 roku Holandia, wraz z Anglią spróbowały odbić Indonezję, lecz w 1949 zostały zmuszone do kapitulacji
Obecnie Królestwie Niderlandów zostało jedynie 6 kolonii-wysp zwanych Antylami Holenderskimi, które mieszczą się na Karaibach.
Kolonializm brytyjski
Wielka Brytania jest często uważana za synonim kolonializmu – kraj ten w XIX wieku dzięki Brytyjskiej Rewolucji Przemysłowej, zdobył na dłuższy czas przewagę nad innymi krajami świata i Europy, lecz jednocześnie spowodowana tym obecność Brytyjczyków w różnych częściach świata, szybko doprowadziła do utraty przez UK monopolu na jej technologie.
Brytyjczycy począwszy od XVI wieku zakładali osady na wschodnich wybrzeżach Ameryki Północnej. Najbardziej istotne były terytoria, które znajdywały się okolicach dzisiejszego Nowego Jorku, Bostonu czy Filadelfii. Do miast ściągała ludność rdzenna, imigranci z Europy i Azji oraz ludność czarna, doprowadzając do powstania społeczeństwa wielokulturowego. Nieliczne były tereny w głąb kraju, które pozostawały pod faktyczną kontrolą kolonii, większość składała się z państw plemiennych. Dopiero za czasów USA, doszło do zlania się ze sobą społeczności środkowych terytoriów i wybrzeży, oraz formowania się faktycznych władz nowych stanów. Podobnie zjawisko nastąpiło w przypadku Kanady, jednak do regionu migrowało nieporównywalnie mniej imigrantów, ze względu na niekorzystny klimat – znacznie więcej wolało osiedlać się w Stanach Zjednoczonych, gdzie ponadto istniały wolne tereny na pustyniach, często niezamieszkane. W roku 1783 Anglia utraciła ostatecznie wybrzeże dzisiejszego USA.
Brytyjczycy dopłynęli, także do Nowej Zelandii, gdzie wkrótce wybuchł konflikt pomiędzy Maorysami, a Anglikami. Po początkowych stratach wojsk angielskich, zdecydowano się użyć armat co nagle przerwało walki. Maorysi byli tak zdziwieni i zainteresowani nową technologią, że zaprzestali walk uznając autorytet Anglików i chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o ich technice.
Pod sam koniec XVIII wieku w trakcie wojny z Francją, doszło do incydentu między Brytyjską Kampanią Wschodnindyjską, a Francuzami. Przedsiębiorstwo te utrzymywało liczne porty na wybrzeżach Indii, w tym biorąc udział w budowie Kalkuty. Informacja, o tym że statki francuskie, płyną zaatakować Kalkutę rozpoczęli budowę murów, mimo że zabraniał tego traktat z Imperium Wielkich Mogołów. Wobec tego Cesarz nakazał im rozbiórkę fortu, lecz Anglicy odmówili twierdząc, iż znaleźli się w stanie wyższej konieczności, gdyż wojna z Francją trwała na wszystkich frontach. Wobec tego wojska Mogołów zdobyły Kalkutę, aresztując Brytyjczyków. Wówczas to pijany żołnierz brytyjski zabił jednego z Hindusów, wobec czego żołnierze zostali wtrąceni do wąskiej celi, gdzie wielu z nich szybko zmarło. Sytuacja ta wywołała oburzenie wielu królestw Indii i Pakistanu, które domagały się powrotu do normalnych stosunków z UK i wznowienia eksportu, który był istotny dla ich gospodarki. Wobec tego zawiązały sojusz ze znajdującą się w podobnej sytuacji Brytyjską Kompanią Wschodnioindyjską, przeciw królestwom popierającym działania Wielkich Mogołów, a BKW rekrutowała ruszenie w postaci Sipajów – rdzennych wojowników. Podczas kolejnych dekad padł Pendżab, a także inne anty-angielskie królestwa, gdzie brytyjczycy stanowili władzę, dzięki wsparciu kolaboranckich. Niepodległe regiony bezpośrednio wspierały Brytyjczyków, między innymi swoimi wojskami. Jedynymi anty-angielskimi królestwami pozostał Afganistan i Nepal, który wygrał z Anglikami i wspierającymi ich Hindusami kilka wojen. Dominujący udział samych Hindusów, w uzyskaniu kontroli nad Indiami sprawił że tzw. British Radż przetrwał bardzo długo, a zwolennicy odrębności dość późno pojawili się na hinduskiej scenie politycznej. W połowie XIX wieku, wybuchł bunt Sipajów związany z sytuacją religijną, podczas których stoczyli walkę z Brytyjczykami, innymi Sipajami oraz wojskami pro-angielskich Królestw, a także Nepalem. Ostatecznie zostali pokonani, jednak kosztem bankructwa Brytyjskie Kampanii Wschodindyjskiej. Na jej miejsce został powołany rząd bezpośrednio Wielkiej Brytanii, kiedy to Królowa Wiktoria została mianowana Cesarzową Indii. Wiele królestw uznawało ją za następczynię z powodu braku męskiego potomka, bądź w zamian za duże dotacje na rzecz królestwa. Współpracowano przy budowie gęstej siedzi kolejowej i wykorzystania zdobyczy techniki. Jednym z głównych materiałów eksportu Indyjskiego stała się herbata. Musiała też zgodzić się na wiele ustępstw, rozszerzających zakres władzy lokalnej elity we władaniu tymi prowincjami, które były zależne od UK
Koniec wieku przyniósł kolejny rozwój systemu, kiedy to sułtani Malezji wykorzystywali Brytyjczyków jako rozjemców i doradców. Chociaż formalnie były suwerenne, to dużą rolę zaczęli sprawować brytyjscy rezydenci, mianowani jako doradcy miejscowych władców. Pozostałe stany Indonezji utworzyły Niesfederalizowane Stany Malezji. Mimo iż przyjęły one brytyjskich rezydentów, to nie podlegały formalnie Londynowi. Choć formalnie wielka Brytania uznawała istnienie Malajów Brytyjskich, to w rzeczywistości taki podmiot skutecznie nie funkcjonował, z tego powodu Malaje były zwane „Bagnem Imperium Brytyjskiego”.
Duże znaczenie brytyjskich armatorów doprowadziło do spięć z Chinami. Kraj ten stanowił miejsce, gdzie rozwijał się handle z Europą i był kluczowy dla Starego Kontynentu. Płacenie za wiele towarów odbywało się za pomocą srebra, co powodowało straty Europejczyków, którzy by zapobiec bankructwu przemycali opium. Chiny ostatecznie skonfiskowały zapasy opium oraz przejęły inny majątek obcokrajowców. Podczas negocjacji, rozpoczęło się niszczenie zapasów Opium, w skutek czego Brytyjczycy wysłali 170 statków z 20 000 żołnierzami by odbić jak największą część opium i ją wywieść. Wzięcie z zaskoczenia statków Chińskich i wykorzystaniem statków do ataku na cele naziemne, początkowo umożliwiło widoczną przewagę Brytyjską, niemożliwą jednak do toczenia dłużej niż chwilę z 200 000-kontengenem. Chiny zaproponowały rozejm, zakładając następujące elementy:
Zwolnienie obcokjraowców z obowiązku trzykrotnego klękania i dziewięciokrotnej czołobitności
Możliwość handlu w pięciu, dodatkowych portach
Możliwość prowadzenia działalności misyjnej przez francuzów (nie przyniosła ona skutków)
5% cło na eksport z Chin (podobne do dzisiejszego cła Polska-Chiny).
Jakiś czas potem wybuchł kolejny konflikt, kiedy to niesłusznie aresztowano statek pływający pod Brytyjską banderą, tym razem Chiny nie dały się zaskoczyć, wystawiając 200 000 żołnierzy przeciw wielokrotnie mniej licznym siłom brytyjskim. Wkrótce wszedł jednak traktat pokojowy, kiedy to Chińczycy zaproponowali Anglikom traktat pokojowy. Zakładał on
Możliwość tworzenia małych poselstw dyplomatycznych w Pekinie
Nowe porty dla handlu
Możliwość poruszania się na Żółtej Rzece statkom obcych armatorów
Wojny opiumowe nie stanowi pełnowymiarowej wojny między dwoma państwami – stanowił on raczej kilka drobnych, przybrzeżnych walk podjazdowych dokonywanych przez nieliczne oddziały europejskie. Zarówno Chińczycy jak i Brytyjczycy byli podobnie uzbrojeni – długie celne strzelby, z długim czasem przeładowania i broń miała (u Brytyjczyków szable, u Chińczyków szable i włócznie typu „Kosynier”).
W następnych dekadach doszło do dużego poprawienia się stosunków Chińsko-Europejskich. Chiny udostępniały handlarzom koncesje w Szanghaju, a także w innych regionach, nadając koncesje handlowe i wojskowe. Pod koniec wieku Chiny wypożyczyło Wielkiej Brytanii miasto Hong Kong, które szybko stało się ważnym ośrodkiem handlu azjatyckiego. Anglia uzyskała również na dzierżawę działki w Szanghaju, które utraciła w 1938 roku po wkroczeniu wojsk japońskich.
Wielka Brytania realnie nigdy nie posiadała kontroli nad Australią – tereny zamieszkiwane przez niezasymilowanych Maorysów bądź Aborygenów były poza władzą, tak samo jak ludność wielonarodowa, która w XIX wieku ogłaszała kolejne, własne państwa, ostatecznie zrzeszone w Związek Australijski.
Podczas Konferencji Berlińskiej 1880, Wielka Brytania uzyskała od państw europejskich wolną rękę na działania w południowej i środkowej Afryce. Doprowadziło to do rozwoju osady na Przylądku Dobrej Nadziei, lecz zagrożeniem stało się Państwo Zulusów, które to atakowało cele cywilne, ostatecznie zostało jednak poskromione. Dalej Brytyjska Kompania Wschodnioafrykańska (synteza Central Search Association i Exploring Company Ltd.) stworzyła osady w Rodezji, co jednak spowodowało walki z ludnością czarną. Brytyjczycy zostali też pokonani w regionie północno zachodniej Afryki przez Imperium Borno, te jednak w pewnym momencie podpisało z UK traktat w którym ustąpiło. Kalifat Sokoto, który rozciągał się na duży obszar dzięki dżihadowi, nie obronił stolicy przed wojskami UK, jednak ostatecznie zdecydował się zezwolić Brytyjczykom na obecność, wspierając finansowo „kolonię” i udostępniając swoich żołnierzy. Podobnie było w przypadku Imperium Kong, gdzie sytuacja był ściśle związana z udziałem UK w wojnach toczonych przez państwa regionu.
Brytyjscy pracownicy i żołnierzy zostali również zaciągnięci przez Imperium Osmańskie do budowy kanału Sułeskiego i tłumienia powstań, między innymi zlikwidowania prób uzyskania niepodległości przez Sudan. W trakcie Pierwszej Wojny Światowej, doprowadziła do powstanie niepodległego Egiptu, odrywając go od Imperium Osmańskiego, a kilka lat wcześniej Sułtan Maroka uznał Królowe Brytyjską za swojego następcę. Jednocześnie doszło do utraty Nowej Zelandii jako pośredni efekt Powstania Maorysów.
W międzyczasie doszło też do podboju Birmy przez Brytyjczyków i Hindusów. Wielka Brytania uzyskała też protektorat nad Omanem, Kuwejtem i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi.
W między czasie Wielka Brytania uznała Papuę-Nową Gwinę za swój protektorat, lecz administrację Brytyjską szybko przejęła Australijska. W trakcie pierwszej wojny światowej, Wielka Brytania rozpoczęła okupację Iraku, jednocześnie tracąc Syrię i Palestynę. Podczas dwudziestolecia międzywojennego UK straciła wybrzeże Kanady, podjęto się też zorganizowania Brytyjskiej kolonii w Kenii, na bazie terenów okupywanych Niemieckiej Afryki Wschodniej.
W roku 1941 Japonia uznała agresję Brytyjską na Birmę za bezprawną i w porozumieniu z niepodległościową Narodową Armią Birmy wyzwoliła teren spod władzy brytyjskiej, rozpoczęła także dozbrajanie Hinduskiej partyzantki, która miała wypowiedzieć powiązania z UK.
Upadek imperium kolonialnego Anglii w Azji sprawiły, że w 1941 Irak i państwa na wschodnich wybrzeżach półwyspu Arabskiego, zrzuciły władzę brytyjską, zaś Asyryjczycy pokonali Brytyjczyków w Iraku. Rozpoczęło się też formowanie się organizacji niepodległościowych w Afryce. Zarówno Azjatycki (szczególnie), Arabski jak i Afrykański ruch niepodległościowy, był kierowane, wspierane bądź inspirowane przez Cesarstwo Japonii, które prowadziło na całym świecie propagandę anty-kolonialną. Musieli też formalnie uznać niepodległość Australii.
W 1942 roku Japonia wprowadziła wojska do Malezji, zabijając doradców angielskich i pokonując wojska brytyjskie stacjonujące w okolicy, oraz zorganizowała wiele lokalnych organizacji wojskowych o charakterze anty-europejskim, następnie zlikwidowała kolonie brytyjskie na Oceanii, rozpoczynając promowanie propagandy anty-brytyjskiej.
W 1946 Wielka Brytania próbowała wspomagać Holandię w próbie odbicia Indonezji, poniosła jednak porażkę. W 1946 ludność Malezji odmówiła przyjęcia rezydentów Brytyjskich, co doprowadziło do protestu, wobec którego wojska angielskie zaatakowały ludność. W 1948 Malezja wypowiedziała wojnę UK, lecz próby odzyskania półwyspu spełzły na niczym i w 1954 roku Anglia skapitulowała, a w 1956 roku formalnie wpisała Federację Malaj na listę państw uznawane przez Londyn za niepodległe, lecz walki nadal trwały – do 1960 roku Malezja pokonała siły Anglii, Australii i Nowej Zelandii starają się jak najbardziej osłabić ich pozycję. To samo dotyczyło Singapuru, Brunei i Borneo Wschodniego. W międzyczasie Anglia utraciła wszystkie kolonie w Afryce, między innymi jako efekt Powstania Młodych Bantu, inspirowanym wojskową Organizacją Młodych Malaji założonym przez Japończyków.
Obecnie Wielkiej Brytanii pozostało 15 kolonii: wysp, bądź archipelagów na Karaibach i Atlantyku.
Kolonializm francuski
W XVII wieku Francja zaczęła tworzyć osady w Ameryce Północnej. A następnych wiekach nawiązała współpracę z Królestwem Merine (Madagaskaru), które sprzedawało jej jeńców wojennych. Podjęto się również uczynienia Polinezji i Melanezji koloniami, lecz ludność lokalne wykorzystywała sprytnie przybyszów w celach zarobkowych, w sposób czyniący te kolonie nierentownymi z punktu widzenia francuskich armatorów.
Francja zapobiegła dominacji Portugalii w działaniach w okolicach Senegalu, gdzie szedł szlak niewolnikami, skupowanymi między innymi od Arabów. W połowie XIX wieku Francja pobiła Senegal, uniemożliwiając przy tym rozprzestrzenianie się dżihadu islamskich państw Wolofów i Tukulerów, oraz ogłosiła zakaz niewolnictwa. w 1860 roku odebrała Imperium Osmańskiemu wyborze Allegri. Wierny Osmanom sułtan odbił częściowo teren, lecz ostatecznie francuzi wygrali, a sułtan zginął w bitwie na pustyni.
Po 1880 roku Francja uzyskała wolną rękę na działania w północnej Afryce. Skutkiem tego była proklamacja wielu terytoriów zależnych w regionie zdobytych różnymi metodami, lecz w rzeczywistości większość tych terenów była poza władzą Francji, gdyż terytorium pustynne było nie do funkcjonowania dla niedostosowanych Europejczyków, a opór Berberów i murzynów był duży.
Na przełomie wieków francuzi uzyskali wiele koncesji od Królestwa Merine, co spowodowało uznanie tego terenu za kolonię przez rząd Francji. Proponowała później sprzedaż tego terenu Polsce, co było sprzeczne z prawem międzynarodowym na linii Francja-Merine, ostatecznie nie doszło jednak do transakcji.
W 1912 roku Francja dokonała wojny napastniczej na indochiny, podbijając Wietnam, Kambodże i Laos, oraz ogłaszając powstanie marionetkowych Indochin Francuskich.
W roku 1941 Cesarstwo Japonii uznało działania Francji za bezprawne, wobec czego wypowiedziała jej wojnę i zaatakowała Indochiny Francuskie szybko likwidując kolonię, współpracując z lokalnymi grupami niepodległościowymi. Spowodowało to masowy wzrost środowisk anty-francuskich w Afryce Zachodniej. W 1945 roku Japończycy zorganizowali na terenie 3 państwa: Cesarstwo Wietnamu, Królestwo Kambodży i Królestwo Luan Prabang (Laosu). W 1945 Francja spróbowała odbić teren lecz po wycofaniu się wojsk japońskich, trzy państwa samodzielnie prowadziły skuteczną walkę. Przez wiele lat działania Francji spełzły na niczym, a w 1954 zostało zmuszona do kapitulacji. W międzyczasie utraciła też niemal wszystkie kolonie w Afryce, a już w 1946 w związku ze stratami na Pacyfiku musiała nadać autonomię Polinezji i innym wyspom. W latach 60-tych przegrała wojnę z Algerią, która skutkowała utratą kontroli nad jej wybrzeżem.
Obecnie Francja posiada 3 kolonie: Polinezję Francuską, Nową Kaledonię oraz Wallis i Futuna. w 2021 roku odbyło się referendum w sprawie wypowiedzenia przez Kaledonię niepodległości jednak referendum wygrali lojaliści.
Kolonializm belgijski
W 1880 roku Belgia uznała kraj Kongo za prywatną posiadłość Króla Filipa. W rejonie tym istniało kilka państw: Królestwo Lunda, Królestwo Luba, Tippu Tip (Rwanda), Yeke, Królestwo Kuba, Królestwo Karagwe i Kazembe. Belgowie zaczęli działać na terenie południowo-wschodnim, skupując niewolników (co było sprzeczne z Konferencją Berlińską) i prowadząc wypał lasów, co doprowadzało do śmierci tubylców. Podobnie śmiertelne było szczególne ciężkie traktowanie niewolników.
Krótko przed pierwszą wojną światową, na tym terenie zaczęto tworzyć administrację marionetkowego Konga Belgijskiego obejmującego teren południowo-wschodni – reszty nie udało się podporządkować, gdyż istniały tam państwa plemienne i monarchie, które razem były za silne dla Belgów. Po wojnie ludność Kongo Belgijskiego zaczęła strajki i bojkot zarządzeń Konga Belgijskiego, w skutek czego Belgia utraciła kontrolę nad terenem i została zmuszona do uznania jego niepodległości. W chwili powstania Demokratyczne Republiki Kongo, jego PKB na osobę było równe PKB na osobę Korei Południowej i połowie PKB na osobę Cesarstwa Japonii. Włączanie terytoriów północnych i zachodnich do kraju, doprowadziło jednak do zbyt dużej ilości kontaktów między różnymi grupami, co doprowadziło do kilku wojen wewnętrznych oraz okresu rządów dyktatorskich, które uczyniło DRK jednym z najsłabiej rozwiniętych państw kontynentu.
Kolonializm II Rzeszy
II Rzesza za rządów Bismarcka nie był zainteresowana działaniami w Afryce. uważając że kraj ma rolę w Europie, a nie w odległym kontynencie. Jednak po jego śmierci sytuacja się zmieniła. Statki II Rzeszy przybyło do Sułtanatu Tanzanii, która była zależna od Omanu, a lokalni przywódcy zdecydowali się na nadanie Cesarstwu koncesji – mieli wspierać finansowo tzw. Niemiecką Afrykę Wschodnią i dostarczać im wojsko. Sprzeciwił się temu Sułtan, czego skutkiem było ostrzelanie pałacu przez żołnierzy Rzeszy. Sułtan ostatecznie przystał na stanowisko przywódców. Rejon ten był przez kolejne lata przykładem opłacalności finansowej wobec armatorów, oraz współpracy afrykańsko-europejskiej.
Inaczej było w przypadku Namimbi – tam II Rzesza utworzyła Niemiecką Afrykę Zachodnią na wybrzeżu, jednak z powodu pustyń kontrolowali tylko 25% deklarowanego terytorium. Doszło tam do ataków terrorystycznych na białą mniejszość, podczas której zginęło 100 osób, w tym kobiety, dzieci i osoby starsze. Jedno z plemion zaatakowało stolicę. 10 000 żołnierzy wobec raptem 3 000 sił niemieckich i tubylców lojalnych wobec NAZ, szybko poniosło porażkę, lecz wsparcie w postaci 20 000 żołnierzy połączonych z niedobitkami sił lokalnych, ostatecznie odbiło stolicę i próbując zapobiec masakrom białych cywili, zaczęły dokonywać odwetu w postaci takich samych działań wobec cywilów wrogiego plemienia, zmuszając ich do ucieczki na wschód kraju.
Podczas I Wojny Światowej II Rzesza utraciła oba kolonie w Afryce, a także kolonię w Papui. Posiadany przez nich archipelag na Papui, Mikronezji i Samoa został zajęty przez Japonię, Australię i Nową Zelandię.
Kolonializm włoski
Włochy odbiły wybrzeże Libii spod rządów Imperium Osmańskiego.
W 1935 Najechały na Cesarstwo Abisynii jednak poniosły porażkę. W trakcie drugiej Wojny Światowej próbowały zdobyć Egipt jednak po zdobyciu pewnych terytoriów, musieli się wycofać. Walki w Maroko również okazały się nieskuteczne. Skutkiem przegranej w wojnie zachodnich krajach Arabskich, była utrata Libii przez Włochy.
Kolonializm amerykański
Kolonializm amerykański jest specyficzny, bowiem stanowi kolonializm innej, byłej kolonii. Amerykanie ustanowili prawo, które pozwalało na aneksję, bądź uznanie za terytorium zależne wysp na którym znajduje się guam (odchody ptasie dużej wartości), pod warunkiem że są niezamieszkane, bądź nie należą do innych państw. W skutek czego USA zyskało część wysp na Pacyfiku.
Stany Zjednoczone był w bliskich kontaktach z Królestwem Hawaii, które pozwoliła im zbudować tam bazę – Pearl Harbor. Pod koniec XIX wieku doszło do serii manifestacji w ramach, których doszło do rywalizacji autochtonów z mniejszościami napływowymi w pobliżu Pałacu oraz Pearl Harbor, które żądały abdykacji. Królowa Hawajów, zdecydowała że dokona abdykacji, tylko jeśli jej następcą będzie rząd USA. Mimo podjęcia decyzji mniejszość próbowała utworzyć własny rząd, jednak ostatecznie USA przejęło kontrolę likwidując samozwańczą Republikę Hawaii.
Na przełomie XIX i XX wieku USA rozpoczęło okupację Filipin. W 1941 roku Japonia uznała ją za bezpodstawną i wypowiedziała USA wojnę, współpracując z pro-japońskimi organizacjami na wyspach. W skutek czego zdobyto Filipiny, a w 1943 roku założono tam Republikę Filipin. Po wycofaniu się wojsk japońskim, odbyły się tam wolne wybory.
Obecnie USA posiada 13 kolonii, z czego cześć jest niezamieszkana.
Podsumowanie
Kolonializm nie istniał. Z punktu widzenia matematyki i ekonomii, zamożność kraju jest ilością emisja pieniądza (bądź towaru uniwersalnego) dla którego pokryciem jest tępo produkcji, handlu, usług z szarą strefą, czarnymi rynkiem i pracą samodzielną włącznie. Jeśli nie dojdzie do takiej emisji, wówczas siła nabywcza „migruje” na inny sektor (np. towary uniwersalne). Nie można wzbogacić państwa rozwijając terytorium zależne od niego, bowiem próba emisja pieniądze na podstawie PKB kolonii, doprowadzi do inflacji w metropolii. I np. jeśli w Potosi wydobywano srebro i eksportowano, to dawało to pokrycie dla emisji waluty, której używali Indianie. Nie maiło to wpływu na zamożność Europejczyków, chyba że mieszkali w kolonii. Mogli co najwyżej wymienić walutę na walutę, którą można była płacić w Hiszpanii, tyle że ona wymagała emisji na podstawie obrotów w samej Hiszpanii…
Zdecydowana większość terytoriów, które uznawane było za kolonie, albo nie była koloniami, albo nawet nie dotarli tam Europejczycy. Z pośród tych, które istniały wiele z nich zostało dobrowolnie oddanych, gdy np. lokalny władca nie miał naturalnego spadkobiercy, albo poprzez wsparcie mu wrogich państw. Kolonializm w Afryce i Azji upadł bardzo szybko, na skutek odwetu Japonii.
Także motyw „traktatów nierównych” (błędnie tłumaczonych jako „traktaty nierównoprawne”) zawieranych przez Chiny z Europą, jest błędny. Idąc tą drogą równie dobrze można nazwać „traktatem nierównym” umowę o swobodzie gospodarczej między Polską, a Niemcami. W teorii oba te umowy zakładały, że obywatele obu krajów mogą robić to samo za granicę. W praktyce, Niemcy zlecili zbudować Polakmom ponad 2 400 drogerii, sklepów i innych sieci handlowych, oraz budowę
Warto dodać, że kiedy Francja straciła kolonie, jej PKB nie spadło, a wzrosło. Bowiem ludność francuska zmuszona była do robienia interesów w kraju, przynajmniej do czasów, gdy Chiny zagarnęły wszystko.